Kina coraz częściej są zalewane historiami o rozwoju technologii w niedalekiej przyszłości. Nie inaczej jest w Another End Piera Messiny. Reżyser stworzył opowieść o próbie pogodzenia się ze śmiercią bliskiej osoby. Jak się okazuje, nawet przy wykorzystaniu nowych możliwości wciąż nie jest to łatwe.
Piero Messina w Another End przedstawia widzom niedaleką przyszłość, w której śmierć nie jest zakończeniem relacji między ludźmi. Nowa technologia pozwala na przywrócenie świadomości zmarłych w ciałach innych osób. Tak właśnie kręci się biznes firmy Another End. Ludzie, zgłaszający się na osoby zastępcze, stają się nośnikiem wspomnień umarłych. Dzięki temu inni mogą się pogodzić z ich śmiercią oraz przejść żałobę. Całość staje się jednak nieco przykrym spektaklem, w którym zmarli nie mogą się dowiedzieć, że już nie żyją. Przynajmniej do pewnego czasu.
Zobacz również: Substancja – recenzja filmu. Girls Just Want to Have Fun
Ebe (Bérénice Bejo) nie może znieść cierpienia swojego brata Sala (Gael García Bernal). Mężczyzna załamał się po tragicznym wypadku samochodowym, w którym zginęła jego ukochana żona Zoe. Ebe pracuje w Another End i próbuje namówić Sala na skorzystanie z pomocy firmy i pogodzenie się z żałobą. Chociaż początkowo mężczyzna absolutnie się na to nie zgadza, wreszcie ulega namową siostry. Tym sposobem w jego życiu pojawia się osoba zastępcza, Ava (Renate Reinsve), która przyjmuje świadomość Zoe. Początek powrotu żony jest dla Sala absurdalny i trudny. Nie potrafi dostrzec w Avie swojej ukochanej, ale z czasem jego uczucia ulegają gwałtownej zmianie. Do tego stopnia, że postanawia poznać prawdziwe oblicze osoby zastępczej.
Pomysł na Another End był bardzo obiecujący. Historia o przywracaniu świadomości zmarłych w ciałach innych ludzi jest intrygująca. Zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że praca jako osoba zastępcza wiąże się z okresami, w których zastępca pozbawiony jest swojego własnego życia. Motyw z Salem, który zaczyna żywić uczucia również do Avy, którą postrzega przez pryzmat Zoe, jest również ciekawą decyzją scenariuszową. Właśnie bliskość drugiego człowieka jest na wagę złota dla osób, które zmagają się z żałobą. Niestety, wraz z rozwojem akcji twórcy poszli jednak trochę za daleko. Nie chcę spoilerować, ale zdecydowanie potwierdza się zasada, że co za dużo, to jednak niezdrowo.
Zobacz również: Rodzaje życzliwości – recenzja filmu. Szalona jazda
Another End to przede wszystkim produkcja, która skupia się na problemie, jakim jest pogodzenie się ze śmiercią bliskich osób. Nawet technologia pozwalająca na przedłużenie wspólnych chwil, nie jest w stanie tak naprawdę pomóc, ani oswoić ludzi ze śmiercią. Iluzja, którą posługuje się firma, jest tylko pozornym ukojeniem. Czasu na żałobę zawsze będzie za mało, a osoby zastępcze w pewnym momencie muszą wrócić do swojego własnego życia. Pomysł, który wydaje się genialny, dość szybko okazuje się zwodniczy, a co za tym idzie, często zadaje cierpiącym jeszcze więcej bólu. Śmierć jest nieunikniona, a przekładanie nieuniknionego nie jest lekarstwem.
Chociaż spotkałam się z opiniami, że Another End pasuje do uniwersum Black Mirror, to jak dla mnie zdecydowanie mu bliżej do filmu Ona Spike’a Jonze z 2013 roku. Nie ukrywam jednak, że jest to produkcja rozciągnięta w czasie do granic wytrzymałości. Próbowałam usprawiedliwić to tworzeniem powolnego klimatu przemijania, ale doszłam do wniosku, że Another End by zyskało, gdyby było krótsze. Często wieje nudą, a Gael García Bernal momentami jest nie do zniesienia. Przyznam również, że podobnie jak wiele innych osób skusiłam się na ten film przez Renate Reinsve. Aktorka, która popularność zdobyła po Najgorszym człowieku na świecie, po raz kolejny błyszczy na ekranie. Kobieta udowadnia, że potrafi wypaść niezwykle przekonująco przed kamerą. Ponadto Renate Reinsve konsekwentnie pokazuje, że należy do grona zachwycających i aspirujących aktorek młodego pokolenia.
Zobacz również: Bestia – przedpremierowa recenzja filmu. Świat bez uczuć
Oglądając Another End, trudno uciec od myśli, czy sami skorzystalibyśmy z możliwości, którą pokazuje film. Często spotykamy się z obrazem złej sztucznej inteligencji czy technologii, wyzbywających ludzi z uczuć czy przejmujących władzę nad światem. W tym przypadku twórcy skupili się jednak na pozytywnych aspektach rozwoju. Pomysł, by przywracać świadomość zmarłych, aby pomóc cierpiącym bliskim, wydaje się sam w sobie niewinny. Dopiero konsekwencje są tragiczne. Z kolei ta terapia okazuje się nieodpowiednia dla wszystkich. Wbrew przytłaczającej tematyce, film jest pełen ciepła i miłości. Relacja między Salem a Ebe wielokrotnie wzrusza, udowadniając, że rodzeństwo bardzo się kocha i jest gotowe do wzajemnych poświęceń.
Another End na pewno zmusza do refleksji, a seans nie należy do najprzyjemniejszych. Tematyka żałoby i próby pogodzenia się ze stratą bliskiej osoby nie należy do najłatwiejszych. Niemniej doceniam kreatywny pomysł Piera Messiny. Żałuję jedynie, że dobrze aspirująca idea została rozdmuchana i rozciągnięta do granic wytrzymałości.
Fot. główna: kadr z filmu Another End