Rea Garvey – Halo – recenzja albumu

Rea Garvey jest znany fanom The Voice of Poland. Wystąpił on bowiem w finale 14. edycji tego programu. Nie każdy jednak wie, że piosenkarz sam był jurorem 2 pierwszych edycji niemieckiego odpowiednika tego show. Choć Garvey pochodzi z Irlandii, to właśnie przeprowadzka do naszego zachodniego sąsiada pomogła mu rozwinąć karierę. Teraz 51-latek powraca z nowym albumem.

Przygotowując się do tej recenzji, musiałam zagłębić się w karierę twórcy Halo. Jakie było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że to Rea Garvey jest odpowiedzialny za powstanie hitu mojego dzieciństwa – Wild Love. Jest to jeden z tych kawałków, o których za bardzo się już nie pamięta, jednak przypadkowo usłyszane napełniają przyjemną nostalgią. Ten mały szok, którego doznałam, wynika głównie z tego, że najnowsze wydawnictwo niczym nie przypomina utworu sprzed 11 lat. Niestety…

Zobacz również: Happysad – Pierwsza prosta – recenzja albumu

(…) Naprawdę w to wierzę, ale myślę, że w tej chwili narracja na świecie jest bardziej negatywna. Myślę, że ta strona życia stała się znacznie głośniejsza, więc jedynym sposobem na przezwyciężenie negatywnego przekazu jest bycie jeszcze bardziej pozytywnym.

Tak wypowiadał się Garvey przy okazji premiery singla Halo. Artysta odnosił się do wielkości każdej jednostki. Zapewne taki miał być wydźwięk tego albumu; piosenki pokazujące siłę każdego z nas, emanujące ciepłem i pozytywnością. Nie twierdzę, że cel nie został osiągnięty. W moim odczuciu zabrakło jednak tej mocy w samej muzyce.

Tytułowe Halo stara się jeszcze wzbudzić ciekawość. Szczególnie dobrze brzmi końcówka utworu, w której Rea zdaje się śpiewać z całym tłumem, co odpowiada narracji tej płyty. Dalej zaczyna się jednak typowa muzyka dla stacji radiowych – kategoria, której staram się unikać, jeśli tylko mogę. Taki pop jest dla mnie drażniący, ale nie za bardzo mam podstawy, aby się do niego przyczepić. Wokal jest poprawny, melodia nawet chwytliwa. Jednak największym problemem takich „radiówek” jest okropna powtarzalność. Nadają się one do podróży samochodem, bo nie rozpraszają uwagi (bo – w pierwszej kolejności – nie potrafią jej na siebie zwrócić). Niestety najgorsze podczas jazdy autem są dla mnie sekwencje, w których nie rozróżniam od siebie poszczególnych kawałków płynących z głośników. Tak właśnie brzmi większość  tego albumu.

Zobacz również: Percival Schuttenbach – wywiad z zespołem

O jakimkolwiek dalszym zainteresowaniu Halo mogę powiedzieć dopiero w przypadku Yeah Yeah Yeah – jest to jednak 7. kawałek z tej płyty. Garvey serwuje trochę odmiany w swoim głosie, dodatkowo pojawiają się momenty, w których śpiewa po francusku. Następne w kolejce I Don’t Wanna Go brzmi natomiast jak twór jednego z boysbandów sprzed 10 lat. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy raczej niekoniecznie. Zatrzymałam się jednak na chwilę nad tym tytułem, więc uznaje to za jego sukces.

Szkoda, że na Halo nie ma choć kilku utworów bardziej przypominających Together, które ma w sobie nieco większy potencjał. Po nim rozbrzmiewa Carry Me wpadające w przyjemne dźwięki country. Na końcu albumu pojawia się także I Give Up I Love You, które Rea Garvey wykonuje w duecie ze swoją córką, Aamor. Jest to naprawdę ładna aranżacja, z której biją szczere emocje pochodzące od troszczących się o siebie ludzi. Przykro mi, że jako odbiorca płyty poczułam cokolwiek dopiero na jej zakończenie.

Zobacz również: Beetlejuice Beetlejuice – recenzja filmu. Ten sok nie zaspokaja

Przeważnie mam tendencję do nadmiernego rozpisywania się w recenzjach, jednak w przypadku Halo nie za bardzo wiem, co jeszcze mogłabym dodać. Trudno byłoby mi uniknąć powtórzeń, które prześladowałyby niemal każde zdanie – tak bardzo podobne są do siebie utwory z tego albumu. Garvey ma mocny głos, który mógłby stanowić jego atut. Słychać to z resztą we wspomnianym wcześniej utworze Wild Love. Nowe wydawnictwo nie ma w sobie jednak żadnej energii w warstwie instrumentalnej, więc wokal niewiele pomaga.

Nie przesadzę, kiedy napiszę, że Halo to album stworzony pod stacje radiowe. Zdecydowana większość kawałków ma mniej niż 3 minuty, co samo w sobie jest bardzo sugestywne. Niestety Rea Garvey nie kupuje mnie swoim najnowszym wydawnictwem.

Fot. główne: materiały prasowe // Universal Music Polska

Plusy

  • Przyjemny głos muzyka
  • Pozytywny przekaz płyty

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Okropnie nudny
  • Piosenki zlewają się ze sobą
Zuza Graczyk

Niewiele mówi, ale nadrabia pisaniem. Wszystkie pieniądze i czas wolny spędza na koncertach. Pasjonuje się przestarzałymi technologiami – uwielbia fotografię analogową i fizyczne kopie albumów muzycznych. W czasie wolnym czyta książki lub ogląda seriale.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze