Mała Syrenka – recenzja filmu. Kolejna porażka…

Od kilku lat Disney próbuje przenosić swoje bajki na wersję aktorską. Czy jest to potrzebne? Niekoniecznie. W większości są to słabe filmy, pozbawione magii i uroku, w dodatku spłycające większość wątków. Starają się na siłę i za bardzo przypodobać starszej widowni niż młodszej. Jak widać na najnowszym przykładzie Piotrusia Pana i Wendy nie kończy się to zbyt dobrze i otrzymujemy kolejna słabą adaptację. Jak wypadła nowa próba przeniesienia bajki Mała Syrenka na wielki ekran? A no brak głosu to nie jedyny problem syrenki.

Poniższa recenzja powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City

Wokół adaptacji Mała Syrenka narosło wiele kontrowersji, począwszy od koloru skóry Arielki, a kończąc na zbyt nieśmiałym księciu Eryku. I oczywiście zrozumiałe, że większość adaptacji  w obecnych czasach krąży wokół poprawności politycznej, równości. Z zasady uznaję, że dopóki zachowany jest duch postaci i charakter to kolor skóry aktora jest rzeczą najmniej ważną. W końcowym rezultacie, jeśli otrzymujemy świetny film, to cała reszta jest dodatkiem, na który możemy przymknąć oko. Z Małą Syrenką jest niestety taki problem, że nie zawiodło aktorstwo i casting. Błędy leżą zupełnie gdzie indziej.

Zobacz również: Dzień Matki – recenzja filmu. John Wick, ale to Twoja Stara

Jednym z głównych problemów filmu Mała Syrenka jest niestety kamera, która już od samego początku przyprawia nas o ból głowy. Przy dynamicznych scenach nie widać praktycznie nic i nie można nawet skupić się na obrazie, bo jest to wręcz migawka. Ciężko zobaczyć również detale jak np. charakteryzacja postaci, krajobrazy czy nawet rozpoznać momentami z jakim stworzeniem mamy do czynienia w podwodnym świecie. W scenach, gdzie kamera skupia się na Sebastianie, widać piękne detale w postaci chitynowego pancerza, który jest stworzony z idealną dokładnością. Potem dynamiczna scena i cały ten obraz się rozmywa, a nasz kochany krab traci swoją autentyczność.

I tak jak w ujęciach, kiedy nie mamy zbyt szybkich ruchów i kamera zwalnia na postać, to efekty specjalne są dopracowane, tak potem przechodzimy do dynamicznych ucieczek, ruchów, biegania i koniec, mamy słabe wizualnie sceny, w których na pierwszy rzut oka widać, że jest coś nie tak. Arielka wygląda momentami, jakby była doklejona z innego filmu i w ogóle nie wpasowuje się w sceny podwodne. Nie jest to w żadnym stopniu świat realny (chyba że ktoś wierzy w syreny), więc dopracowanie takich aspektów powinno być jedną z ważniejszych rzeczy. Pokazanie tej magii, harmonii i pięknych widoków, tego, co tak naprawdę kochają wszyscy mieszkańcy królestwa Trytona. Niestety pierwsza godzina, która dzieje się pod wodą (prócz kilku wybranych sekund) wypada bardzo, bardzo słabo. W wielu miejscach brakuje bajkowości, za którą wielu z nas pokochało Małą Syrenkę.

Zobacz również: Trzej muszkieterowie: D’Artagnan – recenzja filmu. Dumas nie byłby dumny

Mała Syrenka
Kadr z filmu „Mała Syrenka”

Wprowadzono kilka zmian, które niestety spłyciły Małą Syrenkę i odebrały jej wyżej wymienioną bajkowość. Ikoniczne Wyznanie Urszuli zostało okrojone o pewną zwrotkę, która w obecnych czasach niestety wywołałaby sporą kontrowersję. Dodano również wiele scen zapychaczy, które nie wnoszą nic do fabuły, chociaż niektóre piosenki w tych scenach mogą je obronić. Najbardziej ze wszystkich jest zdecydowanie pokrzywdzony Florek. Z uroczej, słodkiej i kochanej rybki stał się Florkiem po roku w skażonej rzece. Ograniczono jego postać do mało angażujących scen i zważywszy na jego wygląd, nie dziwię się wcale. W świecie fantastycznym, gdzie żyją syreny i wiedźma pół-kobieta pół-ośmiornica zdecydowano, że wszystkie inne zwierzęta będą przedstawione realistycznie. Naprawdę?

Mała Syrenka została przyprawiona taką otoczką tolerancji  różnych kultur, współpracy między rasami i uprzedzeń, że trudno tego nie zauważyć. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie przebijało się to na główny plan. Tracimy przy tym całe serce historii, które znamy z wersji z Małej Syrenki z 1989 i oryginalnej baśni Hansa Christiana Andersena.

Zobacz również: Asteroid City – recenzja filmu. Świat Wesa Andersona

Mała Syrenka
Kadr z filmu „Mała Syrenka”

Złego słowa natomiast nie można powiedzieć o Halle Bailey, która jest idealną Arielką. Na aktorkę spadła spora fala hejtu ze względu na kolor skóry i wiele osób skreśliła ją już na starcie. Jednak nikt nie zasłużył na tę rolę bardziej niż ona. Perfekcyjnie oddany charakter syrenki – naiwność, łatwowierność, determinację, zawzięcie i dobroć serca. Halle oddała piękno i ducha Arielki, a to jest najważniejsze w adaptacjach live action.

Dodatkowo miałam przyjemność wybrać się na wersję z polskim dubbingiem i była to świetna decyzja. Nie ukrywamy naszych zdolności, jeśli chodzi o dubbing. Jest on zawsze trafiony w dziesiątkę. Tak jak Halle Bailey jest idealną Arielką, tak Sara James urodziła się, by zostać głosem syrenki. Jaki ta dziewczyna ma głos! Coś pięknego! Delikatność, a jednocześnie taka siła i pewność. Olga Szomanska użyczając głosu nowej Urszuli, zdecydowanie oddaje mrok i dwulicowość wiedźmy. Przemysław Glapiński jako Sebastian oraz Katarzyna Dąbrowska jako Blaga są jednymi z lepszych elementów filmu. Piosenek w polskiej wersji można słuchać na okrągło, sama uzależniłam się od Wyznania Urszuli.

Podsumowując, niestety na tle innych filmów live action Disney’a  Mała Syrenka nie jest zbyt wyróżniającą się produkcją, a w większości dla starszej widowni nie jest to nic nowego i wciągającego. Po drodze zgubiono bajkowość i magię historii, a zastąpiono ją zbytnim zagłębieniem się w tolerancję i rasowość. Szkoda, bo właśnie ten film miał możliwość pokazania nam pięknego i fantastycznego świata podwodnego, a niestety został spłycony i mimo większości czasu spędzonego pod wodą raczej ciężko nazwać to widowisko pięknym.

 

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały pasowe

Plusy

  • Halle Bailey
  • Polski dubbing

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Praca kamery
  • Słabe efekty specjalne
  • Wypranie magii i spłycenie historii
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze