Na Netflixie ledwo zdążyły wylądować ostatnie odcinki Emily w Paryżu, a już wiemy, że serial doczeka się 5. sezonu. Nic w tym dziwnego, bo zakończenie pozostawiło wiele niedopowiedzeń. Na czym stoi urocza Amerykanka?
Po bolesnym miesiącu przerwy doczekaliśmy się wreszcie zakończenia tegorocznej odsłony Emily w Paryżu. Perypetie młodej kobiety, jak zwykle przyniosły wiele zażenowania, politowania, ale i niewymuszonej rozrywki. Serial dalej robi najlepiej to, co stanowi o jego popularności. Mamy piękny Paryż (i nie tylko!), wyszukane kostiumy i kuriozalną fabułę. Czwarty sezon stoi jednak przede wszystkim chaosem i (jakkolwiek nie byłby on wszechobecny w życiu Emily) tym razem było go zbyt wiele.
Zobacz również: Emily w Paryżu – recenzja 1. części 4. sezonu. Prysły zmysły
Decyzja twórców o podzieleniu sezonu na 2 części była, moim zdaniem, potwornie nietrafiona. Wątki w nim przedstawione naprawdę tego nie wymagały, a tylko nasiliło się wrażenie, że zostały odarte z kontekstu. Zmiany w atmosferze, które zaszły między obiema częściami, są na tyle drastyczne, że bardziej odczułam ten podział jak przerwę między dwoma bardzo krótkimi sezonami. Niestety żaden z nich nie był w takim podziale szczególnie dobry.
Próba skompresowania wątków wyszła bardzo niewiarygodnie. Emily w jednej chwili rozstaje się z Gabrielem, a potem płacze, bo Alfie ma nową partnerkę, a niedługo później flirtuje z Marcello. Mindy nagle nie jedzie jednak na Eurowizję, o czym dowiaduje się w scenie tak krótkiej, że wystarczy iść do toalety, a przegapi się cały ten wątek. Agencja Grateau ni stąd, ni zowąd otwiera biuro w Rzymie… mimo że ma tam tylko dwoje klientów (bo najwyraźniej w Europie nikt nie słyszał o Zoomie). Gdyby między częściami sezonu zachodził bardziej integralny dialog, być może nie byłyby to tak niezrozumiałe przeskoki. Niestety w obecnym stanie zdają się one po prostu nielogiczne.
Zobacz również: Sezony – recenzja filmu. Sztuka rozstawania
Trzeba natomiast pochwalić scenarzystów za konsekwentne trzymanie się nowo nabytej samoświadomości serialu. W usta postaci zostają włożone kwestie, które większość widzów sama chciałaby wypowiedzieć pod adresem przedstawianych na ekranie wydarzeń. Wielka szkoda, że gdy pojawia się postać Genevieve, część tego zostaje nieco przyciemniona ogrywaniem po raz kolejny motywu wrednej dziewczyny. Próba odbicia chłopaka poprzez wykorzystywanie nieznajomości języka jego (eks) partnerki to kotlet odgrzewany tak wiele razy, że aż wstyd robić to względem szefa restauracji z gwiazdką Michelin.
No właśnie, Gabriel… Wydaje się, że twórcy kompletnie stracili pomysł na odgrywanego przez Lucasa Bravo kucharza. Trudno właściwie stwierdzić, czego on chce od Emily, Camille i całego świata. Najbardziej kuriozalny jest zarzut, który stawia Emily. Nigdy nie nauczyła się francuskiego, co rzekomo miało pokazywać jej niechęć do zaangażowania w ich relację. Faktycznie, to wielki problem, że przez ponad rok spędzony w Paryżu dziewczyna nie nauczyła się prowadzić nawet prostych konwersacji w tym języku. Gabriel nigdy jednak nie dawał sygnałów, by stanowiło to problem w ich relacji. Nie wydawało się też, żeby konwersacje po angielsku stanowiły dla niego problem. Gdyby tę rozmowę przeprowadziła z byłym jakaś moja koleżanka, powiedziałabym jej, że chłopak usiłuje znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie dla zachowywania się nie w porządku wobec niej. Czy scenariusz Emily w Paryżu poszedł w tym kierunku świadomie? Trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że tak, bo to dodałoby postaci Gabriela chociaż trochę drugiego dna.
Zobacz również: Para idealna – recenzja serialu. W rodzinie nic nie ginie
Jestem bardzo ciekawa, co przyniesie nam 5. sezon serialu. Zakładam, że nie będzie tam wiele więcej Rzymu, niż już zobaczyliśmy. Być może otrzymamy kilka odcinków z Wiecznego Miasta, ale ostatecznie jednak wrócimy do Paryża. W końcu Emily dalej nie zmieniła nazwy profilu na Instagramie, zaś Gabriel wydaje się zdeterminowany, by odzyskać ukochaną. Mam tylko nadzieję, że czeka nas znacznie mniej chaosu i zdecydowanie mniej szatkowania serialu na cząstki.
Źródło obrazka wyróżniającego oraz plakatu: Netflix