Książki, które swoje początki mają na platformie Wattpad, bardzo często nie cieszą się opinią wybitnych. Wydawnictwo Editio jednak mimo wszystko postanowiło wydać powieść Karoliny Marczewskiej, która właśnie tam ją rozpoczęła.
Uprowadzona opowiada historię Jane (a właściwie Janiny), która przebywa na Erasmusie w holenderskiej Lejdzie. Dziewczyna ceni sobie samotność i ciszę, co zapewniają jej wieczorne przejażdżki do pobliskiego parku, w którym może w spokoju oddać się czytaniu. Pewnego dnia jej spokój zostaje zmącony przez wtargnięcie do środka pojazdu młodego mężczyzny, który ewidentnie przed czymś lub kimś ucieka. Z wciąż nieznanych mi przyczyn chłopak zaczyna nową znajomość od pocałowania Jane, która po tym wciąż nie wybiega z auta. W desperacji, wbrew prawom fizyki przenosi Jane na miejsce pasażera, a siebie na kierowcy, po czym odjeżdża. Dziewczyna jest przerażona, podczas gdy nieznajomy mówi, że to dla jej bezpieczeństwa, ale nie może podać szczegółów. Para rusza w podróż i ląduje we Włoszech, a Jane zostaje uwięziona z Nickiem (którego imię w końcu poznajemy gdzieś w połowie książki). Mimo strachu, dziewczyna nie jest w stanie nie zauważyć jego oczu w kolorze oceanu i wyrzeźbionych mięśni.
Umówmy się – to nie jest dzieło godne literackiego Nobla. Jednak z opisu zapowiadało się gorzej. Spodziewałam się wielu scen budzących we mnie ciarki zażenowania. I mimo że takowe też się pojawiły, lektura była przyjemnym odmóżdżaczem. Jak najbardziej przewidywalnym – od pierwszych stron czytelnik spodziewa się, że Jane i Nick się w sobie zakochają – a dodatkowo motywy ścigającej ich mafii i tajemnicy skrywanej przez chłopaka są dosyć oklepane. Nie zmienia to jednak faktu, że była to całkiem miła lektura na letnie wieczory.
Zobacz również: Dobry nauczyciel – recenzja filmu. Nie ma fal
Zupełnie niezrozumiałe jest dla mnie uwzględnianie w książce wspomnień Jane z jej wakacji z przyjaciółmi. Spodziewałam się jakiegoś związku z główną akcją, więc cierpliwie czytałam, jak kąpali się w jeziorze i grali w kręgle. Finalnie służyło to jednak tylko temu, żeby czytelnik uwierzył, że dziewczyna ma w kraju znajomych. Sceny te były też napisane zdecydowanie gorzej niż reszta książki.
Cała książka jest dosyć krótka – liczy zaledwie trochę ponad 200 stron, z czego około 150 to opis tego, że dziewczyna została uprowadzona, boi się, chciałaby uciec, ale Nick jest sprytny, więc średnio może, a poza tym aż tak bardzo się nie stara, bo chłopak ma miękkie włosy. Kiedy w końcu udaje jej się wydostać, to zwyczajnie sobie zwiedza nowe miasto zamiast czym prędzej zgłosić się na policję, po czym na spokojnie je ze swoim porywaczem włoski makaron.
Kiedy docieramy do, wydawałoby się, najbardziej emocjonującego fragmentu, czyli konfrontacji ze ścigającymi tę dwójkę złymi bohaterami, wszystko dzieje się w momencie. Nie ma tu już aż tyle informacji o samopoczuciu, wszystko idzie bohaterom jak po maśle. I fajnie, bo im kibicujemy, ale to było zbyt szybkie. Tak na dobrą sprawę jakieś 30 stron rzeczywiście coś się działo, potem mamy już tylko pożegnania. Tak samo rozwiązanie tej wielkiej tajemnicy, której Nick przez całą książkę nie mógł ujawnić Jane ze względu na jej bezpieczeństwo, było po prostu… rozczarowujące. Spodziewałam się jakichś emocji, wrażeń. A tu się okazało, że miał mało bezpieczną pracę, a jego koledze odwaliło. Szkoda, bo był tu duży potencjał. Chłopak często mówił o mrocznej przeszłości, jednak nie była ona aż tak zła.
Zobacz również: Zaginiona księgarnia – recenzja książki. Potrzebujemy odrobiony magii
Zabrakło mi trochę więcej akcji. Jane i Nick rzeczywiście sporo jeżdżą, ale tam nic konkretnego się nie dzieje. Głównie wiemy, że Jane się boi, ale Nick jest przystojny, a Nick ma wyrzuty sumienia, ale nie do końca, bo Jane mu się podoba. Nie do końca umiemy stwierdzić, czy uczucia dziewczyny są prawdziwe, czy to po prostu syndrom sztokholmski. Uważam, że to drugie. Nawet po kilku miesiącach po wydarzeniach.
Co dziwi, po wszystkim, gdy Jane wraca do normalności, nie mówi nikomu poza przyjaciółką (!!!) o tym, że została uprowadzona i prawie zamordowana. Może nie chciała sprowadzać problemów na Nicka, ale dziewczyno, chociaż idź na terapię!
Moim największym problemem z Uprowadzoną jest romantyzowanie toksycznych zachowań. Teksty kultury nas do tego przyzwyczajają, przez co gdy podobne zachowania dzieją się w prawdziwym życiu, wiele osób uważa, że to normalne, że ta druga osoba się zmieni itp., itd. A tak nie jest. I ten komentarz nie dotyczy tylko książki Karoliny Marczewskiej, a wielu pozycji z kategorii Young Adult. Ośmielę się stwierdzić, że tu nie jest aż tak źle pod tym kątem, bo Jane ma często w głowie, że zachowanie Nicka nie było w porządku. Nie zmienia to faktu, że podkreślanie co chwila, jak jest przystojny, może sprawić, że w głowach czytających to nastolatek będzie pojawiać się stwierdzenie typu: może jest dziwny i się go boję, ale jest ładny, więc to na pewno przez jakąś mroczną tajemnicę, z którą razem sobie poradzimy.
Zobacz również: It ends with us – recenzja filmu. Za zamkniętymi drzwiami
Czy Uprowadzona jest złą książką? Nie. Ale czy dobrą? No też nie. Widzę duży talent autorki, której jest to debiut literacki, ale wymaga ona jeszcze podszkolenia. Język wydaje się czasem zbyt infantylny, informacje dotyczące wymiany studenckiej mogłyby być trochę lepiej zresearchowane. Ale to są szczegóły warsztatu, który przyjdzie autorce z czasem.
Autorka: Karolina Marczewska
Okładka: Justyna Sierpawska
Wydawca: Helion/Editio
Premiera: 19 czerwca 2024 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 224
Cena katalogowa: 49,00 zł