Wyobraźnia dziecka nie zna granic. A może nie wszyscy o tym pamiętają, ale kiedyś każdy był dzieckiem. Bawiliśmy się w takie zabawy jak podłoga to lawa i budowanie bazy czy lądowaliśmy w śniegu, aby zrobić aniołka. Wyobraźnia ta działała także na innych płaszczyznach, jak chociażby postrzegania świata. Wyobrażenia rodzące się w głowie o naszych rodzicach, sąsiadach czy nawet Świętym Mikołaju. Wszystko ma związek zapewne z dziecięcą niewinnością, nieskomplikowanym, prostym, dosłownym rozumowaniem oraz swego rodzaju nadzieją i wiarą w szczęście, miłość, dobro i magię.
U części (obawiam się, że większej) ludzi, z biegiem lat ten dziecięcy pierwiastek niestety zanika co raz bardziej i bardziej. Bo to nie wypada, bo trzeba być poważnym, praca, dom, nie ma czasu na głupoty. A trzeba w sobie pielęgnować ten pierwiastek. Znaleźć równowagę pomiędzy dorosłym życiem, a dziecięcą beztroską. Ja staram się to robić na kilka sposobów, a jednym z nich jest między innymi czytanie książek od m.in. wydawnictwa Dwie Siostry, specjalizującym się w literaturze skierowanej do najmłodszych. Jedną z ich najnowszych pozycji jest Serce żyrafy, autorstwa – nomen omen – dwóch sióstr, Sofii i Amandy Chanfreau.
Zobacz również: Pierwsza Gwiazdka Świętego Mikołaja – recenzja książki
Fabuła książki skupia się wokół Vegi, mieszkanki Żyrafiej Wyspy. Nigdy nie poznała swojej mamy i jest wychowywana wyłącznie przez ojca. Pewnego dnia w mieszkaniu pojawia się kobieta, za sprawą której – jak uważa nasza mała protagonistka – tata przestał być sobą. By mu pomóc, wraz z jej przyjacielem Nelsonem, zaczyna poszukiwania swojej mamy. Według ich rozumowania, tylko ona może roztopić lód wokół serca mężczyzny. U ekscentrycznego dziadka bohaterki, Hektora, trafiają na trop, sugerujący że mama Vegi może mieć powiązania z cyrkiem. Dziwnym zbiegiem okoliczności, niedawno poznana korespondencyjna przyjaciółka Vegi, dziewczynka ze stałego lądu, mieszka właśnie w objazdowym cyrku. Czy ma coś wspólnego z poszukiwaną przez Vegę kobietą?
Serce Żyrafy zdecydowanie ma w sobie coś magicznego. Już pierwsze strony tej powieści kreują Żyrafią Wyspę na miejsce niezwykłe, wyjątkowe. W końcu, to wyspa w kształcie żyrafy! Bardziej niezwykła i wyjątkowa jest tylko sama bohaterka książki, Vega. W jej wannie mieszka niedźwiedź grizzly, w szafie – malutki, kosmaty mamut, a po drodze do szkoły spotyka fantastyczne zwierzęta, które widzi tylko ona. Również ona jako jedyna zauważa, że gdy w mieszkaniu Vegi i jej taty pojawia się Viola, ich przytulne cztery kąty zostają powoli spowite lodem.
Zobacz również: Najlepsze książki fantasy
Przedstawienie dziecięcej wyobraźni i postrzegania świata, a także zwizualizowanie tego za pomocą pojawiających się na kartach książki rysunków, to zdecydowanie największe atuty Serca. Gdy czytałem coraz to bardziej niezwykłe zjawiska, które Vega sobie wyobraża, sam w końcu wybrałem się myślami na wycieczkę w przeszłość i powspominałem sobie moje umysłowe wybryki. To wcale nie taka łatwa sztuka, popchnięcie czytelnika w sentymentalną podróż, dlatego bardzo urzekły mnie te opisy. Świetnym uzupełnieniem Vegi jest Nelson. Chłopak prowadzi Ciekawostki Nelsona i jego wtrącenia w trakcie dialogów, raczące nas kolejną fascynującą (acz dość mało przydatną) ciekawostką, często mnie rozbrajały. To jeden z najfajniejszych duetów w popkulturze, którego przygody miałem przyjemność śledzić w ostatnich latach.
Jest jednak jeden, wielki problem, związany z Sercem Żyrafy. A jest nim kierunek, w jaki poszła fabuła. Poznawanie Vegi, patrzenie na rozwój jej przyjaźni z Nelsonem i początki śledztwa były naprawdę wciągające. Byłem ciekaw, do czego to wszystko zmierza, jaka będzie konkluzja, czy dostaniemy jakieś szokujące objawienie na koniec. Potencjał był ogromny, szans niezliczenie wiele, a finalnie dostaliśmy oczywistą oczywistość, podszytą kilkoma absurdalnymi decyzjami i tandetą. Jestem w stanie zrozumieć, jeśli komuś to zakończenie się spodobało i zacznie bronić dzieła sióstr Chanfreau, mówiąc – hej, takie jest życie! Ale gdy balansujesz na granicy realizmu i fantasy, albo idziesz w jedną stronę, albo w drugą. Pozostanie w rozkroku rodzi masę nieścisłości, nielogiczności i rodzących się pytań po stronie czytelnika. Strasznie niesatysfakcjonujące zamknięcie tej historii mocno rzutuje na finalną ocenę.
Zobacz również: Ghiblioteka – recenzja książki. Kojące Studio Ghibli
Swoje do tego dokłada przedstawienie postaci ojca. Niby jest katalizatorem wszystkich zdarzeń, a jednak prawie nie jest obecny w tej książce. Jego ludzką, pozytywną stronę dostrzegamy dopiero pod koniec powieści, gdy otwiera się w rozmowie z córką. Tylko, że jest na to trochę za późno, a przez całą książkę – jak już się pojawia – sprawia wrażenie dupka. W ogóle te relacje są dziwne, jak przytoczymy jeszcze postać dziadka Hektora. Biorę pod uwagę, że mimo wszystko jest to przedstawione z perspektywy małego dziecka, ale wciąż – nie do końca tu wszystko zagrało jak powinno.
No, to dobrnęliśmy do końca tej recenzji. Jakie są wnioski? Po pierwsze, książka jest raczej średnia. Fabuła rozczarowuje, ale ma momenty. Do dalszej lektury popycha nas duet Vega-Nelson i ich niezwykłe postrzegania świata. I to jest właśnie drugi wniosek. Pamiętajcie, że warto pielęgnować w sobie ten dziecięcy pierwiastek. Bo kto chce być nudnym dorosłym pozbawionym wyobraźni? No właśnie! Dlatego mimo, że zakończenie mnie rozczarowało, to jednak Serce Żyrafy trafiło mnie kilka razy w mój soft spot i za to tę książkę mimo wszystko doceniam.