Splendor: Pojedynek – recenzja gry planszowej.

Splendor, to obok Catana, Carcassonne czy Wsiąść do Pociągu najbardziej rozpoznawalna planszówka „na start”. Banalnie prosta, a dla niektórych wręcz prostacka gra, doczekała się niesamowitych wyników sprzedażowych. Doczekała się dodatku, nowej wersji osadzonej w uniwersum Marvela i teraz wersji dla dwóch osób. Ile Splendorów jeszcze potrzebujemy? Czy to tylko odcinanie kuponów?

Splendor od Space Cowboys autorstwa Marca Andre miał swoją premierę w 2014 i szturmem zdobył serca wielu graczy, chociaż nie obyło się bez głosów krytycznych. Sam zresztą należę do grona malkontentów. Splendor uważam za grę zbyt prostą i nie znajduję zbyt wiele przyjemności w rozgrywce. Jednocześnie jednak rozumiem skąd taka popularność tytułu. Sytuację nieco poprawił Splendor Marvel. Do gry zostało dodanych kilka małych mechanik, które pozytywnie wpłynęły na rozgrywkę, a ta stała się nieco głębsza. Co ciekawe, poprzednie części świetnie działały na dwie osoby, więc kiedy padła pierwsza zapowiedź, byłem tak zdziwiony, jak zaintrygowany.

Moja ciekawość wynikała głównie z zatrudnienia do projektu Bruno Cathali. Autora rozpoznawalnego, świetnie funkcjonującego w duetach (Abyss) i lubującego się w opracowywaniu dwuosobowych wersji znanych gier. No i kurde, on znowu to zrobił! To kolejny raz, po 7 Cudach Świata, kiedy pan Cathala bierze znaną i lubianą grę, która mi się nie podoba i robi z niej nie tyle grywalny, co po prostu świetny tytuł.

Fot. Paweł Witkowski

Zobacz również: Star Wars: The Deckbuilding Game – recenzja gry planszowej

JAK SIĘ W TO GRA?

Splendor: Pojedynek po raz kolejny zabiera nas do świata kamieni szlachetnych. W grze wcielamy się w rywalizujących ze sobą mistrzów jubilerstwa. Zadanie nie jest jednak aż tak proste jak wcześniej. Znaczy jest, poniekąd. W oryginalnym Splendorze trzeba było ciułać punkty. Kiedy któryś z graczy zdobywał 15 punkt, gra dobiegała końca. Jeszcze jedna szybka tura, liczymy punkty i wiemy kto wygrał.

Teraz, oczywiście, też ciułamy punkty. Ale robimy wszystko trochę inaczej. Przede wszystkim, w Splendor Pojedynek pojawia się plansza, a na niej żetony klejnotów. Możemy dobrać do trzech sztonów, ale muszą one ze sobą sąsiadować – w pionie, poziomie lub na skos. To zupełnie zmienia nasze podejście do gry i już w tym miejscu Splendor nabiera głębi.

Tak jak w poprzednich częściach, zdobyte klejnoty wymieniamy na karty, które, dzięki nadrukowanym kamieniom, pozwolą nam pozyskiwać kolejne (karty) niższym kosztem. Tak budujemy swój silniczek. Ale karty to nie tylko zasoby, ale także, a może przede wszystkim, punkty, zdolności specjalne i „korony”.

Tutaj wchodzi nam właśnie najważniejsza różnica między Pojedynkiem a klasycznym Splendorem. Karty robią rzeczy! To mocno wpływa na głębie rozgrywki i możliwości, które jako gracze, dostajemy. Przede wszystkim to już nie jest zwykły wyścig o punkty. Znaczy, trochę nadal jest, ale inaczej. Tym razem możemy grę wygrać na kilka sposobów. Zdobywając 20 punktów w sumie, 10 punktów jednego koloru lub 10 koron. Do tego część zagrywanych kart pozwala nam wykonać jakąś dodatkową akcję, np. podebrać przeciwnikowi klejnot lub dobrać jeden z planszy.

Splendor: Pojedynek
Przygotowana rozgrywka / Fot. Paweł Witkowski

Zobacz również: Oryginalne Planszówki – Przegląd gier planszowych o wyjątkowo unikalnej tematyce #2

A WYKONANIE?

Gra wygląda bardzo fajnie. Nieco zmieniono szatę graficzną i ma ona nieco więcej… luzu? Jest bardziej kreskówkowa, nie tak poważna i generyczna jak w klasycznym Splendorze. Powiedziałbym, że jest w niej więcej życia. Ilustracje są zwyczajnie ładne, przyjemne dla oka i spójne.

Żetony dostajemy tym razem mniejsze, ale nadal bardzo solidnie wykonane. Do tego plastikowe zwoje też prezentują się naprawdę fajnie, a jak ktoś ma zacięcie malarskie to może je jeszcze uładnić. Plansza zawiera wszystko co potrzeba, jest przejrzyście i czytelnie. Do tego mamy jeszcze woreczek na żetony, zwykły, czarny, materiałowy. Szkoda, że nie pokuszono się o jakiś nadruk albo naszywkę, ale swoje zadanie spełnia bez zarzutu.

Instrukcja też jest super. 12 stron na małym formacie i bardzo dogłębnie wyjaśnione zasady. Po dokładnej lekturze nie powinno być żadnych problemów z rozgrywką, zwłaszcza że na końcu jest fajne podsumowanie przebiegu rozgrywki oraz wypunktowanie najważniejszych do zapamiętania zasad. No i do tego świetny insert, w którym wszystko się idealnie mieści.

Karty / Fot. Paweł Witkowski
Splendor: Pojedynek
Plansza z żetonami / Fot. Paweł Witkowski

TO JAK WRAŻENIA?

Zaskakująco pozytywne. Nigdy nie byłem fanem Splendoru, o czym już zresztą wspomniałem. Marvel trochę poprawił rozgrywkę, ale to nadal było takie meh. No nie płakałem jak grałem, ale sam nie proponowałem. Jako gracz głównie dwuosobowy postanowiłem dać szansę i jejku, to jest naprawdę spoko! Rozgrywka, która może nie była prostacka, ale jednak mało angażująca, nagle stała się wciągająca. Zmiany w postaci dodania planszy oraz dodatkowych efektów na kartach wpłynęły bardzo pozytywnie na rozgrywkę. Moim zdaniem nabrała ona sporo głębi. Graczom dano do ręki nowe narzędzia, a w raz z nimi zwiększyła się liczba możliwości. Splendor: Pojedynek to nadal Splendor, ale jakoś lepszy. Zagraliśmy naprawdę sporo partii i nie mogę powiedzieć, żebym się jakoś specjalnie znudził, nadal mam ochotę od czasu do czasu rozłożyć. Zwłaszcza że te partie naprawdę nie są długie i spokojnie można się zamknąć w mniej niż 30 minut.

NO TO DO BRZEGU

Splendor Pojedynek do naprawdę udana gra. Doświadczenie Bruno Cathali w połączeniu ze świetnym pomysłem Marca André okazało się świetną mieszanką. W kategorii lekkich dwuosobówek na pewno jest u nas wysoko i jeszcze nie raz po nią sięgniemy, zwłaszcza ze niewielki rozmiar pozwala bez problemu zabrać ją na wyjazd wakacyjny czy nawet rowerową wycieczkę za miasto. Bardzo podobają mi się wprowadzone zmiany i duży powiew świeżości, który one zapewniają. Dodają fajnej głębi i chociaż nadal jest to gra lekka, która nie wykręci nam mózgu na drugą stronę, to daje znacznie większe pole do pokombinowania niż pierwowzór. Po za tym to nadal gra karciana, więc nie możemy zapomnieć o losowości. Nie wydaje mi się, żeby była ona jakoś przesadna i faktycznie wpływała negatywnie na rozgrywkę, ale nie zawsze układ kart czy żetonów na planszy będzie dla nas korzystny. Ważne to być elastycznym.

Czas gry podany na pudełku, czyli ok. 30 minut, jest jak najbardziej prawidłowy. Ogólnie z doświadczenia mogę powiedzieć, że, jak zwykle zresztą, wszystko zależy od graczy, ale tutaj nawet nie ma miejsca na jakieś specjalnie zamulanie. Zazwyczaj wie się, jakie będą nasze 2-3 następne kroki. Myślę że większość naszych partii kończyliśmy w przedziale 25-30 minut. Co do minimalnego wieku, 10 lat, to ogólnie wydaje mi się, że już na spokojnie z 8 latkiem można próbować, zwłaszcza że w tradycyjny Splendor grają dzieci w wieku 6 lat.

Obszar gracza / Fot. Paweł Witkowski

Zobacz również: Kaskadia – recenzja gry planszowej

OCENA

Dla mnie to jest mocne 8/10. Po prostu bardzo dobra gra, w którą bardzo chętnie zagram i chętnie sam zaproponuję. Fakt, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłem, na pewno ma duży wpływ na tak wysoką ocenę i być może kolejne lata ją nieco zweryfikują, ale póki co naprawdę mi się bardzo podoba.

Tytuł Splendor: Pojedynek
Wydawca Rebel
Twórcy Marc André, Bruno Cathala
Wiek 10+
Czas rozgrywki ok. 30 minut
Liczba graczy 2

Splendor: Pojedynek w serwisie Board Game Geek

ŚLEDŹ NAS NA IG
https://instagram.com/popkulturowcy.pl

Źródło głównej grafiki: BoardGameGeek.com
Źródło plakatu: Space Cowboys

Plusy

  • Dynamiczna rozgrywka
  • Wykonanie
  • Świetny insert

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Losowość
Paweł Witkowski

Gram w planszówki. Piszę o planszówkach. Fanboy Marvela. Lubię: Mavel Champions LCG, Legendary Marvel, Na Skrzydłach, Terraformację Marsa, rzucanie kostkami i deck building.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze