Superagent – recenzja. Jaki kraj, taki James Bond

Komedie francuskie są już marką samą w sobie. Od dekad gatunek ten przyciąga ludzi przed ekrany kin. Dzięki lekkości i uniwersalności francuskiego humoru zapominamy niejednokrotnie o życiu codziennym. Pozostaje pytanie: czy Superagent jest właśnie taką komedią? 

Twórcą Supeagenta jest Tarek Boudali. Odpowiada on jednocześnie za scenariusz i reżyserię oraz gra główną rolę. Jednak nie działa on sam. Philippe Lacheau oraz Julien Arruti to również bardzo istotne persony w tym zespole kreatywnym. Ta trójka jest trzema muszkieterami współczesnej komedii francuskiej. Mają ponad dziesięć wspólnych produkcji, w których na zmianę reżyserują, piszą scenariusze i grają. Stworzyli już takie filmy jak: Alibi.com, Wszystko zostanie w rodzinie, Mąż, czy nie mąż? czy Badman. Brzmi to trochę tak, jakby mieli monopol na komedie francuskie.

Superagent jest kontynuacją filmu Bohater miesiąca. Pomimo tego, że w obu filmach występują te same postacie, znajomość prequela nie jest konieczna. Podczas seansu nawet nie poczujemy, że coś ominęliśmy. Wiem to z autopsji, sam się dowiedziałem o wcześniejszej części już po obejrzeniu Superagenta. Fakt, że te dwie produkcje są tak luźno powiązane, jest dużym plusem. Dzięki temu nie zniechęcimy się potrzebą nadrobienia wcześniejszej części.

Zobacz także: Przepis na komedię romantyczną

Superagent
Kadr z filmu Superagent

Film opowiada o losach niezdarnego policjanta, Rayane (Tarek Boudali), marzącego o zostaniu tajnym agentem. Bardzo szybko dowiadujemy się o nim jednego – jest zmorą całego wydziału. Ma wszystkie cechy, jakie są potrzebne, żeby tajnym agentem nigdy nie zostać. Inteligencją nie grzeszy, jest nieuważny, niedoświadczony, a do tego nie potrafi działać pod presją. Pewnego dnia odkrywa, że jego babcia (Marie-Anne Chazel) zostaje porwana przez meksykański kartel narkotykowy. Aby ją uratować musi w 3 dni ukraść 2 magiczne szmaragdy, które znajdują się w Abu Zabi i Meksyku. Rayane tworzy drużynę złożoną ze swoich przyjaciół z policji – Tony’ego (Philippe Lacheau), Pierre’a (Julien Arruti) i swojej dziewczyny Stéphanie (Vanessa Guide). Nie oglądając się za siebie, wspólnymi siłami spróbują zdobyć szmaragdy na czas.

Zobacz także: Dream Scenario; przedpremierowa recenzja filmu. Śniłem ci się dzisiaj?

Lubię obejrzeć od czasu do czasu francuską komedię. Absolutnie uwielbiam Żandarma z Saint-Tropez, Louis de Funès jest nie tylko według mnie ikoną francuskiej komedii. Całą serię Taxi (umówmy się, że piąta część nigdy nie miała miejsca) mógłbym oglądać co weekend. Kocham Goście, goście, a nawet już zdecydowanie słabsze Badman czy Czym chata bogata! przypadły mi do gustu. Lubię w nich to, że oparte są w głównej mierze na żarcie sytuacyjnym. Przeplatają idealnie granicę dobrego i tego bardziej żenującego żartu.

Superagent niestety nie należy do tego grona. W komedii dla mnie najważniejsze jest to, żeby „wyłączyć się” na czas seansu. Zaśmiać się dobre parę razy i móc stwierdzić po obejrzeniu, że było warto. W tym przypadku po seansie miałem duży niedosyt. Niestety, ostatecznie film był dla mnie mało zabawny. Najlepiej działały na mnie żarty sytuacyjne. Trafiały do mnie te, które były nieprzewidywalne, absurdalne wręcz. Znalazło się natomiast sporo przewidywalnych i czerstwych dowcipów. Największy niesmak powodują u mnie nawiązania do hitów kinowych. Nasz bohater cytuje słowo w słowo monolog z Uprowadzonej, nawiązuje w swoich działaniach do Mission Impossible: Ghost Protocol czy Baby Driver. Z tego względu czułem się jak na seansie kolejnej części Strasznego Filmu lub innego, podobnego tworu. Może miały to być subtelne mrugnięcia do widza, ale mi przy tej „subtelności” robiło się niedobrze. Tam nawet był Vin Diesel w wydaniu francuskim, co za dużo to nie zdrowo.

Zobacz także: Najlepsze filmy 2023 roku

Superagent
Kadr z filmu Superagent

Niewątpliwym plusem tej produkcji jest relacja i interakcje głównych bohaterów. Z ekranu aż wylewa się masa dobrej energii. Mogę założyć się, że każdy bawił się wyśmienicie podczas kręcenia tego filmu. Mam nadzieję, że to nie tylko moje spostrzeżenie. Mimo głupotek scenariuszowych miło śledziło mi się tę paczkę znajomych. Z drugiej strony twórcy serwują nam scenki rodzajowe z uprowadzoną babcią, które były dla mnie całkowicie niepotrzebne i mało ciekawe. Tylko sprawdzałem zegarek w oczekiwaniu na kontynuację przygód ekipy policjantów. Pierwsza połowa filmu była jeszcze w większości zabawna. Druga natomiast już zaczęła mi się dłużyć. Po wizycie w Abu Zabi była już tylko równa pochyła.

Gdybym miał podsumować Superagenta, powiedziałbym, że to niezbyt mądra komedia. Trzeba nastawić się na specyficzny humor, a będzie można się dobrze bawić. Wciąż wyświetlany jest w kinach, więc zachęcam do wyrobienia sobie własnego zdania. Niemniej jednak nadrobię pierwszą część i wybiorę się chętnie na kontynuację.

Źródło grafiki głównej: plakat filmu Superagent, dystrybucja Kino Świat

Plusy

  • Chemia między głównym trio
  • Sytuacyjne żarty

Ocena

5.5 / 10

Minusy

  • Gagi z uprowadzoną babcią
  • Wpychanie na siłę miliona nawiązań
Seweryn Kuk

Nałogowy kolekcjoner z ciągłym brakiem miejsca na swoje zbiory. Uwielbia mitologię nordycką, gry karciane i strategiczne. Aktualnie stara się nadrobić cały rynek komiksowy ubiegłego półwiecza. Enjoyer Sarniego Żniwa i Misji Kleopatry. Oba filmy widział ponad 50 razy.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze