Jonas Brothers – The Album – recenzja płyty

Pojawił się kolejny album Jonas Brothers. The Album prezentuje się tak jak i sama jego nazwa – tak, jakby nikt się nie wysilił na coś więcej. A przecież od poprzedniej płyty minęły cztery lata i z pewnością jest to czas na stworzenie czegoś oryginalnego. Otóż nie tym razem…

The Album jest niepostarany. Od czego zacząć wyjaśnienia? Płyta trwa lekko ponad pół godziny, a większość piosenek opiera się na powtarzaniu jednego zdania refrenu wiele razy. Powtórki ciągną się niewiarygodnie długo. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że jakby ten twór ścisnąć jak cytrynę, zostałby po nim ledwie kwadrans muzyki. Niemal każdy utwór opiera się na tych nieszczęsnych refrenach wracających jak bumerang. Zwrotek naprawdę trzeba się doszukać. Na dodatek zaskakująca ilość piosenek dotyczy lata lub wakacji. Tak jakby zostały napisane pod letnie playlisty do radia…

Być moźe dlatego też wszystkie utwory są takie same. Od początku do końca płyty piosenki są do siebie łudząco podobne. Wszystkie są dynamiczne jak typowe letnie hity lecące w marketach. Singiel promujący płytę, Waffle House, jednocześnie zapowiedział całe jej brzmienie. Z jednej strony ten letni nastrój sprawdza się nie bez powodu – lekkie i przyjemne utwory zazwyczaj utykają nam w głowie. Z drugiej jednak, jeżeli tak utrzymana jest cała płyta, wypada co najwyżej nudno. Trudno się nawet pokusić o wyróżnienie konkretnego utworu, tak są nieoryginalne. Jedno Vacation Eyes rozpoczęte pianinem nie ratuje całej płyty.

Zobacz również: Lor – Panny Młode – recenzja płyty

Jakby tego wszystkiego było za mało, to przyjemne (wciąż nudne) brzmienie, czasami jest zaburzone przez samych artystów. Bracia Jonas ze swoimi wysokimi barwami głosów momentami mieszają się, a wejścia sobie w słowo zamiast harmonii tworzy mało przyjemny chaos. Szczególnie Summer In The Hamptons wypada blado. Dźwięki nakładają się na siebie tak, że uniemożliwiają wsłuchanie się w tekst czy po prostu nucenie sobie pod nosem. Chaotyczne wcięcia i nadmiar wysokich, urywanych wstawek potrafi zniechęcić.

 

O ile druga połowa płyty jest męcząca, to pierwsza ma jeszcze jako taki potencjał. Montana Sky czy Miracle może zostaną przebojami jednego lata, o ile nie znikną w playlistach podobnym ich utworów. Nawet utwór Walls wykonany wspólnie z Jonem Bellionem nie ma szans się wyróżnić. Nawet ciekawe barwy głosów artystów nie są tu zbytnim atutem, bo znikają pod ciężarem powtarzalności.

Zobacz również: Ed Sheeran – Subtract – recenzja płyty

The Album sprawia wrażenie napisanego na kolanie i powielonego przez wydłużenie refrenów. Jonas Brothers, po próbie napisania letniej płyty, utoną w morzu skocznych przebojów. Czy to taka szkoda? Wątpię, bo znudziłam się po trzech piosenkach. Jeżeli kogoś nadal ciągnie do włączenia sobie płyty, to można sobie przesłuchać podczas gotowania obiadu, to niestety nie ma w The Album nic, na czym można skupić uwagę przez pół godziny.

Obrazek główny: Vanity Fair.  

Plusy

  • Kilka letnich piosenek

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Ciągnące się refreny, które sztucznie wydłużają i tak krótką płytę
  • Chaotyczne połączenia głosów Jonas Brothers
  • Łudząco podobne do siebie utwory
Anna Baluta

Dużo czyta, a jeszcze więcej ogląda, a na dodatek o tym pisze. Zwiedza światy fantasy i lubi kultowe sitcomy. Między serialami studiuje i poznaje amerykańską kulturę i popkulturę.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze