Każdy, kto mnie chociaż trochę zna, wie, że ja i gry to naprawdę ciekawe połączenie, najczęściej zakończone sromotną porażką. Moją. Biorąc się więc za grę Nikoderiko, byłam pełna obaw, że nie przejdę nawet samouczka. Szczęśliwie jednak gra jest skierowana do zdecydowanie młodszych odbiorców, więc udało mi się nawet trochę pograć.
Nikoderiko to gra, która jest dla mnie połączeniem Mario z Indianą Jonesem. W rozgrywce wcielamy się w Niko lub Lunę – dwójkę mangust. Zawodowo, tak jak słynny archeolog, zajmują się polowaniem na zaginione skarby, jednak ich najnowsza zdobycz zostaje im skradziona. Para, aby ją odzyskać, musi ukończyć wiele zadań.
Sama w sobie fabuła nie należy do skomplikowanych, a w trakcie jest stosunkowo mało dialogów. Nie jest to jednak jakąkolwiek przeszkodą – to jedynie tło dla rozgrywki. Całość to przyjemna i zabawna opowieść, a bohaterów nie da się nie polubić.
Zobacz również: Silent Hill 2 – recenzja gry. In my restless dreams
Niko i Luna są postaciami bardzo dobrze wykonanymi. Nie ma najmniejszego problemu ze sterowaniem; skaczą, biegają, pływają i robią wszystko tak, jak gracz tego oczekuje. Bohaterowie Nikoderiko świetnie potrafią też zwalczać wrogów, a niektóre manewry, mimo iż dość skomplikowane, dają naprawdę świetne efekty. Po drodze zbiera się punkty, gwiazdki, klucze oraz litery tworzące napis NIKO, co wpływa na końcowy wynik.
Moim chyba ulubionym motywem gry jest fakt, że po drodze możemy spotkać zamieszkujące wyspę zwierzaki, które pozwalają nam… podróżować! Są też świetne w zwalczaniu wrogów (jak na przykład połykanie jednego i plucie nim w kolejnych).
Gracz może wybrać, w którą mangustę chce się wcielić. Do wyboru jest też możliwość skorzystania z opcji co-op, gdzie łączy się z innym graczem. Osobiście nie grałam z towarzyszem, ale w niedalekiej przyszłości planuję to zmienić.
Zobacz również: Kvark – recenzja gry. Utíkej, soudruhu!
Minusem dla mnie był nierówny poziom trudności. Gra z założenia skierowana jest do młodszych graczy i podczas gdy czasami dziecko bez problemu poradziłoby sobie z zadaniem, tak innym razem trzeba się naprawdę nieźle natrudzić, żeby osiągnąć swój cel. Chętnie dodałabym też do Nikoderiko trochę bardziej skomplikowanych przeciwników do pokonania, których trzeba wykonać więcej manewrów. W większości wystarczy jeden ruch i nawet najstraszniejsi wrogowie są pokonywani.
Od strony graficznej nie mam się do czego przyczepić. Nikoderiko jest naprawdę fajnie dopracowane, a świat przedstawiony rozbudowany. Niejednokrotnie zaskakiwał mnie ukrytą minigrą czy tajnym przejściem. Dodawało to ciekawego elementu eksploracji do dość prostej pod kątem mechaniki gry.
Zobacz również: 63 days – recenzja gry. Niekończące się skradanie
Niebezpieczeństwa czekające na Niko i Lunę do złudzenia przypominały mi przygody Indiany Jonesa. Zamykające się drzwi, ruchome kolumny, spadający sufit, a do tego wizja zdobycia skarbu i utarcia nosa złoczyńcom. Inspiracja jest tu ewidentna, ale to nie zrzyna z filmów, za co też plus.
Nikoderiko to naprawdę fajna i przyjazna gra, dobra zarówno dla młodszych, jak i starszych graczy. Raczej nie podbije ona list przebojów gamerskich, jednak przyjemnie zapełni czas, szczególnie tym mniej wymagającym graczom. Dzięki opcji kooperacji można też spędzić w ciekawy sposób czas z bliskimi – czy jest to dziecko, czy przyjaciel. Dodatkowo złożoność świata przedstawionego sprawia, że jest się ciekawym, co będzie dalej.
Zdecydowanie polecam tę pozycję każdemu, kto chce sobie spokojnie pograć, bez zbytniego denerwowania się na złożoność rozgrywki. To naprawdę dobry relaks.