Luc Ferry powraca z kolejnym tomem z serii Świat Mitów. Herakles zdaje się być najlepszym dotychczas wydanym i nie tylko ze względu na historię.
Samo powstanie zbioru mitów już niejednokrotnie chwaliłem i podkreślałem jak istotne, szczególnie dla młodszych czytelników jest edukacja w tejże formie. W przypadku Heraklesa otrzymujemy jednak coś więcej niż znany mit herosa. Wielu mogłoby kojarzyć jego historię z animacją z lat dziewięćdziesiątych, czy też licznymi ekranizacjami filmowo-serialowymi. Prawdziwa historia syna Zeusa jest jednak zdecydowanie bardziej dramatyczna. Oprócz słynnych walk z hydrą, czy lwem nemejskim, wiele wątków pobocznych z pewnością mogło umknąć niejednej osobie, entuzjastycznie podchodzącej do greckich legend.
Herakles, jako bękart Zeusa, staje się obiektem nienawiści zdradzonej Hery. Ta zrzuca na niego serię nieszczęść, mających go unicestwić. Bohater mierzy się z dwunastoma pracami i licznymi rozterkami życia prywatnego. Chyba to, co najbardziej mnie poruszyło w opowieści najsłynniejszego półboga, to właśnie perypetie rodzinne. Opowieść zawiera wiele wątków, o których nie jest tak głośno. Wątki te co prawda poruszono w popkulturze , chociażby w filmie z Dwaynem Johnsonem. Jednak widzieć tak szczegółową biografię w formie komiksu, pozwala czytelnikowi wniknąć w ten świat i nawet uosobić się z tytułowym bohaterem.
Zobacz również: Loki – 2. sezon, przedpremierowa recenzja odc. 1-2. Witamy ponownie!
Lądujemy w pradawnych czasach, gdzie Ziemia odżywa po zakończonym konflikcie Zeusa z Tytanami. Półbóg rodzi się głównie po to, by strzec ustanowionego porządku. Jego wyczyny, niejednokrotnie wyolbrzymione, podkreślają jak duży chaos panował na świecie. On wciąż się kształtuje i widzimy to na kartach komiksu. Jest tu pokazana m.in. geneza Drogi Mlecznej, czy Cieśniny Gibraltarskiej. W takim okrutnym środowisku rodzi się heros i mimo wielu porażek i kłód pod nogami, wciąż idzie naprzód. Kierowany jest nie tylko przez miłość i cierpienie, ale także przez pewne ślepe zaufanie do absolutu. Wszystko zgrabnie ujmuje Clotilde Bruneau w scenariuszu.
Komiks z dużym wyczuciem wplata wszelakie wydarzenia, które scalają się z historią herosa. Wszystko ma tu znaczenie, przyczynę i skutek. To sprawia, że historię czyta się płynnie, a incydenty z pozoru detaliczne, mogą mieć olbrzymi wpływ na końcowy rezultat. Mam również wrażenie, że strona wizualna jest na wyższym poziomie niż w poprzednim tomie. Annabel i Carlos Rafael Duarte dają z siebie wszystko. To również duży plus, szczególnie, że Herakles jest tomem dość obszernym w porównaniu do poprzedników. Około 140 stron komiksu, oprawionych twardą okładką wieńczy się długim opracowaniem autora. To kolejna świetna cecha tej serii, która wnosi ją na wyższy poziom.
Zobacz również: Doppelgänger. Sobowtór – recenzja filmu. Pełnokrwisty polski thriller
W zasadzie jedynym minusem, jaki ewentualnie mógłbym wskazać jest to, że jest to jednak komiks tylko dla starszego czytelnika. Brutalność i sporadyczna nagość z pewnością nie mogłaby pojawić się w szkołach podstawowych, gdzie mity są omawiane. Szkoda, ponieważ na pewno komiks byłby materiałem łatwiejszym do przyswojenia dla dzieci. Jednakowoż zawsze można byłoby przedstawić tylko mity, które znajdują się w materiale obowiązkowym. Sądzę, że wiele fragmentów zdecydowanie pomogłoby zilustrować poszczególne zagadnienia.
Podsumowując, mimo wszystko dobrze, że komiks stworzono w tej, a nie innej, ugrzecznionej formie, gdyż możemy poznać historię taką, jaka została stworzona, bez cenzury. Taka właśnie jest mitologia grecka: nierzadko wulgarna i treściwa. Co prawda wiele w niej kolorytu i fantastycznych elementów. Jednakże mrok, seksualność i dramat istnień podrzędnych bóstwom to jej nieodłączna część. W komiksie tego nie zabrakło i zdecydowanie traktuję to jako atut recenzowanego tomu.
Źródło obrazka wyróżniającego: Egmont