Arma Reforger – recenzja gry. Zimnowojenny symulator chodzenia

Kiedy wspomniałam kumplowi, że dostałam Armę Reforger do recenzji, natychmiast stwierdził, że to nie jest seria dla mnie, więc na pewno mi się ona nie spodoba. I, cholera, niestety miał rację…

Arma Reforger zaciąga graczy do zimnowojennego starcia o dwie wyspy liczące łącznie około 61 km2. Stań do walki w trybie wieloosobowym Conflict lub twórz własne scenariusze w trybie Game Master, edytorze w czasie rzeczywistym o niemal nieograniczonych możliwościach. Przemierzaj zupełnie nowe terytorium Arlandii i powróć do Everonu, małego państewka pośrodku Atlantyku znanego z bestsellerowej, pierwszej odsłony serii, Arma: Cold War Assault.

Zobacz również: Call of Duty: Modern Warfare III – recenzja gry. Makarow, Makarow, ty…

Arma Reforger to symulator, więc nie posiada właściwie ani grama fabuły – i chyba właśnie to stanowiło między nami największą kość niezgody. W momencie brania tej produkcji do recenzji niestety nie przyszło mi do głowy, że przecież z gier pozbawionych historii były mnie w stanie zainteresować jedynie Minecraft i jakieś tam Simsy – a i one nie potrafiły utrzymać mojej uwagi na dłużej niż kilka dni. Kiedy nie ma żadnej opowieści, za którą mogę podążać, błyskawicznie zaczynam się nudzić. I dlatego już po jakiejś godzinie łazikowania po różnych lokacjach najnowszej Army miałam jej serdecznie dość.

Fot. materiały promocyjne (Steam)

Ale skoro już o spacerach, to trzeba przyznać, iż mapę to akurat Arma Reforger ma sporą. Deko pustawą, ale sporą. Jakiś kawałek miasteczka, latarnia morska, lasy i dużo, dużo pól. Podczas pałętania się po okolicy pooglądałam więc sobie trochę różnorodnych budynków oraz pejzaży. Co prawda zwykle zwiedzałam je po ciemku, jako że rundy zaczynały się raczej w godzinach wieczornych, więc nie wszystko było dobrze widać, ale wciąż – zawsze coś. Przynajmniej było co poeksplorować.

Zobacz również: Synced – recenzja gry. Przyszłość = apokalipsa

Przy okazji zwiedzania mapy można również w pełnej krasie doświadczyć różnicy w grafice po zmianie silnika. Co prawda, jak już wspomniałam, Arma Reforger to moje pierwsze podejście do serii, jednakże po obejrzeniu kilku gameplayów w ramach researchu widzę pewien skok jakościowy. Zresztą, nawet nie przyrównując jej do poprzedniczek, ta gierka po prostu całkiem nieźle wygląda. Widać, że twórcy chcieli pójść w realizm i nie próbowali podkręcać kolorów ani w żaden inny sposób „ubogacać” grafiki; zamiast tego skupili się na jak najlepszym oddaniu zimnowojennej rzeczywistości i całkiem zgrabnie im to wyszło. I tak – widać to nawet po ciemku.

Fot. materiały promocyjne (Steam)

Tym z kolei, co nie do końca im wyszło, są samouczek i optymalizacja. Zacznijmy może od tego pierwszego.

Szkolenie dla nowicjuszy w Armie Reforger przygotowano w formie obozu ćwiczebnego, po którym można sobie swobodnie pobiegać i potrenować różne rzeczy w dowolnej kolejności. Z jednej strony fajna opcja – nie muszę się uczyć od zera takich głupot jak na przykład wciskanie spacji, żeby skoczyć, mogę od razu przejść do tego, co mnie interesuje. Z drugiej jednak, no właśnie, nie znalazłam żadnych wskazówek, gdzie co jest, więc i tak nie dotarłam do najważniejszych rzeczy. Nauczyłam się chodzić, jeździć autem, a nawet zrobiono mi szybkie tournée po przykładowej bazie, ale nie udało mi się trafić między innymi do żadnej strzelnicy, więc do pierwszej rozgrywki podeszłam pozbawiona umiejętności chociażby używania celownika przy karabinie. Do tej pory nie wiem, gdzie był do tego jakiś instruktarz. I pewnie już nigdy się nie dowiem.

Zobacz również: Total War: Pharaoh – recenzja gry. Lew nie sprzymierza się z kojotem

Ale no dobra – możemy przyjąć roboczą hipotezę, że po prostu jestem idiotką i to dlatego nawet samouczek mnie przerósł. W porządku, jestem gotowa się z tym zgodzić. Mój przeżarty dynamicznymi FPSami mózg nie podołał mniej oczywistym rozwiązaniom, które zastosowało Bohemia Interactive. Niech będzie. Niemniej jednak mojego ostatniego problemu z tą produkcją nie można już zwalić na mnie i nie dam sobie tego wmówić.

Fot. materiały promocyjne (Steam)

Mój komputer bez większych problemów ciągnie chyba wszystkie tegoroczne największe tytuły triple A. Jakim cudem więc Armie Reforger udało się go zagiąć? Przez całą rozgrywkę cięła mi się ona jak diabli. Półtorej sekundy płynnego działania, zwiecha na pół. Kolejne półtorej sekundy, następna zwiecha na pół. I tak ciągle. Kombinowałam jak koń pod górę, co z tym zrobić, aczkolwiek nic z tego. Pozmienianie wszystkich dostępnych ustawień po kolei nic nie dało. Ale hej, mnie przynajmniej nie wyskakiwała tona błędów, tak jak innym użytkownikom Steama. Co prawda nie grałam zbyt długo, ale poza tym wieszaniem się nie nawinęło mi się nic więcej.

Zobacz również: Cyberpunk 2077: Widmo wolności – recenzja DLC. Roiła ci się wolność?

Podsumowując, Arma Reforger to zupełnie nie mój typ rozrywki, przez co trochę się przy niej wynudziłam. Dla kogoś jednak, kto lubi tę serię, powinna się w miarę nadać – jest ładniejsza od poprzedniczek, a pod względem rozgrywki zanadto się chyba nie różni. Jedyne, co koniecznie trzeba w niej poprawić, to przycinanie się. Nawet najbardziej zapalonego fana Army pewnie prędzej czy później trafiłby przez nie szlag. No i cóż, ten nieszczęsny samouczek… Czy na przyszłość można prosić o jakąś wersję dla tępaków? Z góry dzięki.


https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
lub klikając w grafikę

Powyższa recenzja powstała we współpracy z firmą Marchsreiter.
Grafika główna: materiały promocyjne (Bohemia Interactive Simulations)

Plusy

  • Całkiem ładnie wygląda
  • Duża mapa

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Wiesza się
  • Totalnie nie mój rodzaj gier, wynudziłam się
  • Nawet samouczek mnie przerósł...
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze