21 marca na platformie SkyShowtime zadebiutował ostatni odcinek Teda – serialu z wulgarnym misiem w roli głównej. Jeśli wydaje się wam, że ta produkcja to kolejny głupi sitcom, to jesteście w sporym błędzie. Serial bowiem ma do zaoferowania znacznie więcej.
Ted to serialowy prequel serii filmów komediowych o tym samym tytule. Tak, jak pisałam już w recenzji trzech pierwszych odcinków, produkcja ukazuje losy tytułowego misia oraz jego rodziny kilkanaście lat wcześniej. Cały serial zamyka się w 7 epizodach i jest stylizowana na sitcom z lat 90.
Zobacz również: Young Royals – recenzja serialu. Sometimes love is not enough…
Humor w Tedzie jest zdecydowanym plusem tej produkcji. Już w pierwszych odcinkach serial wyróżniał się dość mocnymi, niepoprawnymi dowcipami. W kolejnych epizodach twórcy nie odpuszczają, a serwowane żarty sprawiały, że nie jeden raz wybuchałam głośnym śmiechem. Jednak największym plusem Teda nie jest humor, a wielkie serducho, które jego twórcy włożyli projekt.
Już w poprzedniej recenzji wspominałam o tym, jak wiele ciepła można odnaleźć w tej produkcji. Wtedy też wyraziłam pragnienie, aby kolejne odcinki dostarczyły go widzom jeszcze więcej. Moje prośby zostały wysłuchane, a Ted momentami naprawdę potrafi chwycić za serce. Serial wiele razy podnosi kwestię ważnych problemów takich jak kłopoty: małżeńskie, problemy z dojrzewaniem, akceptacją czy równością w rodzinie. Na dodatek świetnie sobie z nimi radzi, dzięki czemu pokazuje coś więcej niż tylko kilka zabawnych scen.
Zobacz również: X-Men ’97 – recenzja odcinków 1 i 2. Nostalgiczny powrót do lat 90.
Najbardziej poruszyły mnie 2 ostatnie odcinki i uważam, że są one bardzo dobrym zwieńczeniem serialu. Cieszę się również, że więcej czasu ekranowego dostała Susan, mama Johna, której w pierwszych epizodach nie poświęcono za wiele uwagi. Choć Ted na początku skupia się na dwóch głównych bohaterach – Johnie i jego misiu – z czasem przybliża widzowi również losy pozostałych członków rodziny. Dzięki temu rozwiązaniu możemy bliżej poznać resztę bohaterów, a także trapiące ich problemy. Warto również dodać, że aktorzy wcielający się w członków rodziny Bennett świetnie prezentują się w swoich rolach. Każda z postaci wypada wiarygodnie, a Seth MacFarlane jako Ted kolejny raz udowadnia, że nadaje się do tej roli jak nikt inny.
Zobacz również: Veronika – przedpremierowa recenzja serialu. Dla fana gatunku
Ted to nie tylko zabawny serial o wulgarnym i sprośnym miśku. Bije z niego sporo ciepła, a każdy z odcinków, choć zaczyna się niepozornie, kończy się przemyślaną puentą. Mamy tu zarówno dobry pomysł, jak i dobre wykonanie. Mam nadzieję, że serial nie skończy się na pierwszym sezonie i już niedługo poznamy dalsze losy Teda i jego zwariowanej rodziny.
Fot. główna: materiały prasowe // Peacock