Światłonoc – recenzja filmu. Porządny folkowy horror

Słowiańskie legendy są z reguły wdzięcznym tematem do przełożenia na horrorowy scenariusz. Nie inaczej jest w tym przypadku. Słowacka twórczyni prezentuje nam lekcję o uprzedzeniach i szkodliwych przesądach w prawdziwie niepokojącej formie. 

Światłonoc to słowacka produkcja w reżyserii Terezy Nvotovej. Historia oparta jest na wiejskim, gotyckim folklorze zaadaptowanym do czasów współczesnych. Polscy widzowie mieli okazję zapoznać się z tym filmem przedpremierowo w ramach konkursu głównego tegorocznej edycji Octopus Film Festiwal, gdzie spotkała się z powszechnym uznaniem.

Zobacz również: Percy Jackson i bogowie olimpijscy – przedpremierowa recenzja odcinków 1-2.

Światłonoc
kadr z filmu Światłonoc | Velvet Spoon

Poznajemy główną bohaterkę, Sarlotę  (Natalia Germani), gdy powraca po latach do rodzinnej wioski. Otrzymała bowiem tajemniczy list, wzywający do stawienia się w urzędzie gminy. Po przybyciu nawiązuje znajomość z Mirą (Eva Mores), która wprowadza ją w lokalną codzienność. Wraz z przystosowywaniem się do tamtejszych zwyczajów, Sarlocie wracają również nieprzepracowane traumy z dzieciństwa, z którymi musi się w końcu uporać.

Obie kobiety stawiają czoła toksycznym tradycjom kultywowanym przez hermetyczną społeczność. Do odizolowanej wioski dotarły dobrodziejstwa cywilizacyjne pokroju Internetu i smartfonów, jednak z uwagi na jej położenie, stare tradycje nigdy nie miały okazji ewoluować. Przemoc domowa, napaści na tle seksualnym i mizoginia są tu wyłącznie winą kobiet, które wychowane w tych zwyczajach mają niewielką potrzebę zmian. Przychodzi jednak czas, gdy trzeba powiedzieć dość i nasze bohaterki decydują się położyć temu kres.

Zobacz również: Wonka – przedpremierowa recenzja filmu. Oompa loompa doompety doo

Światłonoc
kadr z filmu Światłonoc | Velvet Spoon

Tempo akcji jest dość nierówne. Po zawiązaniu się głównych relacji dostajemy długi segment w duchu filmografii polskich, awangardowych reżyserek. Przez cały czas możemy natomiast podziwiać zachwycające zdjęcia. Twórcy wyraźnie upodobali sobie szerokie plany i ujęcia z lotu ptaka. I słusznie, bo oddają one  znakomicie urodę słowackiej natury.

Wszystko to jest jedynie podbudową do punktu kulminacyjnego, czyli Nocy Kupały. Podczas tego ikonicznego dla kultury słowiańskiej święta napięcie w wiosce, wywołane rozgrzebywaniem przeszłości przez Sarlotę i Mirę, sięga zenitu. Mieszkańcy upatrują w nich leśnych wiedźm, które przynoszą im tylko cierpienie. Dzięki temu dostajemy prawdziwie psychodeliczne sekwencje przywodzące na myśl finałowy akt Suspirii. Reżyserka nie odważyła się jednak sięgnąć po podobny poziom brutalności. Przemoc jest zarezerwowana dla wychowanych w patriarchacie mężczyzn, którzy nie stronią od niej wobec kobiet i nieposłusznych dzieci. Szkoda, bo oprócz pożaru, mającego wydźwięk wyraźnie alegoryczny, brutalniejsza puenta pasowałaby do lekko horrorowego klimatu filmu.

Zobacz również: Arma Reforger – recenzja gry. Zimnowojenny symulator chodzenia

Światłonoc
kadr z filmu Światłonoc | Velvet Spoon

Światłonoc jest zaskakująco udanym horrorem opartym na ludowej legendzie. Małomiasteczkowa intryga wokół dwóch bohaterek jest wystarczająco angażująca, by utrzymać uwagę widza przez cały seans, a rewelacyjna realizacja podbija całe doświadczenie, wyciągając ze słowackich gór to, co najlepsze. Mimo że film rozkręca się stosunkowo wolno i stosunkowo bezpiecznie, to psychodeliczne sekwencje pod koniec rekompensują nierówne tempo z nadwyżką. Połączenie Suspirii, netflixowego Rytuału, ale też twórczości Jagody Szelc dało film, który powinien zadowolić miłośników każdego z wymienionych tytułów.

Zobacz również: Lovecraft a filmy – trzy ekranizacje, na które warto zwrócić uwagę

Źródło obrazka głównego: Velvet Spoon

https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę

Plusy

  • Bezpośrednia krytyka toksycznego patriarchatu
  • Przepiękne krajobrazy
  • Psychodeliczna Noc Kupały

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Nierówne tempo akcji
  • Zabrakło brutalności w końcówce
Łukasz Biechoński

Nie straszny mu żaden zakątek popkultury. Ceni sobie tak samo teatralne musicale i opery jak kino splatter czy chorwackie sci-fi. Wierzy, że to nie budżet czyni dzieło, lecz artysta i jego wizja. Tabu dla niego nie istnieje tak długo, jak obie strony czują się w dyskusji komfortowo.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze