Ciężkie czasy – recenzja spektaklu. O oszczędzaniu w czasach inflacji

Realizacja spektaklu o kryzysie gospodarczym, rozrzutności z jednej i skąpstwie z drugiej strony byłaby dziś zupełnie na miejscu. Szalejąca inflacja, problemy w przemyśle energetycznym i rosnące koszty życia to obecnie polska codzienność. Z tematem konfrontuje się Redbad Klynstra-Komarnicki w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie w wyreżyserowanym przez siebie spektaklu Ciężkie czasy wg dramatu Michała Bałuckiego. Czy jednak wychodzi z tej konfrontacji zwycięsko?

Ciężkie czasy to pozytywistyczny dramat, w którym Bałucki ośmiesza sarmacki sentymentalizm, doprowadzający polską gospodarkę pod koniec XVIII w. do ruiny. Nie zostawia jednak również suchej nitki na zwolennikach bratania się z ludem i pracy u podstaw, ruchu charakterystycznego dla XIX i początku XX wieku. Promuje natomiast surowy realizm i ostrą krytykę rzeczywistości. Klynstra-Komarnicki odświeżył nieco wizualnie tę sztukę, ale zaproponowane zmiany udały się jedynie fragmentarycznie. Spektakl nie jest ani wierną dramatowi inscenizacją, ani dostatecznie zaktualizowanym komentarzem do obecnych ciężkich czasów. Tkwi gdzieś pomiędzy.

Zobacz również: Zesłanie – recenzja spektaklu. Syberia na wesoło

Widać to dobrze na przykładzie kreacji aktorskich. Mamy znakomicie sportretowane postaci takie jak ekstrawagancka i zaborcza femme fatale Natalka w fenomenalnym wykonaniu Hanki Brulińskiej. Genialna Idalcia Ewy Ostojak jako znerwicowana laleczka swoich aspirujących do wyższych sfer rodziców równie często przyciąga wzrok widzów. Świetny występ zaliczył również Michał Czyż w roli Leonidasa. Nie rozumiem tylko obecności tej postaci w kontekście całego przedstawienia. Młody syn podupadającego szlacheckiego rodu, który chce edukować najniższe warstwy i stawać w obronie ludu, deklamujący patetycznie Grób Agamemnona Słowackiego, nie jest dziś kimś z kim możemy się utożsamiać. Mało wiarygodnie wypadła również rola pana Żuryło w wykonaniu Krzysztofa Olchawy. Dwuznaczne zachowanie w stosunku do ukochanej jego syna jest niesmaczne, zupełnie niezrozumiałe, nie buduje charakteru postaci, a więc zbędne.

Ciężkie czasy
Fot. Jacek Sadowski

Bardzo śmiało do swojej roli Juliusza podszedł natomiast Wojciech Rusin. Młody, dobrze wykształcony i obyty w świecie dziedzic chce wykorzystać swoje pomysły, by zrewolucjonizować rodzimą gospodarkę na wzór zachodni. Klasyczny konflikt starego pokolenia z młodym. Szkoda tylko, że to „młode” pokolenie jest naćpanym hipisem z początku lat 2000. Niezbyt trafiona kreacja.

Zobacz również: Wzrusz moje serce – recenzja. Rozgryźć orzeszka

Jest to duża strata, ponieważ przyjęta konwencja kulis na scenie świetnie działa jako lustrzane odbicie dla widowni. Aktorzy schodzą się razem z widzami i dopiero gdy gasną światła robocze, stają się swoimi postaciami. Przez cały spektakl są widoczni w głębi sceny, czekając na swoją kolej. Przemieszczają się również wśród publiczności, jakby każdy z nich – aktorów i widzów – mógł w dowolnej chwili zamienić się miejscami. Działałoby to jeszcze lepiej przy bardziej uwspółcześnionych niektórych postaciach.

Ciężkie czasy
Fot. Jacek Sadowski

Dalej mamy dwójkę służących (Beata Passini i Kamila Janik), która nie jest zbyt spójna – przypisano im tekst didaskaliów przed pierwszym aktem, ale już w kolejnych się to nie powtarza. Znów więc pojawia się pytanie o zasadność takiego zabiegu przy symbolicznej scenografii, która sama w sobie wystarczająco tłumaczy sceny. Wstępem do drugiego aktu jest natomiast melorecytowana partia, która jest świetnie wykonana przez aktorki, ale aż prosi się o większe i bardziej dynamiczne wsparcie inscenizatorskie. Jest w tej scenie duży, ale nie do końca wykorzystany potencjał.

Zobacz również: Alaska – recenzja spektaklu. Balans na granicy

Częścią, która najlepiej spaja i obejmuje cały spektakl, jest muzyka grana na żywo przez Szymona Miśniaka. Perkusyjna improwizacja zaskakująco dobrze wpisuje się w dramaturgię. Nieustannie lawiruje między zupełnym oderwaniem od akcji, by powrócić na kilka taktów w rytm kroków czy słów danej postaci. Dodatkowo utrzymuje tempo i zainteresowanie przy nieco wolniejszych scenach.

Ciężkie czasy
Fot. Jacek Sadowski

Bardzo korzystnie na uwagę widza działa także wykorzystanie obrotowej sceny w scenografii Marcina Chlandy. Choć muszę przyznać, że gdy jej ruch trwał ponad 5 min ciągiem, przyprawiało to o zawroty głowy. Nie mniej twórcy świetnie ją wykorzystali do wzmocnienia efektów komicznych. Równie widowiskowe i ciekawe są kostiumy Emila Wysockiego, które barwnie podkreślały charakter postaci (zwłaszcza kapelusze!).

Zobacz również: Czarny Szekspir – recenzja. Lekcja (z) historii

Z czym nas zostawiają Ciężkie czasy w reż. Klynstry-Komarnickiego? Z prztyczkiem w nos i trochę nie trafionymi radami finansowymi w dobie inflacji. Koniec końców górą wychodzi największy sknerus, który radzi by zamiast wina pić wodę. Bałucki kończy swój dramat „oszczędnością i pracą” a twórcy lubelskiej inscenizacji zaraz dodają „ludy się bogacą”. I w finale płynnie przechodzą od farsy na temat kryzysu gospodarczego do bardzo lekkiej i optymistycznej piosenki Damiana Syjonfama Powstanie. Spokojnie widzu, nie ma czym się przejmować, bo:

„Powstanie tutaj miejsce od innych trochę lepsze
Dla ludzi dobrej woli otworzyć się pozwoli
Dla prostych ludzi z wioski zostawią swoje troski
Spotkamy się na mieście tylko wszyscy ze sobą przynieście

Dobre słowo cenniejsze od chleba
Harmonie ducha dzisiaj tego nam potrzeba
Spraw by twój umysł był jak żyzna gleba
Nie próbuj tego rozumieć tylko czuj”.

Ciężkie czasy
Premiera: 22.04.2023, Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Reż. Redbad Klynstra-Komarnicki
Dramaturgia: Daniel Adamczyk
Scenografia: Marcin Chlanda
Kostiumy: Emil Wysocki
Muzyka: Szymon Miśniak
Reżyseria światła: Marcin Chlanda
Obsada: Kamila Janik, Marta Ledwoń, Edyta Ostojak, Beata Passini, Hanka Brulińska, Magdalena Sztejman, Magdalena Zabel,Tomasz Bielawiec, Michał Czyż, Włodzimierz Dyła, Paweł Ferens, Artur Kocięcki, Krzysztof Olchawa, Adam Rosa, Wojciech Rusin, Daniel Salman.

Plusy

  • Fantazyjne kostiumy
  • Muzyka zbierająca spektakl w całość
  • Kreacja Natalki i Idalci

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Piosenka na koniec
  • Postać Julka
  • Za dużo obrotowej sceny
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze