Drużyna A(A) to film, który ma być jakże typowym dla polskiego kina połączeniem dramatu z komedią. To opowieść o 4 alkoholików, którzy podejmują się przeszmuglowania 2 cystern spirytusu przez Polskę w celu ratowania ośrodka leczenia uzależnień, w którym do tej pory przebywali. I wbrew pozorom nie ma w tym nic typowego.
Już otwierająca scena filmu Drużyna A(A) zaskakuje widza długimi, artystycznymi ujęciami bohaterów ratujących się z tonącej łódki. Obserwujemy, jak raz po raz wynurzają się i zanurzają, jak się szamoczą i ciągną swojego mentora do brzegu. Później robi się jeszcze ciekawiej. Ośrodek dla uzależnionych pełen jest osobliwych charakterów o mniej lub bardziej tragicznej przeszłości. Wszystkich ich łączy jedno: znaleźli się tu, by wyjść z uzależnienia, które rujnowało im życie. Dla wielu właściciel ośrodka i mentor, Wojtek, w którego wciela się Łukasz Simlat, jest ostatnią deską ratunku. Twórcy potraktowali ten temat z należytą powagą, okraszając go odrobiną humoru. Choć w początkowych sekwencjach niewiele dowiadujemy się o głównych bohaterach, widzimy, że są to osoby z problemami, ciężkimi charakterami i awersją do wyrażania swoich uczuć.
Zobacz również: Wróbel – recenzja filmu. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu
Aktorzy pięknie udźwignęli role. Zresztą, niczego innego nie można było się spodziewać po tak świetnej obsadzie. Nasza czwórka szmuglerów: Wiola (Danuta Stenka), Karolina (Maria Sobocińska), Leszek (Michał Żurawski) i Dominik (Mikołaj Kubacki) – to element, który czyni ten film naprawdę interesującym. Mimo mnogości środków wyrazu, zabawy formą, mocno stylizowanych ujęć i akcji pędzącej przez kraj wraz z cysternami spirytusu, to właśnie historie i przeżycia głównych bohaterów są siłą tej produkcji. Twórcy stworzyli film będący mieszanką wielu gatunków – od dramatu psychologicznego, przez kino akcji, po film gangsterski, a nawet komedię. Przede wszystkim jednak jest to kino drogi, które prowadzi nas przez przemiany zachodzące w postaciach. Ich wewnętrzne przeżycia nie są spłaszczone, wręcz przeciwnie – zostały uwypuklone przez dodatkowe warstwy wizualne takie jak animacje, gra świateł czy muzyka.
Nie jest to kino, które zadowoli każdego. Mocna stylizacja przywodzi na myśl m.in. kino Wesa Andersona, dzięki specyficznemu doborowi kolorystyki i kadrów. Na tym jednak twórcy nie poprzestali. Drużyna A(A) zaskakuje teatralnością, doborem muzyki, przeplatającymi się realizmem i baśniowością obrazu, a także animacjami. Kadry ukazujące naszych bohaterów ustawionych (niczym w teatrze) przodem do widza, wsłuchanych w opowieść jednego z nich dodają całości unikalnego charakteru. Poważny temat, jakim jest alkoholizm, ściera się z przerysowaną, wręcz absurdalną postacią czarnego charakteru. Celniczka, w którą wciela się Magdalena Cielecka, zachowuje się i wygląda, jakby uciekła z filmu gangsterskiego. Tanecznym krokiem, niczym Cruella de Vil, rusza na polowanie, a jej celem stają się nasi przemytnicy. Według mnie twórcom udało się połączyć te niepasujące do siebie elementy w dziwny sposób, tworząc interesującą mozaikę. Nie jest to jednak dzieło idealne.
Zobacz również: Kolory zła: Czerwień; recenzja filmu
Ten miszmasz gatunków i form, choć może odstraszać i zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu, nie czyni filmu złym. W fabule znalazło się jednak kilka dziwnych rozwiązań, które na tyle odrealniły główny wątek, że mogły pozostawić widza w lekkim zakłopotaniu. Trudno zdecydować, czy celem twórców było uczynienie wątku gangsterskiego i elementów akcji aż tak nierzeczywistymi, by działały jako forma metafory, czy też zwyczajnie tego do końca nie przemyśleli. Wszelkie zwroty akcji i rozwiązania wpadają protagonistom, jak i antagonistce, w ręce dzięki swoistemu deus ex machina.
Cynk o dużych pieniądzach, które można zarobić na przewozie cystern, spada na naszych bohaterów praktycznie znikąd – znajomy Leszka odnajduje go w lesie za ośrodkiem i szczęśliwym trafem dzieli się informacją. Później, gdy Celniczka ściga cysterny, można odnieść wrażenie, że bohaterowie (a w szczególności Leszek) wręcz dziecinnie zostawiają za sobą okruszki chleba, po których może ich odnaleźć. Znajdziemy tu wiele oczywistych rozwiązań fabularnych, które jednak bronią się dzięki zastosowanej stylistyce. Ostatecznie nie jesteśmy pewni, czy miało to być absurdalne, czy wyszło tak przypadkiem, a cała sekwencja pogoni działa tylko, jeśli patrzymy na nią przez różowe, baśniowe okulary.
Zobacz również: Spadek – recenzja filmu. Na noże po polsku?
Wydaje mi się, że to połączenie trudnych tematów, przestylizowanych dramatów psychologicznych z banalną, baśniową komedią może nie przypaść do gustu wielu widzom. Ja jednak bawiłam się całkiem dobrze. Nie przeczę, znalazł się przynajmniej jeden moment, w którym zastanawiałam się, ile jeszcze to potrwa. Myślę, że wynikało to ze zmęczenia konwencją. Nie trwało to jednak długo, gdyż wkrótce Drużyna A(A) ponownie mnie pochłonęła. Twórcy czerpali wiele z zagranicznych produkcji m.in. Wesa Andersona czy Tarantino. Używali licznych środków wyrazu, które w oczywisty sposób nawiązywały do kina amerykańskiego. Miszmasz dotyczył nie tylko formy, ale również muzyki, charakteryzacji antagonistów, a nawet rekwizytów. Polska w tym filmie jednocześnie nawiązuje do naszej rzeczywistości i zupełnie od niej odjeżdża. Ma się wrażenie, jakby oglądało się nasz kraj w krzywym zwierciadle, gdzie wszystko, co znamy, jest odrobinę na opak.
Podsumowując, to dziwny film, który z pewnością nie odzwierciedla rzeczywistości. Jednocześnie dramaty bohaterów ukazane są w sposób bardzo realistyczny i do bólu szczery. Dochodzi tu do starcia gatunków, form przekazu i charakteryzacji postaci, co według mnie czyni ten film ciekawą pozycją. Zdaję sobie sprawę, że wielu krytyków nie podziela tej opinii. Po wyjściu z kina pierwszym, co zobaczyłam, była fala negatywnych komentarzy pod tym tytułem. Ja jednak nie uważam, by ta produkcja była zła. Myślę, że reżyser (Daniel Jaroszek) oraz scenarzyści (Jacek Wasilewski i Tomasz Kwaśniewski) powołali do życia dzieło, które wybija się na tle przeciętnych, powtarzających te same motywy komedii czy też szarych, nurzających się w rozpaczy dramatów psychologicznych. Nie jest to dzieło wybitne, ale nie jest też złe. To kino, które – moim zdaniem – dobrze się ogląda.
Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne.