Egmont wydał niedawno serię komiksów z cyklu Adaptacje literatury. Nie brakuje w niej znanych i cenionych powieści, co zachęca do sięgnięcia zarówno po oryginał, jak i rysunkową wersję. Czy da się przedstawić klasykę w pigułce?
Komiksowe wersje obszernych i znanych dzieł literatury mogą okazać się dość trudnym materiałem. Zwłaszcza pod względem tempa, które w komiksie gna jak szalone, wątki są ledwie muśnięte, a całość zamyka się raptem w kilkudziesięciu stronach. Właśnie na ten problem cierpi rysunkowy Ostatni Mohikanin. Od razu przyznam się, że nie czytałam pierwowzoru, jednak przy komiksie wyraźnie czułam, że wiele elementów niezbyt się ze sobą klei, a ogromna ilość bohaterów i historii sprawia, że wszystko potraktowane jest dość po macoszemu.
Zobacz również: Dzwonnik z Notre Dame – recenzja komiksu

Być może komiks Ostatni Mohikanin ma zachęcić ludzi do sięgnięcia po powieść. Uczucie niedosytu, które towarzyszyło mi po chaotycznym finale, może być na tyle dręczące, że dla świętego spokoju przeczyta się powieściowy pierwowzór. Jednak moim zdaniem zabrakło tych kilku dodatkowych stron. Pomysł na przeniesienie historii o ostatnim Mohikaninie na karty powieści graficznej jest jak najbardziej trafiony. Szkoda tylko, że cała opowieść zamknęła się w niecałych 50 stronach. Jestem pewna, że gdyby dać komiksowy więcej przestrzeni, mogłoby wyjść z tego naprawdę niezłe tomiszcze wzbudzające szerokie zainteresowanie.
Ostatni Mohikanin ma bowiem w sobie wszystko, co dobry komiks mieć powinien. Kreska jest ciekawa, a dla fanów mocniejszych wrażeń nie brakuje krwi i ucinanych kończyn. Uchwycona w rysunkach przyroda Ameryki z XVIII wieku jest bardzo malownicza i chwilami zatrzymywałam się na niektórych kadrach na dłużej. Dzięki spójności szybko wsiąknęłam w świat przedstawiony, ale równie szybko zostałam z niego wydarta. Zdecydowanie za szybko.
Zobacz również: Jednoręki i sześć palców – recenzja komiksu

Kwestią sporną pozostaje dla mnie jeszcze słownictwo, które pojawia się w komiksie. O ile jestem w stanie zrozumieć, że poszczególni bohaterowie nazywają rdzennych mieszkańców Ameryki dzikusami, bo to po prostu element związany z charakterystyką danego bohatera, o tyle nie potrafiłam zrozumieć tego typu zabiegów w przypadku narratora. A z tego co zdążyłam wywnioskować, narrator jest trzecioosobowy i nie należy do świata przedstawionego. W związku z tym jest to dość dziwna sytuacja, która wybiła mnie na jakiś czas z rytmu.
Szkoda, że komiks Ostatni Mohikanin nie zajmuje więcej niż godzinkę. Ta historia zdecydowanie zasługuje na więcej, więc mam nadzieję, że wydawca zdecyduje się na obszerniejsze wydanie, dzięki czemu czytelnicy lepiej poznają świat z powieści, a okropne uczucie niedosytu odejdzie w niepamięć.
Fot. główna: materiały prasowe – kolaż (Egmont)