Lot Ikara – recenzja książki. Chrissy, I like this!

Eddie Munson – któż się w nim nie zakochał dzięki tej stosunkowo krótkiej ale i magicznej roli Joego Quinna? Caitlin Schneiderhan, czyli scenarzystka Stranger Things, przygotowała książkę specjalnie dla jego fanów.

Każdy, kto jest z serialem na bieżąco, wie, jaki los spotkał Eddiego. Dlatego też w tym kontekście tytuł Lot Ikara jest tym bardziej przygnębiający. Eddiego w powieści zastajemy dwa lata przed wydarzeniami z czwartego sezonu Stranger Things. Prowadzi Klub Ognia Piekielnego, gdzie razem z innymi dziwakami grają w RPG i występuje w pubie w zespole Trupia Trumna. Pewnego dnia zjawia się w nim nieznajoma, która może załatwić im kontrakt z wytwórnią muzyczną. W międzyczasie do Hawkins wraca jednak ojciec Eddiego, a jego przyjazd zwykle zwiastuje kłopoty. Moim pierwszym odczuciem po przeczytaniu opisu był jakiś rodzaj rezerwy. Ciężko było mi sobie wyobrazić, jak to mroczne Hawkins miałoby stać się miejscem akcji jakiejś przyziemniej historii. A może autorka planowała nagiąć odrobinę serialowy kanon i wrzucić Eddiego w wir paranormalnym wydarzeń?

Zobacz również: Stranger Things sezon 4, część I – recenzja serialu. Tik tak

Wielkim pozytywnym zaskoczeniem okazała się dla mnie całkowicie pozbawiona elementów fantastyki fabuła, która po prostu działa. Całość spinają trzy osie – szkoła (a w niej klub), zespół muzyczny oraz życie rodzinne. Zaplanowano ją sprawnie na tyle, by punkty zwrotne zazębiały się zgrabnie w odpowiednich momentach. Ale najjaśniejszym punktem jest tutaj zdecydowanie Eddy. Jest to oczywiście świetna wiadomość dla wszystkich, którzy sięgają po Lot Ikara tylko dla niego. Warto jednak podkreślić, że nie chodzi tu o żadne ukłony w stronę serialu – on po prostu jest naprawdę dobrze napisaną postacią.

Rodzina Munsonów nie ma w Hawkins dobrej sławy. Żaden z chłopaków o tym nazwisku nie skończył szkoły i nikt nie wróży tego samego Eddiemu. Ba! Dyrektor wręcz otwarcie zachęca go do rzucenia szkoły. Ojciec Eddiego to kryminalista i taką też przyszłość wróżą mu również policjanci, którzy często zatrzymują go na niepotrzebne przeszukania samochodu. Chłopak dodatkowo jest wielkim fanem ostrej muzyki oraz Dungeons & Dragons, a w tamtych czasach na takie hobby była jedna pojemna szufladka – satanizm. Munson to więc wyrzutek na każdym polu. Z tymi wszystkimi łatkami próbuje walczyć w książce, a pierwszoosobowa narracja dodaje mu dużej głębi. Śledzimy jego przemyślenia w momentach rozczarowań oraz porażek. Towarzyszymy mu na drodze pełnej upadków i naprawdę ciężko z nim nie sympatyzować.

Jeśli o mnie chodzi, jest się tylko tak dobrym, jak historia, którą opowiadają o tobie ludzie.

O dziwo, ten Eddie jest naprawdę podobny do tego, którego znamy z ekranu. Cięty język i odważne zachowania – narracja Schneiderhan sprawnie to oddaje. Wśród postaci na pozostałych planach nie dostrzegłam jednak żadnych perełek. Jedynie ojciec Eddiego jest związany z mocnym twistem, ale reszta bohaterów nie wyróżnia się specjalnie. Stanowią po prostu tło dla decyzji Munsona. Zdecydowanie najsłabszym elementem powieści jest wątek romantyczny. Paige praktycznie spada z nieba i szczęśliwym trafem ma oczywiście koneksje w Hollywood. Na którymś etapie ich znajomości zarzuca nawet chłopakowi, że ciągnie go do niej tylko przez możliwość sławy, którą oferuje jej praca. I co? Dosłownie nic się w tym wątku więcej nie dzieje. Nie ma żadnych przeprosin, żadnych dalszych starań czy zadośćuczynienia. Ta relacja po prostu… jest. Nie rozwija się, nie zmienia się. A szkoda.

Zobacz również: Biedne istoty – recenzja książki. I kto tu jest potworem?

Jeszcze w trakcie lektury byłam przekonana, że będę ją mogła z czystym sumieniem polecić osobom zupełnie nieznaznajomionym z uniwersum Stranger Things. Ta powieść do samego końca nie wymaga żadnej znajomości serialu, bo wstawki znanych nam imion są tylko delikatnymi ukłonami w stronę fanów. Właśnie dlatego, że Lot Ikara tak dobrze broni się jako odrębna powieść, tak bardzo zawiodło mnie zakończenie. Mam wrażeniem, że jego celem było wyłącznie umieszczenie Eddiego w tej pozycji, z której miał ruszyć w czwartym sezonie. Ta skrzętnie budowana fabuła nie znajduje satysfakcjonującego ujścia. Wątki relacyjne rozwiązują się tylko pobieżnie. Chłopak mógł zawalczyć jeszcze o co najmniej dwie rzeczy, które ostatecznie mu nie wyszły, ale nie podjął takich prób. Czemu? Bo wtedy nie zostałby tym Eddim, którego znamy ze Stranger Things. A to bardzo zaburza logikę całości.

Ostatecznie ja z tej lektury jestem zadowolona. To ten typ powieści, który pochłania się w dwa wieczory. Przy lekturze utrzyma was główny bohater i ciekawe pomysły fabularne i pewnie będziecie skłonni przymknąć oko na niedociągnięcia. To historia dla wszystkich wyrzutków, którzy czekają na swoją szansę. Jak pisze sama autorka na koniec – pamiętajcie, nie jesteście sami!

Lot Ikara

Autor: Caitlin Schneiderhan
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Poradnia K
Premiera: 8 listopada 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 320
Cena: 49,99 zł

Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Poradnia K. Obrazek główny – kolaż (Poradnia K).

Plusy

  • Fenomenalny Eddie Munson
  • Wciągająca fabuła

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Wątek romantyczny
  • Zakończenie
Agata Kowalczewska

Wychowana na fantastyce, od niedawna zakochana również w reportażach. Choć książki stoją wysoko na liście jej hobby, są na niej również dobre filmy, seriale i puby z planszówkami.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze