Róża, tom 1 to jedno z najnowszych wydań wydawnictwa Nagle!. Komiks powstał w kooperacji utalentowanego rysownika Germana Garcii ilustrującego niejednokrotnie powieści graficzne dla Marvela czy DC Comics, a także Christophera Cantwella twórcy nominowanego do nagrody Eisnera komiksu Doctor Doom jak i również scenarzysty popularnego serialu Halt and Catch Fire. Trudno było się spodziewać co może być owocem takiego duetu.
Róża to dla mnie absolutne zaskoczenie. Choć komiksy inne niż typowe kino superhero było mi znane, tak w życiu nie liczyłem na połączenie pomysłów, motywów i klimatów zastanych w tym dziele. Aby jednak pominąć truizmy i gołosłowność przybliżę fabułę tejże ilustrowanej noweli.
Zobacz również: Foligatto – recenzja komiksu – abstrakcyjne szaleństwo
Róża opowiada historię luźno inspirowaną historią śpiącej królewny. Z tą zmianą, że cały znany nam z baśni żywot monarchini w głównej roli przemyka jej przed zamkniętymi oczami. Nigdy nie zostaje zbudzona przez księcia, co więcej jej ręka zostaje mu oddana pomijając jej zgodę. Całkowita narracja dzieła prezentuje świat nieliczący się z kobietami w najmniejszym stopniu. Są one upokarzane, dyskredytowane, odbiera się im decyzyjność i moc sprawczą. Na pewnym etapie sen Róży dobiega kresu i zostaje ona zbudzona w świecie doszczętnie zniszczonym przez siły zła.
Co więcej sama Róża jest naprawdę istotną postacią w losach tego świata i to pomimo swojej długoletniej nieobecności. Bowiem według legend i bajd znanych mieszkańcom tegoż uniwersum ma ona przynieść coś na miarę Ragnaroku, co nie podoba się siłom zła ówcześnie panującym. Wraz ze zbudzeniem się Róży zaczyna się pościg porównywalny do tego między Dzikim Gonem, a Ciri. Zresztą podobieństwo między tymi tropami, można zauważyć też w wielu innych miejscach tego komiksu. Sama protagonistka ma charakterek, ponadto nie jest jedyną barwną postacią w tym zeszycie.
Zobacz również: Geiger, tom 1 – recenzja komiksu. Nowe uniwersum superbohaterów!
Róża przełamuje czwartą ścianę, zwracając się w stronę czytelnika, ponadto pełni też rolę narratora. Co szczególnie zwróciło moją uwagę dialogi mają swój specyficzny styl, często wulgarne, niejednokrotnie popadając w przesadną „krawędziowość” i śmieszność. Nie mogę jednak powiedzieć by każdorazowo mi to przeszkadzało, bowiem przez większość stron komiksu rzeczywiście mnie te dialogi bawiły i mogę z pełnym przekonaniem przyznać, że taki miks nastoletniości (odkrywającej dopiero pierwsze wulgaryzmy) i dresiarskiej łaciny osiedlowej stanowi ciekawy kontrast z baśniowym światem fantasy.
Na dodatkowe wyróżnienie zasługują również ilustracje, które robią niebywałe wrażenie. Niejedna strona sprawiła, że musiałem się na dłuższą chwilę zatrzymać, by z odpowiednią uwagą je popodziwiać. Styl to wysmakowany mariaż baśni z trupią surowością. Crossover bajki i horroru. Dodatkowo akcja wypada nad wyraz dynamicznie co sprawia, że po lekturze pierwszego tomu zdecydowanie czekam na więcej. Choć nie ukrywam, że nie czuję się należycie nasycony, jednakże na pewno dam Róży szansę i chętnie chwycę również za tom drugi. Do czego również i was zachęcam.