Killer Mike – MICHAEL – recenzja płyty

Choć kariera Killer Mike’a ma swoje początki w latach 90, to nigdy nie określilibyśmy go mianem pierwszorzędnej postaci w amerykańskim hi-hopie. Znany bardziej ze swojej społecznej działalności raper zadebiutował w świadomości szerszej publiczności przy okazji albumu Stankonia legendarnych Outkast, by później stworzyć lepiej znany niż on sam duet Run The Jewels. Teraz niczym seria Diablo powrócił, by po 11 latach wydać swój pierwszy solowy album pt. MICHAEL.

Ciekawostka. Tak określiłbym swój stosunek do albumu MICHAEL, kiedy po raz pierwszy odpalałem go na głośnikach. Z jednej strony przyciągał mnie do niego sam Killer Mike, którego poznałem za sprawa programu Killer Mike: Prawda prosto w twarz. Z drugiej raper w wywiadach zapowiadał produkcję pełną różnych gatunków z soulem czy funkiem na czele. Twierdził, że album ma uhonorować na swój sposób ruch na rzecz praw obywatelskich i abolicjonizmu. To obiecane połączenie wskazywało, że będziemy mieli do czynienia z dziełem wyjątkowym i wyróżniającym się na aktualnym rynku hip-hopowym. Zacznijmy, więc rozliczać Killer Mike’a z obietnic.

Zobacz również: Maisie Peters – The Good Witch – recenzja płyty

Pierwsza obietnica muzyczna została spełniona z nawiązką. MICHAEL to dzieło nad wyraz wyjątkowe. Od pierwszych chwil album powala swoją muzyczną pompą i nie psuje tego aż do końcowych melodii. Zaprezentowane tu linie melodyczną mają niesamowitą głębię, której sekrety odkrywamy z każdym kolejnym odsłuchem. Świetnie pracują tu przygotowane wokalne sample nadające całości gospelowy, podniosły charakter. Dodatkowo sam raper też nie boi się tutaj prezentować swoje przemyślenia i umiejętności w różnych gatunkach i klimatach, jak np. w Talk’n That Shit!, gdzie usłyszymy przejście z old-schoolu w mumble rap.

Zobacz również: Indiana Jones i Artefakt przeznaczenia – recenzja filmu

Dodatkowo raperowi w tworzeniu tego muzycznego miksu pomagają zaproszeni na MICHAEL goście. Świetną robotę swoim wokalem robią CeeLo Green, który otwiera album w Down by Law, czy Eryn Allen Kane, która daje swój popis trzykrotnie, bo w Nrich, MOTHERLESS, czy w Scientists & Engineers. Każdy z zaproszonych tu gości wokalnych wnosi tu mnóstwo melodyczności, które rozmiękczają nawet najtwardszy bit. Szkoda jedynie 6LACKA, który nie dostał za dużego pola do popisu i jego fragment można przegapić. Kontynuując jednak wątek melodyczności. W tym miejscu nie można zapomnieć o panach Future w Scientists & Engineers i Young Thug w RUN, którzy płynąc na bicie z dodatkiem delikatnego autotune’a, świetnie działają jako przeciwwaga do cięższego i Killer Mike’a. Warto też odnotować powrót legendy amerykańskiego hip-hopu, czyli Andre 3000. Jego udział na albumiedaje mi nadzieje, że informacje o nadejściu jego solowego albumu są prawdziwe.

Zobacz również: Niall Horan – The Show – przedpremierowa recenzja płyty

Wróćmy jednak do obietnic Killer Mike’a. MICHAEL jest bez wątpienia dziełem bardzo osobistym i równie istotnym dla samego rapera. Wchodząc stricte w tekst, nie dziwi, że reprezentant southern hip-hopu zdecydował się na nagranie w końcu solowego albumu. MICHAEL w całej swej okazałości to autobiograficzny projekt wypełniony po brzegi autorefleksją. Killer Mike wyciąga tu z odmętów swojej historii wydarzenia z czasów, zanim to wszystko, co doprowadziło go do stanu dzisiejszego, się wydarzyło. Nie ma tu jednak mowy o próbach uderzenia w ckliwe tony. Zmierzymy się tu pełnym obrazem tego, jak wyglądało dorastanie w Atlancie, radzenie sobie ze śmiercią matki i życie w środowisku, w którym dillerka była codziennością.

Obiecanki cacanki…. W przypadku albumu MICHAEL byłoby grzechem i zbrodnią użyć tego stwierdzenia. Killer Mike zaprezentował nam dzieło kompletne, które prócz niesamowitych wrażeń muzycznych dokłada ciężki, autobiograficzny tekst. Bez wątpienia to dzieło zostanie ze mną na dłuzej.

Źródło obrazka wyróżniającego: kadry Motherless/ reż. Shane Smith


ŚLEDŹ NAS NA IG
https://instagram.com/popkulturowcy.pl

Plusy

  • Gorzka, refleksyjna podróż do przeszłości rapera
  • Świetny mix gatunkowy
  • Zaproszeni goście

Ocena

10 / 10

Minusy

K. B.

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze