Headbangers: Rhythm Royale – recenzja gry

Co się stanie, jeśli połączymy battle royale z grą rytmiczną? Odpowiedź znajdziecie w Headbangers: Rhythm Royale.

Nigdy nie byłem wielkim fanem gier multiplayer, które dodatkowo wymagały połączenia z internetem. Przeważnie po kilku dłuższych chwilach przy wybranym tytule odczuwałem znużenie i rzucałem go w kąt. Nie zmieniła tego moda na battle royale. Do Fortnite’a czułem niechęć, CoD: Warzone po kilku dniach się znudził, a jedynym, co mnie wciągnęło na dłużej, było Fall Guys. Nie wiem, czy to była zasługa prostej, acz wciągającej rozgrywki, czy po prostu współzawodnictwo i pewien element losowości sprawił, że pozostałem przy wirtualnym odpowiedniku Wipeout. Tutaj przechodzimy do roku 2023 i premiery Headbangers: Rythm Royale. Gra od pierwszych zapowiedzi sprawiała wrażenie skrojonej pod moje gusta. Po pierwsze graficznie przypominająca Fall Guys, a po drugie oparta na zasadach gry rytmicznej z istotną mechaniką battle royale. Czy to spełnienie moich marzeń?

Zobacz również: Super Mario Bros. Wonder – recenzja gry. Co różni Ratcheta od Mario?

Tak i nie… Headbangers: Rythm Royale to faktycznie tytuł wyjątkowy. Zasady są proste. W grze wcielamy się w jednego z trzydziestu gołębi, rywalizujących w czterech losowych minigrach muzycznych. W każdej rundzie najgorsze gołębie są eliminowane, aż finalnie pozostanie tylko jeden. Model ten przypomina Fall Guys, ale tu jesteśmy zdani nie na swój spryt, a na swoje zmysły.

Headbangers: Rhythm Royale
kadr z gry/ Steam

Większość minigier jest dość prosta. Jedna z pierwszych, w jakie grałem, oparta była na zasadzie Jaka To Melodia?. W ciągu minuty trzeba było zgadnąć, z jakiego instrumentu dobiegają nas aktualnie dźwięki. Niby proste, ale z każdym kolejnym stopniem trudności potrafi sprawiać problemy. W następnej grze powitało mnie coś na kształt piłkarzyków. Za pomocą jednego przycisku musiałem trafić idealnie w moment, kiedy będę mógł strzelić do bramki. Choć początkowo się może zdawać, że to minigra, w której liczy się wzrok i refleks, to z kolejnymi etapami przekonacie się, że rytm i słuch są tu równie ważne. Trafimy tu też na dyskotekę, gdzie trzeba będzie odwzorować bit zaprezentowany przez DJ’a, czy na wzór zabawy w „Simon Mówi” powtarzać ruchy prezentowane przez króla. Przy dłuższym posiedzeniu można pomyśleć, że wszystkie te gry brzmią oraz wyglądają trochę podobnie i jest w tym dużo racji. 

Zobacz również: Detective Pikachu Returns – recenzja gry. Kuba Rozpruwacz miałby używanie w Ryme City

Jednak znajdzie się coś w Headbangers: Rythm Royale, co może zatrzymać gracza na dłużej. Są to niewątpliwie elementy kosmetyczne. Jak w każdej dobrej grze typu battle royale, dostępne jest tu coś na kształt Battle Passa. Zapewnia to dostęp do mnóstwa różnych kostiumów do odblokowania. Istnieją również specjalne zadania, które zapewniają specjalne, bardziej ekscytujące stroje dla Twojego gołębia, dając nam wachlarz pełen zabawnych opcji przebrania naszego ptasiego awatara. Od modnych afro i lateksu rodem z lat 80 po oficjalne orkiestrowe uniformy. Wybór należy do Ciebie. Sama kreacja gołębi, nawet bez upiększaczy jest po prostu urocza, a kosmetyki są cudownie głupie. 

Headbangers: Rhythm Royale to nietypowa gra, która łączy elementy rytmiczne z formatem battle royale. Gracze wcielają się w gołębie i rywalizują w różnych muzycznych minigrach, eliminując przeciwników. Gra, pomimo zaoferowania ciekawych elementów personalizacyjnych i związanych z nimi specjalnych zadań, może stać się monotonna. Wszystko przez zbyt małą różnorodność. Mimo to nadal jest kreatywną i zabawną hybrydą dwóch różnych rodzajów gier.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe


https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę

Plusy

  • Przyjemne połączenie battle royale z elementami gry muzyczno-rytmicznej
  • Uroczy design gołębi, który jest tylko potęgowany przez ilość satysfakcjonujących elementów kosmetycznych

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Wkradająca się monotonność
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze