Po 10 bardzo, ale to bardzo długich latach, BioWare zaserwowało nam kolejną przygodę w Thedas. Wreszcie gracze mają okazję skonfrontować się ze Strasznym Wilkiem i jego destrukcyjnymi planami. Jednak patrząc na ostatnie produkcje kanadyjskiego studia – Mass Effect: Andromeda oraz Anthem – nie dziwię się, iż było dużo obaw. Czy końcowo BioWare zaspokoiło oczekiwania fanów i Dragon Age: Straż Zasłony jest grą wartą polecenia?
Gdy w czerwcu 2024 roku BioWare postanowiło udostępnić pierwszy teaser Dragon Age: Straż Zasłony, pojawiały się pierwsze mieszane opinie co do gry. Na podstawie materiału wideo zarzucono tytułowi zupełny brak klimatu, który towarzyszył poprzednim częściom Dragon Age’a. Ja mimo wszystko trzymałem kciuki za Kanadyjczykom, by wreszcie powrócili na dobre tory. Niestety im bliżej premiery, tym bardziej byłem zmartwiony jakością nadchodzącego tytułu. Albowiem twórcy oznajmili we wrześniu, iż wybory dokonane w Origins oraz w drugiej części nie będą miały żadnego znaczenia w Straży Zasłony. Ta informacja wkurzyła całą społeczność fanów, w tym też mnie. Lecz jak wypada finalnie nowa produkcja BioWare? Po ponad 50 godzinach rozgrywki, muszę przyznać, że jest bardzo dobrze, choć niestety trochę daleko do poziomu starszych tytułów Kanadyjczyków.
Zobacz również: Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants Unleashed – recenzja gry
Straż Zasłony kontynuuje wątki z Dragon Age: Inkwizycja. 9 lat po szokującym zdarzeniu, jakim było ujawnienie Solasa jako elfickiego boga Fen’Harel, Varrik odnajduje wreszcie lokalizację Strasznego Wilka. Nie jest on sam, gdyż do pomocy ma agentkę Inkwizycji – Lace Harding – oraz protagonistę gry, Rooka. Dzięki detektyw Neve Gallus bohaterowie odnajdują Solasa podczas niebezpiecznego rytuału mającego na celu całkowite zniszczenie zasłony. Naszym towarzyszom udaje się go przerwać, ale niestety spowodowało to pojawienie się paru potężnych skutków ubocznych. Z zasłony wyszło dwóch elfickich bogów – Elgar’Nan oraz Ghilan’Nain. Mają oni o wiele gorsze plany niż Straszny Wilk, a powtrzymanie ich staje się najważniejszym celem Rooka.
Protagonista nie może sam walczyć z bogami. Dlatego też zakłada tytułową Straż Zasłony, w której skład wchodzą wcześniej wspomniani Varrik, Harding i Neve, ale także nowi sojuszniczy jak Davrin (Szary Strażnik), Lucanis (Antiviański Kruk), Taash (łowca smoków), Bellara (Skacząca za zasłonę) oraz Emmrich (członek Żałobnej Gwardii). Muszę przyznać, że towarzysze są tutaj zdecydowanie największym atutem. BioWare postarało się zaserwować interesujących bohaterów z własnym, unikalnym charakterem i dobrze napisanymi historiami. Główne misje trochę zawodzą, dlatego dobrze, iż chociaż misje z towarzyszami były niezwykłą przyjemnością. Zwłaszcza że niektóre zadania świetnie rozwijały ogólne lore Dragon Age’a (np. wątek Harding, który wreszcie dopowiedział parę ciekawych informacji na temat krasnoludów).
Niestety reszta misji pobocznych nie jest takiej samej jakości. Zwykle to po prostu nudne łamigłówki, dzięki którym zdobywamy cenne fanty bądź po prostu eksploracja terenów i ciągłe walki z wrogami. Zaś fabuła takich zadań nie należy do najlepszych – w pewnym momencie przestałem je robić, po prostu były dla mnie marnotrawstwem czasu.
Zobacz również: Frostpunk 2 – recenzja gry. Powiało chłodem
Czas przejść do elementu, o który martwiłem się najbardziej – główna fabuła. Cóż, nieraz potrafiła mnie ona wkurzyć i niestety zaskoczyć negatywnie. Duży problem leży w tym, że twórcy próbowali odciąć się od wydarzeń z poprzednich części gry. Tak, nawet z Inkwizycji. Rozumiem, że w taki sposób chcieli przyciągnąć fanów Baldur’s Gate’a 3, ale bardzo zaszkodziło to jakości kampanii. Dlatego też np. powroty naszych ukochanych bohaterów wydają się mocno sztuczne i mdłe, bo nie mówią oni ani słowa o tym, co zaszło w Origins i innych częściach – jakby mieli dziury w pamięci. Nawet wszelkie nawiązania do 3. części (której Veilguard miał być bezpośrednim sequelem) są ostro stłumione, zaś cameo inkwizytora jest wręcz zbędne, jeśli nie było się z Solasem w związku.
