Star Wars Jedi: Ocalały – recenzja gry. Najlepsze Gwiezdne Wojny ostatnich lat?

Star Wars Jedi: Upadły Zakon był dość ciekawym eksperymentem w świecie Gwiezdnych Wojen. Nie mówię, że totalnie udanym i fenomenalnym, bo swoje za uszami miał. Niemniej, używanie mocy i wymachiwanie mieczem świetlnym w połączeniu z zasadami rodem z serii Souls okazało się w założeniu na tyle ciekawe, że – ku zdziwieniu wszystkich – gra sprzedała się jak świeże bułeczki, cementując pozycję gier singleplayer na rynku. Po czterech latach gra doczekała się sequela i.. No właśnie, i co?

Star Wars Jedi: Ocalały jest sequelem dość typowym w swych założeniach. Ot, zrób to samo co wcześniej, tylko w myśl zasady więcej i lepiej. Twórcom przygód Cala Kestisa prawie się ta sztuka udała. Prawie, bo choć niektóre elementy rzeczywiście są dopieszczone, że wspomnę tu o systemie walki bądź eksploracji, tak niektóre zdecydowanie zostały potraktowane po macoszemu.

Zobacz również: Najlepsze gry 2023 roku

Upadły Zakon zachwycił mnie swoim patentem na eksplorację planet. Nie wiem jak wy, ale znajduję w tym coś ekscytującego i podniecającego. Lądowanie na nieznanej planecie, poznawanie jej terenów czy fauny i flory – szczególnie, że te planety były naprawdę nieźle pomyślane i każda różniła się od siebie w znaczącym stopniu. W Ocalałym niestety tak kolorowo nie jest, bo do eksploracji jest znacznie, znacznie mniej. Autorzy postawili na bardziej skondensowaną, teoretycznie poważniejszą fabułę, w której trup ściele się gęsto, a zwroty akcji naprawdę potrafią wprowadzić w niemałe zdumienie. Historia przedstawiona w grze ma miejsce pięć lat po wydarzeniach z Upadłego Zakonu i jest zaskakująco dobra, choć miejscami nierówna. Urzekło mnie w niej to, jak łączy ze sobą wiele okresów z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Nie chcę wam jednak psuć niespodzianki, dlatego o fabule – tyle.

Gameplay przeszedł pewne zmiany w porównaniu z poprzednikiem. Przede wszystkim jest tu znacznie mniej Soulsów – poziom trudności został znacząco obniżony, co uważam mimo wszystko za plus. To był ciekawy eksperyment, który w końcowym rozrachunku nie zdał egzaminu – przynajmniej w mojej ocenie. To po prostu nie przystoi, aby Jedi został tak łatwo pokonany przez dziką roślinę czy kosmiczną kozę, no błagam. Walki są znacznie mniej wymagające, ale co warto nadmienić, Star Wars Jedi: Ocalały wprowadza nowe postawy.

Zobacz również: Najlepsze gry na PlayStation 2

Od samego początku możemy przysposobić się w pojedynczy miecz, podwójny lub dwa miecze, a na przestrzeni gry będziemy mogli zdobyć kolejne dwa (w tym jeden dość… kontrowersyjny?). Niestety, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, gracz nie może sobie swobodnie zmieniać stylu walki i może być wyposażony jedynie w dwa na raz. Ewentualnie zmiany może wprowadzać w punktach medytacji, znanych już z poprzedniej części. Oczywiście, znajdziemy tu także zagadki środowiskowe, drzewko umiejętności czy dużo akrobatyki, obejmującej między innymi bieganie po ścianach i wspinaczki. Rozgrywka jest bardzo wyważona pod względem różnorodności, czego zresztą byliśmy świadkiem wraz z Upadłym Zakonem. Szkoda jedynie, że zostało tu sporo naleciałości po tym soulsowym systemie, ale, hej – ciężko byłoby nagle odejść od niektórych aspektów rozgrywki, które obecny były w pierwszej części serii.

Szkoda tylko, że pod kątem technicznym, Star Wars Jedi: Ocalały często nie domaga, a optymalizacja leży i kwiczy. Oczywiście, Respawn Entertainment wypuściło już bodajże dwie duże łatki, mające zaradzić problemowi, ale patrząc na schemat działania developerów, w głowie rodzi mi się pytanie do was, drodzy gracze. Ile razy jeszcze wydacie swoje ciężko zarobione pieniądze na niedorobioną grę w chorej cenie? Pasja pasją, ale uwierzcie mi, że nic tak nie działa na duże korporacje jak zawartość waszych portfeli. Oczywiście, w recenzowanym tu tytule nie ma tak tragicznej sytuacji jak często bywa w grach Ubisoftu czy było w Cyberpunku, ale jest to temat, nad którym zdecydowanie warto się pochylić i pomyśleć.

Star Wars Jedi: Ocalały to bardzo, bardzo dobry tytuł. Nie spodziewałem się po nim za wiele, a z przyjemnością stwierdzam, że w wielu aspektach okazał się lepszy od swojego poprzednika. Cierpi na kilka bolączek, lecz fun płynący z rozgrywki zdecydowanie je przysłania. No, może poza wspomnianą optymalizacją – ale od czego są łatki i patche, co?

Plusy

  • Całkiem niezła fabuła z licznymi zwrotami akcji i głęboką świadomością uniwersum
  • Urozmaicony system walki...
  • Dobry, gatunkowy miszmasz (albo, jak mówią moje szwagry, maszmisz)

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Optymalizacja, optymalizacja, optymalizacja
  • ... ale twórcy niepotrzebnie narzucają graczowi pewne ograniczenia
  • Naleciałości po systemach zaczerpniętych z Soulsów
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze