Końcówka lutego zdecydowanie nie zawiodła pod kątem muzycznym, bo jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów nareszcie trafił do sprzedaży. Dwa lata po udanym Spokoju Kuban powraca z dwupłytowym, niezwykle przyjemnym FUGAZI.
W ubiegłym roku Kuban rozpoczął promocję swojego nadchodzącego krążka. Jednak w tym miesiącu oznajmił na swoim Instagramie, że FUGAZI będzie się składało nie z jednej a z dwóch płyt – rapowej i nie-rapowej. Jednak granica między nimi jest bardzo cienka, a klimat obu utrzymuje się w podobnych rapowo-popowych tonach.
FUGAZI #1 Kuban nazywa tą rapową. Osobiście traktuję ją jako krążek rapowo-popowy. Praktycznie każda piosenka zawiera śpiewany, przyjemny refren stanowiący ciekawe dopełnienie melodyjnych rapowych zwrotek. Udowadnia to już pierwszy utwór. Młody gandolfini rozpoczyna się mocnymi wersami, po których następuje bardziej śpiewana część. W przypadku śmieszy już freestyle prezentuje się to podobnie. Zastosowana recytacja może wydawać się trochę zbyt monotonna i jednostajna, jednak w pewnym momencie następuje przełamanie. W basowy beat zostają wkomponowane dźwięki pianina, a rap zamienia się w przyjemny wokal.
Zobacz również: kuban – spokój. – recenzja płyty
Nie tym razem rozpoczyna się niepozornymi, spokojnymi dźwiękami, które szybko zostają zastąpione przez gitarę elektryczną. Później zostaje ona zagłuszona przez mocny bas. Rapowe zwrotki mieszają się ze stłumionym bridge’em i przyjemnym refrenem. Podobny klimat ma różnie to było, chociaż tym razem jest bardziej oldschoolowo. Nie ma tu typowo popowych partii, a Pezet zdecydowanie dodaje kawałkowi uroku. Zupełnie czym innym wita nas najlepszy dzień. Dostajemy klasyczne, szybkie flow Okiego i ciekawy refren, na którym przeplatają się głosy wokalistów. Przez długi czas nie mogłam oderwać się od tego utworu, ale szczerze mówiąc, jeszcze lepiej brzmi ambientowe koto freestyle, którego melodia opiera się na basach uzupełnionych stłumionymi ad-libami i wokalem Kubana.
O ile zwrotki na hooligan flex od razu uznałam za udane, to niestety problem miałam z refrenem, który jest dziwnie stłumiony, a w dodatku wybija się z niego normalna linia wokalna. Jednak wraz z tak niewiele brakowało wracamy na właściwe tory. Mimo drobnych obaw współpraca na linii Kuban–Kukon okazała się zaskakująco dobra. To samo mogę powiedzieć o nie ma co z gościnnym występem Gibbsa, który zastępuje autora FUGAZI na refrenie. Energiczny ton zostaje przełamany spokojniejszym, wręcz kojącym wstępem do fajnie mi z niczym, któremu towarzyszą rapowe zwrotki. Chłopaki jak my okazały się dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Kuban rozpoczyna ten numer pełną energii zwrotką. Przygrywa mu elektroniczna muzyka, a na refrenie słyszymy Kiza. Śpiewającego Kiza, któremu zdarzają się offbeaty. Równie dziwnie, ale jednocześnie ciekawie prezentują się ambientowe tagi. Po którymś odsłuchu mogę stwierdzić, że jest to dobry utwór, mimo że momentami akcentowane przez Kubana wyrazy nie brzmią zbyt dobrze.
Zobacz również: Kizo x Bletka – Patopop (Vol. 2) – recenzja płyty
Popowa część FUGAZI zaczyna się spokojnym kyoto, na którym udzieliła się Zalia. I to właśnie w jej stylu utrzymany został ten utwór. Jest słodko-gorzko, subtelnie, nostalgicznie. Nad ranem bardziej nawiązuje do wcześniejszych kawałków. Wracamy do mocnych basowych i imprezowych klimatów. Kontynuuje to numer pewność, na którym to refren wykonywany przez Gibbsa zdecydowanie urozmaica zwrotki Kubana. Następnie otrzymujemy gitarowe zanim spadnie deszcz z gościnnym występem Mroza. Tak, Mroza. Kompletnie nie spodziewałam się tej kolaboracji (jak wielu, które jeszcze usłyszymy), ale muszę przyznać, że to prawdziwy hit. Refren gościa wspaniale wybrzmiewa pomiędzy rapowo-popowymi wersami Kubana.
Nie można nie zauważyć, że wykorzystywanie starszych melodii w ostatnim czasie zyskało na popularności. W końcu Taco Hemingway na swojej najnowszej płycie posłużył się samplami znanymi z Jenny Edyty Bartosiewicz, a także stworzył z jej refrenu ad-liby. Tym razem do repertuaru tej samej artystki sięga Kuban. Słyszymy ją na refrenie budzi mnie wiatr, który swoją atmosferą absolutnie nie pasuje do rapowych zwrotek – ale brzmi wspaniale! Tak samo cudowny jest sam na świecie wydany jako walentynkowy singiel. W moim przypadku to miłość od pierwszego odsłuchu. Tekst jest pełen romantyzmu, szczerości i intymny.
Zobacz również: Natalia Szroeder – REM – recenzja płyty
Na bombę było pierwszy singlem promującym FUGAZI. Początkowo spotkał się z ogromną falą krytyki, jednak jest to po prostu przyjemny letniak. Więcej uwagi warto poświęcić figlom. Refren tym razem wykonuje Vito Bambino, a Kuban wychodzi ze swojej strefy komfortu i całkowicie dostosowuje się do stylu gościa. Wyszło mu to tak dobrze, że w pewnym momencie zastanawiałam się, kto śpiewa zwrotkę. Jest to ciekawy, wyróżniający się fragment płyty – zdecydowanie jeden z moich ulubionych.
Oddzwoń z każdym odsłuchem coraz bardziej podbija moje serce. Cechuje się refleksyjnym, nostalgicznym tekstem i popowym klimatem, w który idealnie wpasowuje się Natalia Szroeder. Po nim nadchodzi trochę zbyt jednostajne i nad wyraz spokojne zapomnę twoje dziary, które znów obfitują w nostalgię i chwytają za serce. Ostatni utwór stanowi ciekawe zakończenie albumu. Kuban ponownie stawia na kultowe brzmienia. W ten sposób jego zwrotki w chcę ci powiedzieć zostają dopełnione refrenem Kory, co kolejny raz mogę nazwać ciekawym urozmaiceniem.
Dwupłytowe FUGAZI zasługuje na olbrzymie wyróżnienie. Jest interesująco i spójnie, ale jednocześnie różnorodnie. Kuban nie zamyka się wyłącznie w rapowych czy popowych brzmieniach. Wspaniale je łączy i urozmaica swoje utwory głosami nieoczywistych gości, czasami całkowicie dostosowując się do ich stylu. W każdym przypadku brzmi perfekcyjnie. I co najważniejsze – FUGAZI w żadnym momencie nie wieje nudą i trzyma równy, wysoki poziom. Każdy powinien znaleźć na nim jakąś perełkę. Czy to w subtelnych dźwiękach kyoto, zaskakujących figlach czy bardziej elektronicznych chłopakach jak my. Zdecydowanie nie zawiodłam się na tym godzinnym materiale, który totalnie spełnił moje oczekiwania. Są chwile zachwytu, szoku i refleksji. Czego chcieć więcej?