Pewnego razu…w Hollywood – perełka od Tarantino?

Wymienione przeze mnie przykłady to zaledwie przedsmak tego, co czeka nas w filmie. Mają one jedynie zobrazować, jak skrzętnie oraz wysmakowanie Tarantino opowiada nam o ówczesnych realiach, bez konieczności atakowania nas płaską ekspozycją w dialogach. Ale od tych kwestii chciałbym już uciec i skupić się na czymś zupełnie innym – przepisywaniu historii. Jest to bowiem trzeci film w karierze reżysera Wściekłych Psów, który zajmuje się tą kwestią. W filmie Bękarty Wojny jesteśmy świadkami zabójstwa Hitlera oraz całej świty NSDAP w kinie, co oczywiście symbolicznie kończy koszmar wojny i kasuje Holokaust. Django (Django Unchained; 2012) z kolei kończy się spaleniem amerykańskiego plantatora, właściciela niewolników, co miało uratować niewinność USA.

Zobacz również: Dlaczego Casablanca to film ponadczasowy?

W jaki sposób Tarantino przepisuje historię w swoim IX filmie? Przede wszystkim robi to w dwójnasób. Po pierwsze zmienia przebieg tragicznego wydarzenia z 9 sierpnia 1969 roku. Przypomnijmy, właśnie wtedy doszło do rytualnego mordu dokonanego przez uczniów Charlesa Mansona w Los Angeles. Włamano się wtedy do rezydencji Romana Polańskiego i Sharon Tate. Te makabryczne wydarzenia stały się kluczowe w historii USA oraz samego Hollywoodu.

Sharon Tate bardzo szybko stała się symbolem przedwcześnie ukróconej obietnicy lat sześćdziesiątych. Chodzi mi tutaj nie o dekadę w dosłownym rozumieniu, ale o stan wrzenia kulturowego, stan zmian społecznych i politycznych – tworzy się wtedy zjawisko kontrkultury. Rytualne zabójstwa dokonane przez wyznawców Mansona na Sharon Tate oraz obecnych wtedy gościach są symbolem utraty niewinności lat 60-tych i Hollywoodu.

To wydarzenie zmienia wszystko. Następuje gwałtowna reakcja przeciwko kontrkulturze – konserwatywny zwrot w postaci rządów Nixona, Reagana i nie tylko. Często mówi się o tym wydarzeniu jako o czymś, co musiało nastąpić. W tamtym okresie w społeczeństwie amerykańskim gromadziły się negatywne emocje, które prędzej, czy później musiały znaleźć ujście, implodując to, co społeczeństwo chciało stworzyć, czyli ruch kontrkultury właśnie.

Zobacz również: Napoleon — recenzja filmu. 160-minutowe demo

Tarantino postanawia to zmienić. Wyznawcy Mansona, zamiast dostać się do posiadłości Romana Polańskiego, docierają do willi Ricka. Tym sposobem Tarantino serwuje nam dosyć groteskową scenę „pozbycia się” intruzów. Nie dostajemy zatem rytualnego morderstwa, ale komediowe oczyszczenie podniebienia. Tym samym Tarantino zatrzymuje niewinność Hollywood i lat 60-tych na zawsze.

Po drugie popatrzmy, jak ten film wygląda. Tarantino niezwykle skrupulatnie odtwarza Los Angeles lat 60-tych. Naprawdę niewiele jest filmów, które aż tak głęboko zanurzają się w detale konkretnej epoki. Tarantino robi to wręcz z zegarmistrzowską precyzją. Co należy jednak podkreślić, jest to wyidealizowany obraz minionej epoki. Reżyser nie mógł być świadkiem Los Angeles tamtych czasów, ponieważ w 1969 roku miał zaledwie kilka lat. Jego wizja miasta przedstawiona w filmie owszem rozpływa się w detalach historycznych, ale nie brakuje w niej pewnego upiększenia.

Tutaj dochodzimy do najważniejszej kwestii – IX film Tarantino jest jego najbardziej osobistą produkcją. Widać to właśnie w tym, jak film wygląda, jak portretuje ówczesne Los Angeles. Reżyser tworzy pewnego rodzaju zapis swojego wyobrażenia o najważniejszym dla niego okresie w historii kina i nie tylko (wielokrotnie powtarzał w wywiadach, że za czasów pracy w wypożyczalni kaset to ten okres w kinie był dla niego najważniejszy). Tarantino zatem oferuje nam spektakl przedstawiający wyidealizowaną wizję miejsc i sytuacji, które od początku kariery są dla niego paliwem. To niezwykle osobiste spojrzenie twórcy daje nam dwie rzeczy.

Zobacz również: Kino polskie – czy ludzie młodzi znają to, co rodzime?

Po pierwsze, Tarantino, jak już wspomniałem wcześniej, przepisuje historię, próbując zatrzymać lata 60-te, kontrkulturę chwilę przed tym, zanim utraciła ona swoją niewinność. Chce pokazać nam piękno tamtego okresu, zmiany, które napędzały ówczesnych wielkich filmowców i nie tylko. Wpuszcza nas do swojej wyobraźni, prezentując wszystko to, za co kocha minioną epokę. Z drugiej strony jednak jego chorobliwe wręcz przywiązanie do odwzorowania najmniejszych detali z tamtego okresu pokazuje, jak uważnym i rzeczowym jest obserwatorem. Ta dychotomia powinna wywoływać zgrzyt. Tak dwie odmienne koncepcje portretowania ówczesnej rzeczywistości powinny wchodzić ze sobą w konflikt, ale o dziwo tak nie jest.

Myślę, że to właśnie najbardziej przyciąga mnie do tego filmu i powoduje, że z każdym kolejnym seansem doceniam tę produkcję jeszcze bardziej. Z jednej strony wierne odwzorowanie rzeczywistości, z drugiej oddanie hołdu i zbawienie lat 60-tych przed tym, co miało dopiero nadejść. Trudno w tym kontekście znaleźć chyba bardziej wymowną scenę niż sam koniec filmu, kiedy to Rick Dalton po pokonaniu grupy Mansona zostaje wpuszczony do posiadłości Sharon Tate i Romana Polańskiego. Monumentalna brama otwiera się przed Rickiem, który to od dłuższego czasu marzył o tym, żeby tam się dostać. Ta scena jest ostatecznym aktem wniebowstąpienia, następującym zaraz po pokonaniu czyhającego zła. Tarantino raz jeszcze dokonuje w swojej produkcji oczyszczającej zemsty.

Strony: 1 2

Maciej Kulbat

Obecnie student kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Krytyka i analiza filmowa to mój konik i największa pasja. Najbardziej interesuje mnie złota era Hollywood, historia filmu europejskiego oraz kino gatunkowe, na czele z b-klasowymi produkcjami, ponieważ to właśnie one stanowią sens kina i nie sposób ich nie kochać.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Kacper

Choć film już widziałem niedługo po jego premierze nie urzekł mnie za bardzo. Szczerze mówiąc wynudził. Artykuł skusił mnie do dania drugiej szansy tej produkcji. Pełen szacunek dla autora! Świetna robota!