Cała ta intryga zaprezentowana w Straży Zasłony próbuje być wielkim zwieńczeniem serii, ale niestety gracz w ogóle tego nie odczuwa. Ale za to pomijając całkowicie nawiązania do poprzednich osłon… jest naprawdę dobrze! Co prawda 1. akt potrafi zmęczyć grającego co najwyżej niezłymi dialogami i słabymi misjami, lecz 2. akt to poziom wyżej. Warto przeżyć te pierwsze…. 35 godzin, by gra ujawniła swój prawdziwy potencjał. Nie wiem, czy to zmiana scenarzystów, czy coś innego, ale nagle wszystko jest lepiej napisane, a produkcja nabiera szybkiego tempa, przez co gracz jest mocno zainteresowany przygodami Rooka. Znamy już też o wiele lepiej naszych sojuszników, zaś poznawanie brutalnej przeszłości Strasznego Wilka to kopalnia świetnych dialogów i sekwencji.
Zobacz również: Nikoderiko – recenzja gry. Indiana Mario
Tu mogę wielu zaskoczyć, ale system walki był naprawdę przyjemny. Jeśli miałbym go opisać, to nazwałbym go mieszanką walki z Wiedźmina 3 z Mass Effectem 2. Oba tytuły posiadały mało RPGowe potyczki; Straż Zasłony także należy do tej grupy. Rozumiem, że to dla wielu może być wielki minus – zwłaszcza dla miłośników taktycznych walk – ale to dla mnie wielki poziom w górę względem Inkwizycji, której bitwy z nieprzyjaciółmi były okropną, w pełni nieprzyjemną czynnością.
Ja miałem okazję grać jako mag (oceniam więc wyłącznie rozgrywkę tej jednej klasy). Występuje tu ogromna zmiana względem poprzedników! Nareszcie kostur nie jest naszą jedyną bronią. Straż Zasłony oferuje także walkę sztyletem i magiczną kulą, idealne dla osób wolących krótkodystansowe oraz szybkie ataki. Gra się nimi po prostu wyśmienicie. Błyskawiczne niszczenie wrogów czarami i bronią białą oferuje 1000 razy więcej zabawy niż jakakolwiek potyczka w poprzednich częściach. Do tego każdy towarzysz ma własne umiejętności, które możemy łączyć, by tworzyć niezwykłe kombosy zadające wysoką ilość obrażeń. Choć troszkę szkoda, że, w przeciwieństwie do poprzedników, nie możemy sterować inną postacią niż Rook, a nasi kompani nie posiadają żadnych punktów zdrowia.
Eksploracja to kolejny element, który zaliczył wielki progres względem Inkwizycji. Możemy wreszcie pożegnać się z wielkimi światami zawierającymi ogrom nudnych pytajników – Straż Zasłony wraca do map znanych z drugiej części serii. Dostajemy mniejsze, bardziej korytarzowe lokacje, które jednak mają wiele różnych ścieżek i łamigłówek bądź skarbów. Jest to zmiana na lepsze, gdyż mapy są naprawdę bardzo dobrze zrobione oraz różnorodne, zaś zwiedzanie ich to sama przyjemność.
Zobacz również: Silent Hill 2 – recenzja gry. In my restless dreams
Co do samej oprawy graficznej, to jestem wręcz zachwycony. BioWare zdecydowanie postarało się i przygotowało jedną z najładniejszych gier tego roku. Niesamowite działanie światła i cieni, przepiękne krajobrazy i świetnie wyglądające postacie – przez to wszystko co chwilę robiłem screenshoty. To może wydawać się śmieszne, ale elementem, który mną najbardziej wstrząsnął, jest… fizyka włosów. Człowiek aż ma ochotę w kreatorze postaci wybrać sobie dłuższe włosy i bawić się ich fizyką na okrągło, bo ich ruch jest naprawdę realistyczny. Straż Zasłony to kolejny pokaz siły silnika Frostbite i naprawdę jestem chętny zobaczyć, jak więcej deweloperów z niego skorzysta.
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową to jestem naprawdę zaskoczony. Jak się okazuję, muzykę do Straży Zasłony skomponowali Lorne Balfe oraz Hans Zimmer. Po nazwiskach można oczekiwać wysokiej jakości utworów, lecz niestety tak za bardzo nie jest. Niby mamy parę naprawdę ślicznych kawałków, lecz zdecydowana większość jest po prostu… okej. To utwory, które brzmią dobrze, ale szybko o nich zapomnisz. Czuję, jakby Zimmer i Balfe zrobili tę ścieżkę dźwiękową na szybko i bez głębszej analizy świata Dragon Age’a. Bo tak szczerze – niektóre kawałki brzmiały bardziej jak coś do serii Mass Effect niż do DA….
Zobacz również: Kvark – recenzja gry. Utíkej, soudruhu!
Trudno mi ocenić nową grę BioWare w skali liczbowej. To tytuł, który szczerze kocham i bawiłem się nieziemsko dobrze, walcząc z mrocznymi pomiotami oraz pomagając towarzyszom. Lecz jednocześnie także niektóre elementy, jak np. mała RPG-owość bądź odrzucenie mrocznego klimatu znanego z poprzednich części, powoduje moją dużą złość. Finalnie jestem z produkcji zadowolony i nie żałuję godzin z nią spędzonych, ale jestem pewien, że niejeden fan czekający aż 10 lat na kontynuację wątków z Inkwizycji może być ostro rozczarowany. Dragon Age: Straż Zasłony można podsumować jednym zdaniem – świetna gra, średni Dragon Age.
Źródło obrazka głównego: kadr z gry Dragon Age: Straż Zasłony