Poznajcie Jana Dariusza Wójcika, znanego również pod pseudonimem Dariusz Regulski, inspirowanym gitarzystą zespołu KAT, tragicznie zmarłym Jackiem Regulskim. Jest to hołd, ale i też nacisk na indywidualność oraz ustalanie tzw. własnych reguł gry. Autor mówi o sobie jako o dziecku dwóch kultur, polskiej i czeskiej. Jest pisarzem, scenarzystą, aktorem, perkusistą i rolnikiem. Jego najnowsze dzieło, Ugory, to powieść, obok której nie da się przejść obojętnie. A dlaczego? Zaraz sami się przekonacie.
Zapraszamy do przeczytania recenzji Ugorów!
Katarzyna: Masz na swoim koncie pisarskim już cztery inne książki. Są to dwie minipowieści, Antyczłowiek i Ewka, zbiór poezji Szamanka oraz wybór opowiadań Przenikanie. A jak to wszystko się zaczęło? Jak skierowałeś swoje kroki w stronę kariery pisarskiej?
Dariusz Regulski: Kariera to troszkę za dużo powiedziane, to jest taka, powiedzmy, działalność jakby bardziej cyganeryjna, jak na razie. Przede wszystkim chodziło o szukanie korzeni tego wszystkiego. W mojej rodzinie są dość bogate tradycje literackie, czy też kwestie związane ze sztuką. Moim przodkiem miał być niejaki Wincenty Gawron, wybitny rysownik. Mieszkał w Chicago, gdzie założył Muzeum Oręża Polskiego.
Zobacz również: Damian Łukowiak – wywiad z autorem
Natomiast ta tradycja także skłoniła mnie ku temu, abym ja też spróbował. Nie chcę powiedzieć, że bym się zmierzył, natomiast że bym dał jakiś ciąg dalszy temu działaniu mojej rodziny. Chciałbym to w jakimś sensie kontynuować, ale jest to też kwestia tego, że też mam jakąś własną wizję i odmienne poglądy. Oni byli bardziej prawicowi, ja jestem bardziej lewicowy, więc po prostu w swojej twórczości w jakiś sposób spieram się z nimi; nie jest to jakiś hołd dla nich, chociaż zwracam się ku tej tradycji z szacunkiem, ale to nie jest jakaś romantyzacja, czy coś w podobnym rodzaju.
W Ugorach też jest dużo odwołań do tradycji, ale nie jest to taka święta tradycja. Myślę, że włożyłem kij w, może niewłaściwe, mrowisko. Jeśli miałbym mówić o początkach, to myślę, że to właśnie rodzina byłaby ważna.
Zobacz również: Łukasz Haciuk – wywiad z autorem Wieczności
K: Skąd wziął pomysł na napisanie Ugorów? Czy jakieś konkretne wydarzenia lub osoby zainspirowały Cię do stworzenia tej powieści?
DR: W ogóle kwestia powstania tej książki, złożyło się na to wiele czynników. Ja wcześniej miałem na koncie takie bardziej podziemne wydania, to były powieści eksperymentalne, rzeczy takie trochę nieuporządkowane i po eksperymentach z formą. Chciałem napisać coś bardziej zwartego, co miałoby ciągłość przyczynowo skutkową, a jednocześnie było nawiązaniem do rzeczy, które powstały wcześniej, jako że bardzo lubię powieści panoramiczne, wielogłosowe, jak Lalka Bolesława Prusa, czy też Ziemia Obiecana Reymonta, czy nawet Chłopów.
Bardzo lubię, kiedy postaci prezentują jakieś osobiste wizje świata, czy opowiadają o swojej przeszłości i ideologii. Natomiast kwestia Ugorów wiąże się z tym, że zaczęło się to w 2019, który był ostatnim dobrym, normalnym rokiem dla wielu osób przed pandemią i wojną na Ukrainie, i dla mnie obecny czas jest postapokaliptyczny. Przeczuwałem, że w 2019 stanie się coś, że to będzie jakiś rok ostatni. Nie wiedziałem jeszcze, na czym będzie polegała ta krańcowość i w jakimś sensie chciałem pokazać jakiś schyłek tego świata w swojej powieści.
Dzieje się ona na wsi, która staje się areną dla walki dobra i zła. Widoczny będzie dla ciebie taki cichy krzyk rozpaczy nad tym, co się działo i nadal dzieje. Wiele krzywd w pewnych kręgach, często zamkniętych i małych środowiskach, jest zamiatanych pod dywan. Wiele spraw jest przemilczanych i w tej powieści chciałem pokazać krzyk ofiar. Przede wszystkim jest to dla mnie pieśń rozpaczy. Właściwie główna bohaterka, jej metaforycznie odcięto nogi na samym starcie, więc to też jest ważne, że w jakiś sposób chciałem oddać sprawiedliwość osobom, które zostały skrzywdzone.
Zobacz również: Budka Suflera gra już 50 lat! Wywiad z Tomaszem Zeliszewskim
K: Czy oprócz sytuacji związanej z pandemią, jakieś inne aspekty polskiego społeczeństwa sportretowałeś w Ugorach?
DR: Można powiedzieć, że to jest jakaś zapowiedź, bo wszystko, co się tam dzieje, prowadzi do wielkiej burzy, jakiegoś wybuchu. Myślę, że przede wszystkim nie wiem, czy do końca sprawiedliwie potraktowałem społeczność wiejską, ale przedstawiłem tam różne postawy, od szlachetnych po złośliwe i nieprzyjazne. Myślę, że była tam jakaś równowaga w tym wszystkim, ale po paru latach uważam, że mogłem to pokazać inaczej, ale tak czułem wtedy. W małym mieście odczuwam tendencję do nieufności do obcego i pewnej złośliwości. Kobieta z mojej powieści musi radzić sobie sama ze sobą i z osobami, które nie są jej przychylne, co się w jakiś sposób zmienia poprzez jedno wydarzenie, ale raczej przebija z tej całości myśl, że obcy, nie tylko na wsi, jest niemile widziany.
K: Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pisania powieści? Czy było to dla Ciebie wyzwanie?
DR: Było to jakieś wyznanie, bo czułem ważność tego tematu, że może on być istotny nie tylko dla mnie, ale różnych osób. Ważne było to, żeby przedstawić dobrze tę historię i oddać sprawiedliwość pewnym osobom. Jak zapewne zauważyłaś, w literaturze często jest motyw jakiegoś oprawcy. Przynajmniej teraz, jeśli chodzi o, na przykład, seriale na Netflixie, takie romantyzowanie oprawcy. Mało jest natomiast miejsca dla ofiar, nad czym właśnie chciałem się pochylić. Czy to było wyzwanie? Tak, bo opisując taki temat, można się troszkę poczuć jak saper, trzeba być bardzo ostrożnym, żeby utrzymać dyskrecję. Też chciałem być odległy od tabloidowości, gdzie ta tematyka nie jest podejmowana tak, jak powinna, jest tam sensacja, ale nie ma miejsca dla wsparcia. Dziennikarze patrzą raczej na swój zysk i korzyść, a ja chciałem stanąć na tyłach i oddać głos tej osobie. W jakim sensie chyba mi się to udało.
Zobacz również: DZIUK o byciu niezależnym twórcą. Wywiad z Tomaszem Dziukiem
K: A czy masz jakieś obawy dotyczące odbioru twojej powieści przez czytelników?
DR: Tak, mam duże obawy, różnego rodzaju. Ktoś może stwierdzić, że przedstawiłem społeczność czy ofiary w niewłaściwy sposób, a jeszcze ktoś inny może się przyczepić o coś jeszcze, więc to jest bardzo trudny grunt. Ja jestem trochę w takim momencie w życiu, że postawiłem wszystko na jedną kartę i zdecydowałem brać się za tematy ważne, więc to, że ktoś będzie miał jakieś pretensje czy złe emocje, to już nie jest moja sprawa, bo nie odpowiadam za emocje innych, ale za swoje. Ta obawa jest, ale istotność tematu stoi ponad nią.
K: W opisie promocyjnym Twojej książki pojawia się tajemnicza torba. Czy możesz powiedzieć coś więcej o jej znaczeniu dla fabuły?
DR: To jest właściwie, że tak powiem, kluczowy przedmiot i figura retoryczna. Po prostu w niej znajduje się wszystko, co naszej bohaterce jest potrzebne do wykonania zadania, które ma w planach. Myślę, że nie będę tutaj za bardzo zdradzać szczegółów. Czytelnik sam się przekona, co w tej torbie będzie.
K: Czy są jakieś szczególne książki lub autorzy, którzy wpłynęli na Twój styl pisarski?
DR: Myślę, że literatura tworzona przez Tadeusza Borowskiego wywarła na mnie duży wpływ, ale z kolei inspirował się on Ernestem Hemingwayem, a ten inspirował się kimś innym, więc z tymi inspiracjami jest bardzo różnie. Bardzo lubię czytać powieści Andrzeja Żuławskiego, to nie są łatwe książki i nie powiedziałbym, że ja z nich rozumiem wszystko, ale to jest literatura, która przy kolejnym czytaniu odsłania przed nami coś nowego. A jeśli chodzi o tych mniej znanych twórców, to myślę, że Adolf Rudnicki jest godnym uwagi pisarzem i jego twórczość jest dla mnie bardzo ważna.
K: Jakie są Twoje odczucia po ukończeniu powieści? Czy uważasz, że osiągnąłeś wszystko, co zamierzałeś?
DR: Dzisiaj napisałbym ją troszkę inaczej, ale być może tak w ogóle jest z książkami, że z dystansem czasu widzi się jakieś sytuacje, w których mogliśmy zrobić coś innego, napisać coś inaczej. Ale to już zostało napisane, wydane i nie ma odwrotu. No way out po prostu, trzeba to zaakceptować. Ale jestem raczej zadowolony. Taka duża ulga, a co będzie dalej, to nie wiem.
Zobacz również: Co robią z nami filmy – wywiad z reżyserem spektaklu „Wirujący seks. Polskie love story”
K: Czy masz jakieś rady dla osób, które chcą napisać pierwszą powieść?
DR: Przede wszystkim temat jest ważny – nie może być nieznany autorowi, musi być mu bliski, ponieważ nie ma nic gorszego niż pisanie o czymś, czego się za bardzo nie zna. Wtedy od razu wiadomo, przy pierwszym zapoznaniu się z literaturą, że to nie jest autentyczne, że on nie pisze dla siebie, tylko pod kogoś; jeśli czytelnik jest wrażliwy, to pozna się i na tym oszustwie, i braku realizmu. Myślę, że też nie za bardzo jest po co słuchać rad od starszych kolegów, bo każdy jest jakąś indywidualnością. To, co dla starszych literatów jest, że tak powiem, święte i oczywiste, dla kogoś innego może nie być, więc nie ma przepisu, jednej drogi. Dla mnie ważna jest właśnie ta bliskość z tematem i życiowość. Nie jakieś fantastyki, ale skupienie się na tym, co dzieje się tu i teraz.
K: Czy masz już w planach kolejny projekt? Czy możesz nam zdradzić, co to będzie? A może myślałeś o napisaniu dramatu, mówiłeś wcześniej, że grywałeś w spektaklach?
DR: Myślę nad tym, żeby wydać kiedyś książkę, ale nie dużą powieść, coś zupełnie innego. Bardziej zbiór jedno- lub dwuzdaniowych miniaturek, które będą składać się na jakąś większą całość, ale będą jakimiś odrębnymi wyznacznikami. Co do dramatów – tak, ja napisałem w ogóle spektakl, który robiliśmy z kolegami w 2023 roku. To była współczesna adaptacja Biesów. Jak to wyszło? Być może dobrze, graliśmy ją już sporo razy i przyjęcie było dobre. Ostatnimi czasy myślę także o pisaniu scenariuszy, ale nie wiem, czy będzie się je dało wystawić, są to kwestie techniczne.
Książkę można zakupić na oficjalnej stronie autora na Facebooku
Fot główne: prywatna galeria / fot. Jan Dariusz Wójcik