Super Mario Bros. Wonder – recenzja gry. Co różni Ratcheta od Mario?

Przygód włoskiego hydraulika nigdy dość? Hmmm….

Można odnieść wrażenie, że wąsaty pan wiecznie żywy (i nie mówię tu i Stalinie). Mniej więcej co dwa lata, jak nie co rok, dostajemy kolejne odsłony gier z Mario i spółką. Na pierwszy rzut oka, niedzielny gracz może stwierdzić, że to w kółko to samo – chodzisz starym hydraulikiem, skaczesz, bijesz grzyby i szukasz księżniczki, walcząc przy okazji ze spasionym żółwiem. Trochę w tym prawdy jest, ale tylko trochę. Wystarczy spojrzeć na szeroki wachlarz i spektrum, zarówno stylistyczne jak i gameplayowe, aby z całą pewnością stwierdzić, że Marianem – mimo niemal 40 lat na karku – po prostu ciężko się znudzić. A recenzowany tu Super Mario Bros. Wonder jest na to kolejnym dowodem.

Zobacz również: Najlepsze polskie gry

Super Mario Bros. Wonder to pierwsza od ponad dekady gra z sympatycznym hydraulikiem w roli głównej, gdzie trzon rozgrywki stanowi przechodzenie plansz 2D od lewej do prawej. Oczywiście, po drodze dostaliśmy kilka innych odsłon. Mario Odyssey, Super Mario Maker, Paper Mario: The Origami King czy nietypową kolaborację w postaci Mario & Rabbids, ale również i kilka remasterów, na czele z najpopularniejszym (i najbardziej zniesławionym) Super Mario 3D All-Stars. Zapytacie – czy czuć przesyt? Odpowiem – absolutnie nie, a to tylko i wyłącznie dzięki mądremu zarządzaniu marką.

W tytule recenzji przywołuję kultową markę Sony nie bez przyczyny. Ratchet i Clank jest moim zdaniem idealnym przykładem serii, która jedzie ciągle na tym samym schemacie, nie wysilając się na wprowadzenie różnorodności. Dla twórców Ratcheta, wprowadzenie różnorodności oznacza pojawienie się w grze żeńskiego odpowiednika głównego bohatera – wow, innowacja! Dlatego właśnie najnowsza odsłona przygód tego nietypowego duetu – Rift Apart – choć piękna, okazała się czternastą grą o tym samym. Chodzisz, strzelasz, zbierasz śrubeczki, niezmiennie od 2002 roku.

Zobacz również: Detective Pikachu Returns – recenzja gry. Kuba Rozpruwacz miałby używanie w Ryme City

Nintendo z Marianem podeszli znacznie elastyczniej do tego tematu, sprawiając, że postać wąsatego hydraulika mimo niemal czterdziestki na karku, wciąż potrafi zaskoczyć, zachwycić, a co najważniejsze – dostarczyć masy rozrywki. Co więcej, twórcy Super Mario Bros. Wonder nie byli ograniczeni przez żadne ramy czasowe. Wielkie N powiedziało wprost – nie śpieszcie się, jak uznacie, że gra jest gotowa, to wtedy ją wypuścimy. Kosmos! Nie każdy może pozwolić sobie na takie podejście, ale jest to zdecydowanie postawa godna uznania. Zaufanie Nintendo do uznanych zresztą twórców – Shiro Mouriego oraz Takashi Tezuki – poskutkowało zdecydowanie jedną z najlepszych gier z Mario w roli głównej w historii.

Bardzo mi się podoba sposób, w jaki Nintendo podchodzi do swojej największej, kluczowej marki. Ja wiem, że mało tu recenzji w recenzji, ale na pewno zdążyliście już przeczytać o samej grze na innych, większych i bardziej merytorycznych portalach niż nasz. Jasne, jest prześliczna, daje masę funu i przyznam, że żadna odsłona klasycznego Mario mnie tak nie wciągnęła. Ale prawdziwym clue tego tytułu jest moim zdaniem otoczka wokół jego powstawania. I o tym powinno być głośno, bo – niestety – branżę grową od kilku dobrych lat toczy rak i jeśli dalej tak będzie, to prognozy nie są optymistyczne.

Plusy

  • Wciągająca i dająca sporo funu rozgrywka
  • Audiowizualne cudeńko!
  • Żywy dowód na to, że zaufanie twórcom popłaca i że zawsze jest miejsce na innowacj!

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Kilka mniej lub bardziej wkurzających drobnostek - mało interesująca fabuła, Bowser Jr jako jedyny boss czy brak możliwości zagrania Yoshim na normalnym poziomie trudności
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze