The Curse – recenzja serialu. Pozory realizmu

Nathan Fielder i Benny Safdie chcą, abyśmy zanurzyli się w niekomfortowym zakłopotaniu podczas seansu The Curse – nowego, 10-odcinkowego serialu dla Showtime o parze, której życie rozpada się podczas realizacji programu o odnawianiu domów. 

The Curse to najnowsza produkcja oryginalna od Showtime Studios, która powstała we współpracy ze studiem A24. W roli głównej występuje Nathan Fielder (nieustraszony komik stojący za Próbą generalną), który odgrywa postać Ashera Siegela – producenta i prowadzącego reality show, którego współprowadzącą jest jego żona Whitney Siegel (Emma Stone). Razem prezentują się jako krzewiciele życia w zgodzie z naturą i rdzennymi mieszkańcami Nowego Meksyku. W rzeczywistości jednak oboje są oportunistami, którzy rekompensują sobie życiowe frustracje pozornie dobrymi uczynkami. Krytycy i widzowie zza oceanu mieli okazję zachwycić się tą produkcją już w zeszłym roku. Natomiast w Polsce od 16 lutego cały serial jest dostępny na platformie SkyShowtime.

Zobacz również: Kiedy ślub? – recenzja serialu. Jak rozstają się millenialsi

The Curse
Emma Stone oraz Nathan Fielder w serialu The Curse | SkyShowtime

Tworzony przez parę program Flipantropia zakłada renowację dzielnicy Espanola w Santa Fe poprzez rozbudzenie lokalnego handlu, budowę samowystarczalnych domów oraz wsparcie okolicznych artystów. Niestety egoistyczne pobudki zaczynają wychodzić na jaw wraz z kolejnymi problemami kulturowymi i środowiskowymi. Już w pierwszym odcinku oboje odkrywają swój prawdziwy charakter. Tym samym udowadniają widzom, że myślą jedynie o realizacji założonych celów i to po najmniejszej linii oporu, bez chwili namysłu nad potencjalnymi ofiarami ich działań.

Bardzo wyraźnym tego przykładem jest postać Whitney, która wielokrotnie zapewnia siebie i innych, że robi właściwe rzeczy ze szczerych intencji. Jednocześnie pod pretekstem przyjaźni wykorzystuje rdzenną artystkę, aby jej dzieła znalazły się w programie. Innym razem nalega, aby kupujący ich dom podpisali umowę dotyczącą wsparcia indiańskich plemion, aby zdobyć uznanie w telewizji. Emma Stone perfekcyjnie odgrywa rolę osoby, która nie bierze pod uwagę długofalowych konsekwencji swoich działań. Zamiast tego nieustępliwie forsuje swój program, nie uwzględniając niczyjej perspektywy poza własną.

Zobacz również: Duma i uprzedzenie – przedpremierowa recenzja komiksu

The Curse
kadr z serialu The Curse | SkyShowtime

Nathan Fielder w kreacji swojej postaci podkreśla niezdolność Ashera do zaadaptowania się do grupy. Jest to typ faceta, który nigdy nie trafia z dowcipem i zawsze mówi niewłaściwe rzeczy. Jednocześnie zawsze krępuje się przed kamerą, aż do przesady próbując dobrze wypaść. Cały humor Fieldera skupia się bezpośrednio na nudnej niedoskonałości Ashera. Co więcej, jest to zabieg celowy dla podkreślenia, że ewidentnie jest świadomy i że z biegiem odcinków coraz bardziej mu ona ciąży. Jest to też jeden z powodów narastających problemów w jego związku.

Idealną przeciwwagą dla Ashera jest Dougie – zagrany fenomenalnie przez Benny’ego Safdie (Oppenheimer).  Ten manipulacyjny producent, operator i montażysta wie, że Flipantropia ma większe szanse na sukces przez ciągłe wywoływanie sensacji, w tym wprowadzanie konfliktów między parę prowadzących. Jest to jednocześnie najciekawsza postać, która zyskuje zaskakująco dużo głębi w drugiej połowie serialu. Okazuje się, że rekompensuje on swoją nieprzepracowaną powypadkową traumę podburzaniem wszystkich ludzi wokół siebie. Ze  wszystkich bohaterów, to on jest tutaj uosobieniem pogoni za social mediowymi trendami. To dokładnie ten typ znajomego, który widząc kolegę wiszącego na gałęzi, w pierwszej kolejności pomyśli o dobrym ustawieniu kamery.

Zobacz również: Hazbin Hotel – recenzja serialu. Hell is forever?

The Curse
Emma Stone i Nathan Fielder w serialu The Curse | SkyShowtime

The Curse to prawdziwie unikalne dzieło, które w swojej spirali niezręcznego humoru potęguje poczucie intrygującego surrealizmu. Choć niezaprzeczalnie kręci się w miejscu w miarę trwania sezonu – bez większego pomysłu na niektóre wątki – większość z nich pod koniec dostaje satysfakcjonujące rozwiązanie. Jednocześnie coraz mniej przejmujemy się losem bohaterów i z ciągłą fascynacją obserwujemy, co jeszcze może wyniknąć z ich stale postępującej nieudolności. Twórcy tymczasem wychodzą naprzeciw naszym oczekiwaniom i nieustannie nas w tym aspekcie zaskakują. Szczególnie w ostatnim odcinku, gdzie przechodzą sami siebie. Chociażby dla tego jednego momentu warto dać szansę i przebrnąć przez nudniejsze partie.

Plusy

  • Znakomite role aktorskie
  • Nietypowy, surrealistyczny, hipnotyzujący soundtrack
  • Szokujący finał sezonu

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Kilka scen zwyczajnie wywołuje dyskomfort
  • Nierówne tempo akcji
Łukasz Biechoński

Nie straszny mu żaden zakątek popkultury. Ceni sobie tak samo teatralne musicale i opery jak kino splatter czy chorwackie sci-fi. Wierzy, że to nie budżet czyni dzieło, lecz artysta i jego wizja. Tabu dla niego nie istnieje tak długo, jak obie strony czują się w dyskusji komfortowo.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze