Till Lindemann – relacja z koncertu w Katowickim Spodku. Koncert erotyczny +18!

Chociaż od występu Tilla Lindemanna w naszym kraju minął już grubo ponad tydzień , kurz nadal unosi się wokół katowickiego Spodka. Jestem przekonany, że emocje wciąż buzują w uczestnikach tego spektaklu. No właśnie, co to był za spektakl? I dlaczego nazwałem go koncertem erotycznym? Zapraszam na analizę, ocenę i moje osobiste odczucia po koncercie wokalisty zespołu Rammstein.

Chyba każdy spotkał się z określeniem taniec erotyczny czy masaż erotyczny, ale nikt raczej nie słyszał o koncercie erotycznym. No chyba, że był kiedyś na solowym projekcie wokalisty Rammstein. Śmiało zaryzykuję stwierdzeniem, że Till Lindemann jest prekursorem takiej sztuki. To, co prezentuje scenografia to całkiem inny wymiar. W 99,9% scena wypełniona jest czerwonym kolorem. Dominuje skąpy ubiór artystów, a przez filmy puszczane na wielkim ekranie w głębi sceny, czasami czujemy się jakbyśmy oglądali film porno z muzyką na żywo w tle. Praktycznie przez większość występu, motywem przewodnim teledysków do poszczególnych utworów są kobiece części intymne, znajdujące się przeważnie na wysokości ud. Nie zapomnijmy również o dziewczynach, które oddają na siebie różnorakie płyny mniej lub bardziej ustrojowe. Nic dziwnego, że organizatorzy wprowadzili ograniczenie wiekowe 18+. Szczęśliwcy stojący na płycie doznali dodatkowych atrakcji.

Zobacz również: Popiór – Pomarlisko – recenzja płyty. Wejść w buty mistrza i się nie przewrócić

Można było dostać tortem w twarz, później surową rybą, wpierw rzucaną przez muzyków, a później z wielkiej wyrzutni. Swoją obecnością publiczność zaszczycił sam Till Lindemann, którego wniesiono niczym króla na noszach, by wraz z eskortą spacerował i podziwiał legendarną halę w Katowicach. Trzeba przyznać, że artysta ma świetny kontakt z publicznością, potrafi ją nakręcić, chociaż nie wygłasza żadnych monologów w trakcie i pomiędzy utworami.

Warto również pochylić się nad warstwą muzyczną tego spektaklu, bo przecież o muzykę tu głównie chodzi, prawda? Utwór który rozpoczyna naszą półtoragodzinną podróż wśród surowych riffów, klawiszów i donośnego głosu Tilla to dosyć spokojny Zunge. Tytułowy utwór najnowszego albumu, jeden z singli promujących to wydanie. Następnie wlatuje SchweissFat, czy Altess Fleisch. Oczywiście nie brakuje też utworów grupy Lindemann. Tak, tak – wcześniej właśnie pod taką nazwą występowali. Z racji zakończenia współpracy z Peterem Tägtgrenem, powstał nowy zespół i stare utwory są – paradoksalnie – grane jako covery. Spośród osiemnastu utworów zagranych podczas występu, tylko pięć stanowią utwory z nowego wydawnictwa plus nagrany dwa lata wcześniej Ich Hasse Kinder. Pozostałe dwanaście utworów to piosenki z albumów Skills in Pills oraz F&M.

Ogólnie utwory grane podczas koncertu to dynamiczne kawałki jak Sport Frei, ballady bądź mówione piosenki, dla przykładu Tanzlehrein. Chociaż teksty często traktują o zboczonych rzeczach czy czynnościach, to są często napisane w poetyckim stylu. Zresztą, Lindemann jest bardzo znany w Niemczech również ze swojej twórczości literackiej. Napisał sporo wierszy i czasami interpretuje ich fragmenty bądź całość poprzez wykonanie muzyczne – często z niezwykle pozytywnym skutkiem. Na żywo zespół brzmi bardzo dynamicznie, muzycznie jest to trochę Rammstein w wersji 2.0, tylko z jeszcze większą rolą elektronicznego brzmienia. Nawet liczba członków zespołu jest identyczna i mają podobne role. Co ciekawe, w zespole występuje trzy kobiety, co jest praktycznie niespotykane w rockowych zespołach. Zazwyczaj jest to wokalistka, a tutaj mamy dwie panie na gitarach oraz na klawiszach.

Zobacz również: Rammstein – Zeit – recenzja płyty

Jako wielki fan Rammsteina, czułem się jakbym był na świetnym spotkaniu z przyjaciółmi. Sam widok artystów na scenie powodował u mnie uśmiech na twarzy i wzrost temperatury ciała, pomimo perwersyjnej otoczki. O ile twórczość Rammstein znam od podszewki i słucham dosłownie od kołyski, tak do 26 listopada 2023 roku, do godziny 21:15, z twórczością solową Lindemanna nie miałem praktycznie nic wspólnego. Kupili mnie tym niedzielnym występem. Półtorej godziny upłynęło dosłownie w mgnieniu oka. Świetnie się bawiłem, chociaż na pewno widywałem lepsze koncerty. Chętnie wybiorę się ponownie, jeśli ekscentryczny Niemiec raczy nas jeszcze kiedyś odwiedzić. Z przyjemnością poświęcę więcej czasu ich muzyce i zagłębię w ich twórczość. Ci co byli, z pewnością nie żałują, a ci, którzy mieli wątpliwości – nie zwlekajcie następnym razem, tylko kupujcie bilety! Oczywiście, jeśli będziecie mieć ukończone 18 lat…
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze