To już 7. tom przygód mutantów w świecie Ultimate. Szkoła Charlesa Xaviera przejdzie przez kolejne zmagania nie tylko z użyciem pięści, ale też i egzystencjalne czy tożsamościowe. Jednak czy Ultimate X-Men. Tom 7 dorównuje poziomem poprzednim tomom?
Po tym, jak stawili czoło intrydze Magneto, uczniowie ze szkoły Charlesa Xaviera postanawiają rozerwać się na mieście. Podczas wieczoru w pubie Storm i Wolverine wpadają jednak na dawnego wroga, który przekazuje im straszną tajemnicę. Niedługo potem tajemniczy Kościół Oświecenia Shi’ar nabiera podejrzeń, że Jean Grey już wkrótce stanie się ich odrodzoną boginią. Co więcej, do drużyny dołącza niebywale potężny mutant Magician, a jeden ze stałych członków X-Men dokonuje potwornego czynu… Czy szkoła Xaviera przetrwa tę ciężką próbę?
– opis wydawcy
Pod koniec lat 90. amerykański przemysł komiksowy odnotował spadek sprzedaży. Ponadto słabe przyjęcie filmu Batman i Robin rzuciło cień na przyszłość jakiejkolwiek innej adaptacji filmowej komiksu. Wielu znanych artystów opuściło firmę, a ich rywal, DC Comics, przewyższył ich pod względem sprzedaży. Ciągłość komiksów, która była kluczem do sukcesu Marvel Comics w jego wczesnych latach, stała się problemem dla niektórych czytelników. Wszystkie historie musiały mieścić się w 60-letniej ciągłości, poprzeczce, której nie wszyscy fani mogli dosięgnąć. Tak zrodził się pomysł na świat Ultimate – znani bohaterowie przez lata mieli zaliczyć restart w nowym uniwersum. W ten sposób stworzono odpowiedniki Spider-Mana, X-Men, Ultimates (Avengers), Fantastycznej Czwórki i innych. Pierwszy zeszyt Ultimate X-Men został wydany w 2001 roku i sprzedał się w 117 085 egzemplarzach w ciągu miesiąca.
Zobacz także: X-Men. Punkty zwrotne. Plan x-terminacji – recenzja komiksu
Razem z 7. tomem Ultimate X-Men na pokład wkroczył Robert Kirkman – scenarzysta znany polskiemu czytelnikowi za sprawą Marvel Zombies, Żywych trupów czy świetnego Invincible. Jest czwartą osobą pracującą przy tej serii, przejął ją od Marka Millara, którego poprzednikami byli Brian Michael Bendis oraz Brian K. Vaughaa. Muszę przyznać, że jak na pierwsze jego zeszyty o mutantach to sprawdził się bardzo dobrze. Trudno zresztą się dziwić, za tym nazwiskiem idzie w parze naprawdę dobra jakość. Widać jednak, że Kirkman odrobił pracę domową. Co prawda jest to świat Ultimate, który może pozwolić sobie na większe lub mniejsze odstępstwa od głównego kanonu. W komiksie jednak znajdują się liczne nawiązania i easter eggi dla tych bardziej oczytanych fanów przygód o mutantach.

Przyznam szczerze, że dopiero na przestrzeni ostatniego miesiąca sięgnąłem po raz pierwszy po tytuł Ultimate X-Men. Dlaczego? Poza dość oklepaną odpowiedzią, że i tak mam sporo do komiksowego nadrobienia, to trochę się tego bałem. Interesując się komiksami, a już szczególnie tymi o X-Menach i spółce, trudno zignorować głosy uznania w kierunku historii ze świata Ultimate. Obawiałem się jednak przede wszystkim tego, że skoro jeszcze nie przeczytałem wszystkiego, co chciałem z głównego nurtu, to nie chciałbym zaczynać tego samego od nowa. Jakże się myliłem! Pod wieloma względami właśnie Ultimate X-Men zaciekawiły mnie bardziej od współczesnych komiksów o mutantach. Przynajmniej na razie. Zobaczymy, czy zmieni to X-Mieczy w tym miesiącu. Szczególnie podoba mi się w nich to, że przed przeczytaniem nie trzeba znać 50 innych serii czy crossoverów. Do serii można podejść z marszu, zwłaszcza jeżeli orientujemy się w klasycznych przygodach X-Menów, bo nawiązań jest od groma.
Zobacz także: Mazebook. Księga labiryntów – recenzja komiksu. Po nitce do…
Co do samej fabuły, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Kirkman ustawiał dopiero pionki na swojej fabularnej szachownicy. Dzieje się sporo, to prawda, ale patrząc z szerszej perspektywy, to – poza rozwinięciem relacji między bohaterami – mało było akcyjnego „mięsa”. Rozkładając akcję komiksu: dostaliśmy 3 zeszyty skupione głównie na podbudowie wątku przeszłości Wolverine’a i tematu Phoenix. Następnie nieco o nowym członku zespołu i akcji z nim związanej. Finalnie przeszliśmy do wątku Nightcrawlera, który nie do końca mi podpasował. Ultimate X-Men przyzwyczaił już mnie do tego, że niektóre charaktery postaci różnią się od tych, które dobrze znamy, jednak Nightcrawler najbardziej kłuje mnie w oczy. Nie zdradzając za dużo, teleportujący się elf zagubił się we własnej głowie i to nawet bardzo. Jako iż jest jednym z moich ulubionych X-Menów – boli jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że Kirkman ma na niego większy plan, więc czekam, co będzie dalej.

Cieszy mnie za to, że Kirkman postawił nacisk na rozbudowę relacji między bohaterami. W niektórych fragmentach zrobiła się z tego teen drama, co oczywiście pasuje do X-Menów. W końcu nie zapominajmy, że to jedynie nastolatki bawiące się w superbohaterów. Od początku serii towarzyszą nam romanse w drużynie czy kłótnie, ale to w tym tomie miałem wrażenie, że jakoś bardziej się na nich skupiono. Warto nadmienić, że całość czyta się ekspresowo, bo wciąga od pierwszych zeszytów. Na obecną chwilę właśnie ta seria trzyma mnie przy sobie najbardziej. Niesamowicie żałuję, że Egmont na ten rok zapowiedział tylko jeden tom. Mam nadzieję, że pozytywnie mnie zaskoczą i zdecydują się wydać tom 8 jeszcze w tym roku. Trzymam kciuki!
Zobacz także: Jazon i złote runo – recenzja komiksu
Za to w przypadku Ultimate X-Men nie do końca warto pochylać się nad rysunkami. Nad nimi pracowali Tom Raney, Ben Oliver, Salvador Larroca i Leinil Francis Yu. Nie przepadam za sytuacją, gdy w komiksie (i do tego niedługim – nie oszukujmy się) przeplatają się style paru rysowników, które dodatkowo się mniej lub bardziej różnią. Przyznaję, że nie jestem największym fanem Toma Raneya. Według mnie zdecydowanie lepiej jego prace wyglądają w nieco starszym stylu. Dobrym przykładem są zeszyty Warlock and the Infinity Watch, które wchodzą w skład Wojny nieskończoności, którą wydał Egmont. W tych późniejszych latach jego rysunki są po prostu mało ciekawe, a niekiedy nawet brzydkie, szczególnie twarze.

Ultimate X-Men trzyma solidny poziom poprzednich tomów. Dla osób, które jakimś cudem wciąż się zastanawiają albo wstrzymują się z zakupem (jak ja przez długi czas), nie czekajcie! Jak do tej pory cala seria Ultimate dotycząca mutantów trafia na jedną z najwyższych półek moich ulubionych historii. Jest angażująca od początku pierwszego tomu i naprawdę dobrze napisana. Wciąż przede mną skompletowanie serii Ultimate Spider-Man – podobno też jest świetna i mam nadzieję, że taka będzie.
Źródło grafiki głównej: okładka Ultimate X-Men/ Egmont