Film Jutro będzie nasze, idąc za tradycją włoskiego kina neorealistycznego, przedstawia nam historię kobiety – matki, żony, przyjaciółki – która próbuje uwolnić się z klatki, w której zamknął ją przemocowy mąż. Film w genialny sposób łączy dramat rodzinny z czarną komedią i absurdem. Mocny, wzruszający, zabawny, i mimo wykorzystywania utartych schematów, szokujący niebanalnymi zwrotami akcji i zakończeniem.
Pozornie fabuła filmu Jutro będzie nasze nie wyróżnia się niczym specjalnym. Jest to historia, która była i dalej jest udziałem wielu kobiet na świecie. Główna bohaterka, Delia, jest matką, żoną, panią domu, i workiem treningowym swojego męża. Całe swoje życie spędza, tańcząc, jak mąż jej zagra z nadzieją, że to wystarczy, by go nie rozzłościć. Ivano jest karykaturalną wręcz kwintesencją toksycznej męskości. Niczym władczy führer wydaje rozkazy i osądy. Rozstawia rodzinę po kątach i wymierza kary za nieodpowiednie zachowania, takie jak przypalenie ziemniaków czy potknięcie się o próg. Jego absurdalne usposobienie byłoby wręcz śmieszne, gdyby tak tragicznie nie odbijało się na matce jego dzieci.
Zobacz również: Dni w historii ciszy – recenzja książki. Ciężar przeszłości

Jutro będzie nasze w niebywale przyjemny sposób łączy ze sobą tragizm i komizm sytuacji, opowiadając historię, która jednocześnie smuci, wytrąca z równowagi, wzrusza, a miejscami nawet bawi. Świat, który przedstawia nam reżyserka, jest nieco przerysowany, miejscami wręcz teatralny, ale przy tym niewiarygodnie rzeczywisty. Wydarzenia, które nam pokazuje, są niestety uniwersalnym doświadczeniem, dzielonym przez miliony kobiet na całym świecie.
Droga do wolności słowa, niezależności od męża, równych płac, a nawet zwykłego szacunku od płci przeciwnej, była (i niekiedy dalej jest) dla wielu długa, kręta i bolesna. Wiąże się często z brakiem zrozumienia, poczuciem wyobcowania w oceniającym z każdej strony społeczeństwie, trudnymi wyborami i niejednokrotnie kłamstwami. Nasza bohaterka mierzy się z opiniami sąsiadek, niezrozumieniem ze strony córki, gburowatością teścia, wybuchami agresji męża. A przy tym wszystkim jeszcze z naciskami zewsząd, by zmieniła swoją sytuację. Trudne relacje rodzinne i dramat kobiety zamkniętej w klatce nie czynią jednak tej opowieści kompletnie beznadziejną. Wręcz przeciwnie, historia Deli, mimo wszystko, napawa nadzieją na lepsze jutro.
Prawdziwie żywe emocje bohaterów pięknie wybrzmiewają na czarno-białym tle Rzymu dawnych lat. Bo piękna jest nie tylko sama historia i gra aktorska. Równie porywające są ujęcia i krajobrazy, które można by z powodzeniem zamieścić na pocztówkach. Cortellesi, która zajęła się przy tej produkcji zarówno reżyserią, jak i odegraniem głównej roli, w zachwycający sposób łączy ze sobą realizm i teatralność. Bohaterowie pod wpływem swoich przeżyć wyrywają się z fabuły. Stają przed nami niczym aktorzy na deskach teatru, by tańczyć, odgrywać scenki i gestykulować. Czas jakby zatrzymywał się na chwilę podczas tych ujęć, pozostawiając widza w zawieszeniu.
Zobacz również: Matka panny młodej – recenzja filmu. Klasyka w nowym wydaniu

Każda kolejna scena jest zaskoczeniem. I choć mogłoby się wydawać, że film powtarza utarte schematy, robi to w taki sposób, że koniec końców, widz nie wie, czego ma się spodziewać. Cortellesi bawi się oczekiwaniami widza, a sekret tajemniczego listu, który Delia otrzymuje w pierwszych minutach widowiska, trzyma w napięciu do samego końca. Czujemy podskórnie, że to, co się w nim znajduje, może być swego rodzaju biletem do nowego życia dla naszej bohaterki. Być może jest to odpowiedź na jej rozterki i ratunek od życia, w którym utknęła. Ten list to bez wątpienia najmocniejsza, najbardziej intrygująca zagadka tego filmu. A ja z całego serca polecam ją odkryć osobiście.
W swoim debiucie reżyserskim aktorka, Paola Cortellesi, oddaje głos kobietom, które codziennie toczą cichą walkę o lepsze jutro. Ten obraz, zainspirowany życiem babci reżyserki, na długo pozostanie w moim sercu i myślach. Nie tylko ze względu na poruszającą historię Deli, ale i na to, jak bardzo uniwersalne są jej doświadczenia i trudy. Film w piękny sposób kreuje obraz kobiety, naszej babki, matki, siostry, która każdego dnia od rana do wieczora trzyma wszystko w garści, by się nie rozpadło. Jak w piosence Paris Palomy, Labour: Cały dzień, każdego dnia, terapeutka, matka, służąca. Nimfa, potem dziewica, pielęgniarka, potem służąca. Ledwie dodatek, żyje, by mu służyć, by nie musiał kiwnąć paluszkiem.
Zobacz również: Skrzywdzona; recenzja książki. W objęciu tajemniczości

Nic dziwnego, że film ten zdobył aż 4 statuetki David Di Donatello, które są włoskim odpowiednikiem amerykańskich Oscarów. Nie znalazłam w nim nic, co zasługiwałoby na krytykę. Nawet to, że motywy w nim użyte są schematyczne i utarte w kinie, nie odejmuje mu wspaniałości, a wręcz jej dodaje. Wykorzystanie elementów dobrze znanych widzowi w sposób, który nie nudzi, a wręcz ciekawi i zaskakuje, jest godną podziwu umiejętnością. A jeśli dodamy do tego ekspresyjną grę aktorską, kreatywne ujęcia i zwroty akcji, nutkę komedii w morzu dramatu, i udekorujemy, niczym wisienką na torcie, pięknymi rzymskimi uliczkami i wrażliwością Paoli Cortellesi, otrzymamy naprawdę dobre kino.
Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne