Moje małe Everdell – recenzja gry planszowej

Everdell to ogromny planszówkowy hit, czego dowodem jest chociażby ogromna liczba wydanych do gry dodatków. Gra doczekała się teraz również swojej młodszej, mniejszej siostry. Czy warto się nią zainteresować? Sprawdźmy!

Moje małe Everdell to w założeniu dziecięca wersja światowego fenomenu. Za grę odpowiedzialny jest autor pierwowzoru, James A. Wilson, który do współpracy zaprosił Clarissę A. Wilson. Duet pracował już wcześniej razem i stworzyli wydany przez Rebel Tajemniczy Ogród. Ich nowe dzieło przeznaczone jest do zabawy dla od 1 do 4 graczy w wieku powyżej 6 lat. Podobnie jak w Everdell, mamy do czynienia z tableau buildingiem, który charakteryzuje się fantastycznym wykonaniem i pięknymi ilustracjami. 

PRZYGOTUJMY SIĘ DO ZABAWY

Przygotowanie do gry jest bardzo proste i nie zajmuje dużo czasu. No może po za pierwszą rozgrywką, bo dodatkowo trzeba będzie poskładać kartonowe skrzynki na surowce, to zajmie ekstra 5 minut. Po za tym tak naprawdę musimy tylko wyjąć wszystko z pudła i rozdać graczom odpowiednie elementy. Resztę poukładać w odpowiednich miejscach. Na planszy głównej pojawiają się surowce, a pod nią układamy zestaw 8 kart z talii. W wyznaczony miejscu tworzymy też 4 stosy żetonów parad, które są celami  przynoszącymi punkty po ich realizacji.. Gracze dostają swoją planszetkę oraz pionki i właściwie jesteśmy gotowi do zabawy. Jeszcze tylko rzucamy odpowiednią liczbą kości, układamy je na odpowiednich polach planszy głównej  możemy rozpocząć pierwszą z czterech rund.

 

Gra przygotowana do rozgrywki // Fot. Rebel

TO JAKIE SĄ ZASADY?

Zasady są bardzo proste, zwłaszcza jak zna się pierwowzór i grało się w inne worker-placemanty, ale bez tego backgroundu też jest naprawdę łatwo. W swojej turze wystawiamy jeden z trzech pionków przyjaciół na planszy, aby pozyskać materiały – gałązki, żywice oraz jagody. Możemy położyć naszego pracownika na polu z wybraną kością lub na polu z jednym z trzech surowców. Różnica polega na tym, że pod każdą kością może pojawić się tylko jeden pionek, na pozostałych polach dowolną ich ilość. Wynika to z tego, że akcje na kościach często są mocniejsze i pozwalają nam dobrać więcej dóbr lub zdobyć ekstra punkty. 

Po zdobyciu wybranego zasobu możemy pozyskać jedną z wyłożonych kart, zwierzaczka lub budynek, opłacając oczywiście ich koszt. Karty pozyskujemy po to, żeby budować sobie silniczek do zdobycia jak największej liczby punktów, ale o tym za chwilę. Po wykonaniu tych akcji swój ruch wykonuje kolejna osoba i powtarzamy schemat, aż każdy wykorzysta 3 swoje pionki. Tym samym kończy się runda, przekazujemy znacznik pierwszego gracza, zbieramy figurki przyjaciół oraz zaznaczamy przejście do kolejnej rundy. 

Zobacz również: Splendor: Pojedynek – recenzja gry planszowej.

To jest dobry moment, żeby wspomnieć o kartach, bo niektóre mają znaczenie na początku rundy, przed rozpoczęciem wykonywania akcji. Są dwa główne rodzaje, w ramach których możemy wyszczególnić 5 typów. Przede wszystkim dzielą się na miejsca i stworzenia, co jest istotne w kontekście kafli parad. Następnie mamy 5 typów wyrażonych w kolorach. Zielone karty produkują dobra, czerwone dają dodatkowe akcje, szare są jednorazowe, niebieskie to zdolności aktywujące się przy spełnianiu pewnego warunku a fioletowe działają na sam koniec gry, przynosząc punkty. Cała zabawa polega na tym, żeby znaleźć synergię między dobieranymi kartami. Ważne jest, że na początku każdej rundy możemy aktywować nasze zielone karty. Oznacza to, że zaczniemy z jakimiś surowcami w zasobach. 

Parę razy wspominałem już o żetonach parad, więc szybko wyjaśnię, czym one są i dlaczego są istotne. Otóż w gruncie rzeczy są to cele, za realizację których dostaniemy punkty. Im szybciej ogarniemy, tym więcej punktów trafi do nas. Parad mamy 4 rodzaje i odnoszą się one do pozyskiwanych kart. Zdobywamy je kiedy zrealizujemy jedno z zadań, czyli np. zdobędziemy 5 kart miejsc lub złożymy zestaw 5 kart w różnych kolorach.

Jest też osobno opisany wariant solo. Właściwie to dwa warianty, bo możemy zagrać przeciwko Księciu Barwinkowi lub Księżniczce Podbiałce, a każdy z nich ma troszkę inne zasady. Niemniej sprowadza się do do ustalenia, które pola zostaną zajęte i/lub które karty znikną z puli.

Fot. Starling Games

A WYKONANIE?

Gra wygląda przecudnie, do czego fani Everdell już zdążyli przywyknąć. Po raz kolejny otrzymujemy pięknie ilustrowane karty oraz planszę oraz fantastycznie wykonane elementy w postaci surowców czy skrzynek. Ciężko się tu do czegoś przyczepić, wszystko jest tak jak powinno być. Słodko, uroczo, przyjemnie dla oka i tym razem nie dostajemy zbędnych elementów.

No może trochę niepotrzebne są te plansze gracza, bo ani to nie organizuje przestrzeni ani w niczym jakoś specjalnie nie pomaga. Z drugiej strony w niczym nie przeszkadzają tez, są sobie i w przeciwieństwie do niesławnego drzewa nie zawadzają.

JAK SIĘ GRAŁO?

Rozgrywka jest bardzo przyjemna i fenomenalnie oddaje ducha Everdell. Uproszczenie i wycięcie części zasad sprawiło, że grę można zamknąć w 20-30 minut, co przy rozgrywkach rodzinnych czy z dziećmi jest naprawdę dużym plusem. Jak już jednak przy tych dzieciach jesteśmy, to szczerze mówiąc uważam że zrobienie z Mojego małego Everdell gry dla 6 latków jest trochę przegięte. To nie jest aż tak proste. Owszem, zasady są banalne, ale w dobrej zabawie nie tylko o zrozumienie reguł chodzi. Sama rozgrywka może być sporym wyzwaniem, a dla niektórych dzieci po prostu za trudna. Gra wymaga sporo planowania, a na kartach jest naprawdę wiele zależności. To jest tak naprawdę mój największy zgrzyt z tym tytułem. Dla mnie to nie jest Moje małe Everdell tylko Everdell express. Nawet jeśli to faktycznie ma być gra dla dzieci, a nie jest to tylko nieudany marketing, to ten wiek na pudełku powinien wynosić 8+.

Zobacz również: Printing Press – przedpremierowa recenzja gry planszowej

Tak po za tym to jednak naprawdę wszystko fajnie działa. Prosty worker-placement połączony z przyjemnym tableau buildingiem oraz zarządzaniem zasobami to naprawdę udane połączenie. Rdzeń rozgrywki jest naprawdę prosty i łatwy do nauczenia. Sama instrukcja bardzo  w tym pomaga, jest świetnie napisana, a po lekturze nie pojawiło się w mojej głowie chyba ani jedno dodatkowe pytanie. Nie zmienia to faktu, że gra potrafi miło posmyrać zwoje mózgowe. Kluczem do sukcesu jest znalezienie jak najlepszych połączeń między kartami – posiadanymi i tymi dostępnymi do zakupu. Oznacza to analizę stołu oraz własnych możliwości co turę, bo tylko to da nam w efekcie możliwość zbudowania efektywnego silniczka, z którego wyciśniemy najwięcej punktów. 

Jest przyjemnie, to dobre słowo. Szybko, dość dynamicznie, z fajnym kombinowaniem i szukaniem najlepszych rozwiązań. Bo to nie jest tak, że mózg paruje, w żadnym wypadku. Ale pomyśleć trzeba, trochę fajnych decyzji do podjęcia też jest. Ostatecznie to jednak banalnie prosty schemat – postaw pionek, dobierz surowce, weź kartę (jak Cię stać) i tak w sumie 12 razy. 

Fot. Rebel

TO OCEŃMY

Z oceną gry Moje małe Everdell mam mój mały problem. Waham się, bo z jednej strony mi się podoba, jest przyjemna i śliczna. Z drugiej ciężko przymknąć oko na fakt, że gra zupełnie rozjeżdża się z tym, czym ma być. Nie uważam tego za grę dla 6 letnich dzieci, chociaż na pewno znajdą się takie, które sobie świetnie poradzą. Moja ocena tej gry to 7/10. Edycja ekspres, która świetnie oddaje ducha pierwowzoru, ma przyjemny wariant solo i w ogóle zaskakująco dobrze się przy niej bawię. 

Moje małe Everdell w serwisie Planszeo.pl.

Tytuł Moje małe Everdell
Wydawca Rebel
Twórcy James A. Wilson, Clarissa A. Wilson
Wiek 6+
Czas rozgrywki ok. 30 minut
Liczba graczy 1 – 4
Grę do recenzji przekazało nam wydawnictwo REBEL, za co bardzo dziękujemy. Nie wpłynęło to na ostateczną ocenę.

Źródło głównej grafiki: materiały prasowe


https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę

Plusy

  • Piękne wykonanie
  • Proste zasady, dynamiczna rozgrywka
  • Zachowany duch pierwowzoru

Ocena

7 / 10

Minusy

  • To nie jest Everdell w wersji Junior
  • Za trudna dla 6 latków
Paweł Witkowski

Gram w planszówki. Piszę o planszówkach. Fanboy Marvela. Lubię: Mavel Champions LCG, Legendary Marvel, Na Skrzydłach, Terraformację Marsa, rzucanie kostkami i deck building.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze