Kizo – Patocelebryta – recenzja płyty

Przy okazji recenzji albumu Patocelebryta ciężko wydobyć z siebie logiczny i składny wstęp.

Zgodnie z powyższym nie będę owijał w bawełnę i przejdę od razu do konkretów. Patocelebryta od Kizo to bez wątpliwości jeden z najgorszych polskich albumów w 2023 roku. Już spieszę z odpowiedzią dlaczego.

Zobacz również: Bestia – Wywiad z Mają Kapłon. Pragnę, aby ludzie nie bali się opinii innych

Zacznijmy od tego, co w hip-hopie/rapie najważniejsze, czyli tekst i flow. W przeciągu całego odsłuchu albumu wspinamy się raz po raz na Himalaje kizowskiego ego. Słyszymy, jak to Kizo nie jest hip-hopowcem (Śmigłowiec), czy twierdzenia pokroju hip-hop umarł, tylko po to, żeby usłyszeć, że chłop jest patocelebrytą RAPEREM (Patocelebryta). Nie wiem, może nie rozumiem fenomenu, czy wielkości postaci Kizo na polskim rynku, ale niestety nawet będąc biznesmenem, który wywiódł się z rapu, to nadal jest się reprezentantem tego gatunku. Nie można tego ukryć, bo jakby ksywa Patryka Wozińskiego zaistniała dzięki temu gatunkowi. Dodatkowo ubliżanie aktualnej pozycji hip-hopu i stwierdzanie jego śmierci przez wyeksploatowanego przez radiostacje Kizo jest po prostu śmieszne.

Takich kuksańców logicznych i tożsamościowych twórcy jest więcej. Na przestrzeni Patocelebryty skupiamy się wyłącznie na imprezach, alko, czy licznych kobietach, tylko po to, żeby na zamykającym album To jeden dzień raper przekonywał nas o swoich kiepskim, trudnym żywocie. Fajnie byłoby bronić w tym miejscu Kizo, że Patocelebryta ma być słodko-gorzkim obrazem rzeczywistości, w jakiej przyszło mu teraz żyć. Jednakże jest tu zbyt słodko, by można było uwierzyć w kreację męczennika. Wszystko to się sprowadza do totalnej monotematyczności, której nie są w stanie uratować nawet zaproszeni goście jak Paluch w Rich Time czy w szczególności Janusz Walczuk w Avatar.

Zobacz również: Mirror Tour – wywiad z Lauren Spencer-Smith. Nie tworzę utworów jedynie dla siebie

Dosłownie jedynym plusem albumu są skrojone tutaj bity. Każdy kawałek prezentuje muzyczną porządność i na tym polu nie znajdziemy utworów gorszego sortu. Gdyby świat ujrzał album producencki oparty jedynie na patocelebrytowych melodiach, to spokojnie mógłby się on obronić. Tutaj niestety klubowe rytmy Discopolo, trapowe Śmigłowiec powszednieją w połączeniu z marnym, nijakim flow Kizo.

Album Patocelebryta od Kizo to dzieło, które ciężko ocenić pozytywnie. Wszelkie zaprezentowane tu zło wynika głównie z mało logicznych, monotematycznych i egocentrycznych tekstów oraz nijakiego flow artysty. Jedynym wyjątkiem ratującym ten album jest efekt dobrej pracy producenckiej, czyli przygotowane bity muzyczne. Nie boję się tego stwierdzenia: to jeden z najgorszych polskich albumów 2023 roku.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe


https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę

Plusy

  • Dobre, wpadające w ucho bity

Ocena

2 / 10

Minusy

  • Ego top, a skill dno
  • Ciężko określić kim właściwie jest tu Kizo
  • Monotematyczność
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze