Detective Pikachu Returns – recenzja gry. Kuba Rozpruwacz miałby używanie w Ryme City

Pokemony wiecznie żywe. Mimo niemal trzech dekad na karku, japońskie Poket Monsters cieszą się niesłabnącą popularnością. Od premiery Pokemon GO w 2016 roku franczyza ta przeżywa istny renesans i wydaje mi się, że Pikachu i spółka nigdy nie byli tak rozpoznawalni jak dziś właśnie.

Swoje na pewno dołożył do tego pierwszy aktorski, pełnometrażowy film – Detektyw Pikachu z 2019 roku, bazujący na grze o tym samym tytule. Film był taki sobie, a gra w zasadzie też taka sobie. Niemniej, sam pomysł, aby przełamać schemat jestem trenerem i chcę być najlepszy (ponad 20 tytułów z tym motywem i każdy sprzedawał się jak świeże bułeczki) i wprowadzić coś świeżego do gamingowego świata Poksów był naprawdę godny pochwał. Po 7 latach, detektyw Pikachu – no, cóż, jak sam tytuł wskazuje – powraca w Detective Pikachu Returns! Tym razem nie na 3DSie, lecz na Switchu, przyjdzie nam rozwiązywać zagadki kryminalne w świecie Pokemonów.

Zobacz również: Assassin’s Creed Mirage – recenzja gry. Tysiące twarzy, setki miraży

Ustalmy fakty – to nie jest tak fajna gra, jak może się wielu graczom wydawać. Oooo, takie połączenie Holmesa i Poksów?! MUSZĘ W TO ZAGRAĆ! – nie, nie, moi drodzy czytelnicy. To nie jest ani Holmes, ani Siedem, ani nawet Detektyw Monk. Pikachu nie będzie podążał tropem seryjnego mordercy, nie będzie oględzin zwłok brutalnie zabitych ludzi i pokemonów, nie będzie też poruszanych tematów prostytucji w tym świecie, pokefilii czy wszystkich innych ciekawych motywów, które najpewniej zniszczyłyby dzieciństwo milionom ludzi na całym świecie, a samą markę Pokemon doprowadziły do bankructwa. A szkoda! Bo z wiekiem człowiek ma jakieś takie ciągoty do rzeczy może nie tyle mrocznych, co nieco bardziej poważnych. Bardzo szybko przejechałem się na Dziedzictwie Hogwartu, które było dobrą grą, ale całkowicie pozbawioną cojones (dosłownie). W przypadku Detective Pikachu Returns nie oczekiwałem oczywiście poruszania tak kontrowersyjnych zagadnień jak wspomniane, ale nie spodziewałem się przy tym również, iż dostanę nudnego samograja.

Zobacz również: Everhood – recenzja gry. Młodszy brat Undertale

Fabuła gry dzieje się jakiś czas po wydarzeniach z jedynki. Duet detektywów – Pikachu i Tim Goodman – zostają okrzyknięci bohaterami po rozwiązaniu sprawy Incydentu R. Jak się jednak okazuje, społeczność Ryme City bardzo szybko będzie musiała stawić czoło kolejnemu, niezidentyfikowanemu zagrożeniu – a my będziemy musieli rozwikłać stojącą za nim tajemnicę. Jeśli macie więcej niż siedem lat, to mniej więcej po godzinie gry będziecie już wiedzieć, kto stoi za tym całym zamieszaniem. Nie sądzę jednak, abyście mieli tyle cierpliwości do Detective Pikachu Returns, żeby się przekonać o swej racji ogrywając tytuł do końca. Wszystko dlatego, że sequel przygód detektywa Pikachu zdecydowanie nie jest skierowany do normalnego typu nawet nie gracza, ale człowieka.

Okej, gra jest przegadana i jakby nie patrzeć – musi być. Problem jednak w tym, że nie stanowi ona absolutnie żadnego wyzwania. Twórcy od początku do końca prowadzą gracza za rączkę. Przesłuchiwanie świadków polega na prostym schemacie, o którym za każdym razem przypomina nam żółty szczur w czapce. Idź tam, pogadaj z tym, dowiedz się co wie o tamtym. Różne opcje dialogowe w zależności od skilli? Możliwość podejścia do tematu na wiele sposobów? Oczaruj świadka, zastrasz, zdenerwuj? Błagam, po co? Po co się męczyć? Klikasz w dany prostokącik i wsio – prosty mechanizm, nie trzeba myśleć, człowiek wypoczęty. No dobrze, przesłuchaliśmy wszystkich, musimy ruszyć dalej ze śledztwem, co w takiej sytuacji się robi? Ano DEDUKUJE – w specjalnym menu dedukcji, zostaje postawione pytanie. Dla przykładu powiedzmy, że tym pytaniem jest Jak Blastoise, wodnisty Pokemon, dostał się na wyspę?. Następnie, musimy wybrać prawidłową odpowiedź. Odpowiedzi zazwyczaj jest 3-4, w zależności od tego, co powiedzieli świadkowie. Załóżmy, że w tym wypadku mamy do wyboru trzy opcje:

1. Najprawdopodobniej wynajął statek, który go na nią przewiózł, bo ktoś kiedyś powiedział, że widział w tej okolicy statek
2. Teleportował się przy pomocy Alakazama, bo Alakazam jest znany z tego, że się teleportuje
3. Jako, że jest to Pokemon wodnisty, to zapewne sam przepłynął dystans dzielący ląd od wyspy.

Wybieramy najbardziej naszym zdaniem prawdopodobną odpowiedź, czyli tę o wynajęciu statku. Co się dzieje? Czyżbyśmy właśnie zepsuli śledztwo swoim ujemnym IQ? Czy teraz zamkniemy za współudział Bogu ducha winnego przewoźnika morskiego? A gdzie tam! Pikachu powie, że jesteśmy debilami i że musimy raz jeszcze się dobrze zastanowić i wybrać prawidłową odpowiedź. Ale, ale! Niespodzianka! Misje poboczne! Co to za detektywi, co zajmują się tylko ważnymi sprawami? Proszę bardzo, zapraszamy Panią – jak możemy Pani pomóc? Zaginiony pokemon, tak? Doskonale, już go szukamy. Dwie plansze dalej znajdujemy zgubę i voila, misja wypełniona! To jednak nie wszystko, bo interesariuszy jest znacznie, znacznie więcej! Proszę, proszę, w czym możemy Panu służyć? Och, zaginiony pokemon, rozumiem – wyruszamy na poszukiwania! Dwie plansze dalej, znajdujemy zgubę i kolejna misja wypełniona – ha, satysfakcja! Co nam dają takowe dodatkowe misje? Absolutnie nic!

Zobacz równieżNajlepsze gry 2023 roku

Gdyby ta gra wyszła 23 lata temu, gdy w telewizji i w sklepach królowały Pokemony, a mój mózg nie był na tyle rozwinięty, aby ogarniać cokolwiek bardziej złożonego niż 2+2, to ja jestem przekonany, bez dwóch zdań – byłaby to moja ulubiona gra dzieciństwa, a po każdym rozwiązanym śledztwie po prostu opad szczęki i omgwtflol. Ale dziś dochodzę do wniosku, że mam lepsze rzeczy do roboty, niż sterowanie Pikachu ujeżdżającym Growlithe’a i przesłuchiwanie napotkanych Pokemonów w sprawie zaginionego diamentu. I tak, owszem, lepszą rzeczą do roboty jest w tym wypadku bujanie się Spider-Manem po Nowym Jorku czy świecenie latarką na złe duchy w Alan Wake 2

Źródło grafiki głównej: Nintendo

Plusy

  • Głos Pikachu niezmiennie mnie rozwala
  • Interakcje z Pokemonami i poznawanie ich osobowości jest bardzo sympatyczne
  • Świetna muzyka

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Istny samograj - tylko dla hardkorowych fanów i małych dzieci (co często jest równoznaczne...?)
  • Misje poboczne nie dają nam zupełnie nic
  • Przestarzała szata graficzna
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze