Trzej muszkieterowie: D’Artagnan – recenzja filmu. Dumas nie byłby dumny

Trzej muszkieterowie: D’Artagnan jest historią pokazaną na nowo z elementami znajdującymi się w książce Aleksandra Dumasa. Czy Martin Bourboulon dał nam w końcu dobrą adaptację? I tak, i nie.


Poniższa recenzja powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City


Młody D’Artagnan rozpoczyna swoją podróż do Paryża, by zostać muszkieterem króla Ludwika XIII. Gaskończyk po drodze zostaje pozostawiony na pastwę śmierci, po tym, jak próbował uratować młodą kobietę przed porwaniem. Przybywszy do miasta za wszelką cenę, postanawia odnaleźć napastników. Wskutek wydarzeń rozpoczynających historię zostaje wplątany w spisek mający na celu wywołanie wojny z Anglią oraz obalenie władcy. Na swojej drodze poznaje Atosa, Portosa i Aramisa, trzech przyjaciół, którzy będą jego towarzyszami w nadchodzących przygodach.

Historia znana przez wielu praktycznie na pamięć, ekranizowana ponad dwadzieścia razy (jeśli nie więcej), za każdym razem coś dodawano, odejmowano, ale duch historii płaszcza i szpady zawsze pozostawał taki sam. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Niestety tutaj nie wybrzmiało to aż tak mocno, jakby chcieli tego wierni fani powieści Aleksandra Dumasa. W tym wszystkim zgubiono jeden z podstawowych elementów: przyjaźń.

Zobacz również: Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów – recenzja serialu

Reżyser Martin Bourboulon nie chciał ograniczać swojego filmu do niektórych wątków, dlatego podzielono go na dwie części. Nie ukrywam, że jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo niestety wiele ekranizacji gubiło przez to ciekawe rozwinięcia. Od pierwszych minut zostaliśmy wrzuceni w akcję, która wręcz gna na łeb, na szyję. Wciągnięci nie możemy się oderwać od ekranu. Tylko czy samo tempo może definiować to widowisko jako świetną ekranizację? Niekoniecznie.

Miałam spore wymagania po tym, jak w 2011 roku otrzymaliśmy aż nazbyt pompatyczną adaptację od Paula W.S. Andersona, która w miarę trzymała się pierwowzoru i dostarczyła nam jednego z lepszych kardynałów Richelieu (tak, Christoph Waltz dla mnie był jednym z lepszych kardynałów). Nie mogę powiedzieć, że Trzej muszkieterowie: D’Artagnan nie ma dobrej akcji, bo bym skłamała. Naprawdę  jest wciągająca, ale w większości scen miałam z tyłu głowy: to nie tak, to nie powinno być tak, psują to.

Zobacz również: Dungeons & Dragons: Złodziejski honor – recenzja filmu. I to się nazywa dobre fantasy!

Wcielający się w główną postać Charlesa D’Artagnana François Civil jest w tej roli naprawdę fenomenalny (pomijając fakt, że ciut za stary na osiemnastolatka, ale pomińmy to). Trzej muszkieterowie: D’Artagnan od samego początku do końca stoją na jego postaci. Cięta riposta, błysk w oku, duma, charyzma i przede wszystkim honor – tak można opisać Gaskończyka. Przywiązujemy się do niego, kibicujemy na każdym etapie jego przygód. Aktualnie ciężko, aby w jednym filmie  stworzyć postać, do której przywiążemy się od razu.

I tak jak François Civil miał możliwość zaprezentowania nam D’Artagnana w całej okazałości, tak reszta postaci wypada tak blado i nijako, że nie kilka godzin po seansie, ciężko jest przypomnieć sobie, chociażby ich twarze. Atos, w którego wciela się Vincent Cassel to gbur i ponurak jakich mało. Dostojności niestety w nim nie widać za grosz. Bo mimo że złamany i zdradzony, to był hrabią, który potrafił podnieść głowę i przyjąć to, co się wydarzyło wręcz z dumą. A tutaj sprawiał wrażenie zbitego psa przez 3/4 filmu.

Zobacz również: Słuchacz – przedpremierowa recenzja książki. Przekręt kryzysowej Ameryki

Trzej muszkieterowie: D'Artagnan
kadr z filmu

Aramis i Portos wcale nie mają się lepiej. Pierwszy z panów jeszcze ma jakiś czynny udział w całej historii, sprawia wrażenie ciekawej postaci, ma charakter. Chociaż w tej roli zdecydowanie zabrakło mi większego zamiłowania do bycia kapłanem. Scenarzyści zepchnęli to na drugi plan, a zastąpili zapalczywością i porywczością. Natomiast drugiego moglibyśmy się pozbyć i zmienić na innego muszkietera i wcale nie odczulibyśmy różnicy. Portos w oryginale jest silny, wielki, niezbyt inteligentny, udaje wielkiego pana i jest dowcipny. Dla swoich przyjaciół zawsze oddany i lojalny. Nie otrzymaliśmy tutaj praktycznie niczego z jego charakteru. Ot sobie jest i podąża za innymi.

Nie wspomnę, że gdy panowie pojawiają się razem na scenie to nie czuć między nimi żadnej przyjaźni. Żadnego przywiązania do siebie, czasem rzucą jakiś żart, ale poza tym nie można powiedzieć, że są to najlepsi przyjaciele. Raczej spotykają się co jakiś czas w karczmie i rozmawiają od czasu do czasu. To samo tyczy się ich relacji z D’Artagnanem, którego traktują bardziej jak praktykanta, muszącego wyrobić godziny, by zdać do kolejnej klasy.

Zobacz również: Następca tronu – recenzja książki. Holly Black jest w formie!

Wcześniej wspomniałam, że uważam, iż najlepiej pokazanym kardynałem Richelieu był ten, w którego wcielił się Christoph Waltz, jeśli oczywiście bierzemy pod uwagę tylko i wyłącznie przedstawiony jego obraz w książce, a pominiemy fakty historyczne. Był on dokładnie taki jakiego ujrzeliśmy w książkach: arogancki, przebiegły i snujący intrygi. Będę podtrzymywać, że w dalszym ciągu jest to najlepsze oddanie postaci. W Trzech muszkieterach: D’Artagnan kardynała Richelieu praktycznie nie ma. Gdyby nie fakt, że wiemy po prostu, kim on jest, to w filmie nie ma szans domyślić się, że on stoi za spiskiem obalenia króla. W taki właśnie miałki i bezbarwny sposób został przedstawiony jeden z lepszych intrygantów.

Trzej muszkieterowie: D'Artagnan
kadr z filmu

Trzeba oddać urok lokacjom, bo tutaj naprawdę stoi to na wysokim poziomie. Wybór autentycznych miejsc we Francji zdecydowanie wpłynął bardzo pozytywnie na całą otoczkę filmu. Kilka kadrów na spokojnie można by wyciąć i powiesić na ścianie. Zatłoczone i brudne uliczki Paryża to zdecydowanie to, czego brakowało poprzednim ekranizacjom. Wszystko to połączone z pojedynkami, szpadami i walkami daje naprawdę świetny pokaz autentyczności. Na szczególne wyróżnienie powinny zasłużyć również kostiumy, które dopracowano w najmniejszych detalach. Widać, że są znoszone, przybrudzone i lata świetności mają za sobą.

Niestety tak jak choreografie walki to wręcz morderczy balet, tak kamera podczas kręcenia ich jest jednym, wielkim minusem. Obraz cały czas się trzęsie, podczas nocnych pojedynków nie widać praktycznie kto jest kim. Oddalamy się i przybliżamy, skaczemy po walczących postaciach, nie mając możliwości dokładnie wychwycić konkretnych ruchów.  Mimo wszystko, jeśli dokładnie (ale naprawdę dokładnie) przyjrzymy się pojedynkom uda się wychwycić zgrabne kroki.

Podsumowując Trzej Muszkieterowie: D’Artagnan  to nowatorskie podejście do pierwowzoru. Mamy intrygę, w miarę dobry film przygodowy, a dodatkowo bardzo dobrze napisanego głównego bohatera. Wiele osób na pewno będzie bawić się świetnie. Pomijając odstępstwa od oryginału, jest to naprawdę miło spędzone dwie godziny akcji, dworskich intryg oraz dobry film płaszcza i szpady.

Źródło obrazka wyróżniającego: kadr z filmu

Plusy

  • D'Artagnan
  • Choreografia walk
  • Lokacje, kostiumy

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Kiepskie pokazanie Atosa, Portosa i Aramisa
  • Praca kamery podczas scen walki
  • Kardynał Richelieu
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze