Daredevil: Odrodzenie – recenzja serialu. Take your shot!

Nie ma co się oszukiwać. Wśród nie tylko seriali, ale i na ogół produkcji superbohaterskich, nowa odsłona przygód Daredevila jest najgorętszą premierą tego roku. Żadne inne „marvelki”, „Thunderboltsy”, „Kapitany Ameryki” i cała reszta nie wywołują takich emocji, jak nadejście serialu Born Again, na który fani Matta Murdocka czekali od lat. Czy było warto? 

Na długo przed premierą, w trakcie wycieku zapowiedzi i całej akcji promującej produkcję, Disney zapowiadał jedno: że z jednej strony będą to dalsze losy Matta Murdocka po zakończeniu netflixowej serii, z drugiej jednak serial będzie skonstruowany tak, aby każdy bez znajomości pierwowzoru mógł bez problemu się za niego zabrać. Prawda jest połowiczna. Każdy fan nie tylko może, ale i powinien zabrać się za ten serial, ponieważ Daredevil: Odrodzenie jest naprawdę solidną produkcją, którą Disney udowodnił, że potrafi dowieźć naprawdę wysoką jakość. Nie dajmy się jednak zwieść. Od pierwszych momentów widać i czuć, że jest to pełnoprawny czwarty sezon, tylko po przejęciu przez inną wytwórnię. I nieznający oryginału widzowie nie będą czerpać takiej frajdy, bo wiele elementów im zwyczajnie umknie.

Pod koniec lutego w trakcie wywiadów gruchnęła wiadomość, że na początku serialu dzieje się coś, co z pewnością wkurzy fanów, ale trzeba było to zrobić, by konkretnie rozpędzić fabułę. I faktycznie – dzieje się coś kontrowersyjnego, możliwe że dla wielu widzów niewybaczalnego. Nie do końca było to jednak usilne rozkręcenie historii. Po części tak, ale bardziej chodziło o podkreślenie, że studio poniekąd stara się oderwać od tamtych trzech sezonów i zacząć z czystą kartą. Jednak odwołań do tamtych starych odcinków jest na tyle dużo, że średnio się to udaje.

Na początku serialu obserwujemy, jak Matt Murdock zrywa ze swoją zamaskowaną działalnością i postanawia w 100% skupić się na prawie i rozwiązywaniem problemów „jak należy”, czyli całkowicie legalną drogą. Jednak jego nemezis – Wilson Fisk – powraca, a co więcej, wkracza na pierwszy plan, stając się burmistrzem Nowego Jorku. Samo miasto regularnie wzywa superbohatera do powrotu, ponieważ potrzebuje swojego obrońcy. Matt więc powoli zmuszony jest, aby wykorzystać swoje umiejętności do pomocy ludziom. Nie wszyscy jednak skaczą z radości, gdy Daredevil znów się pojawia…

Zobacz również: Wiedźmin: Syreny z głębin – recenzja filmu. Już wystarczy

Nie będę ściemniał – pierwszy odcinek serialu totalnie mnie nie przekonał. Ilość nowości, takich jak nadmiar efektów, sztuczność CGI, ewolucja i masa zmian w życiu znanych nam postaci sprawiły, że ciężko się to oglądało. Nawet te kilka smaczków, jak pełna mrugnięć oka w stronę widzów rozmowa Fiska i Murdocka w kawiarni, nie przykuły mnie zbyt mocno do ekranu. Prawdopodobnie z dużym dystansem (i opóźnieniem) sięgałbym do kolejnych epizodów. Epizod był wyraźnym elementem przejściowym, który miał na celu podkreślenie disneyowskiego przesłania o treści „Daredevil jest teraz nasz i robimy go po naszemu”.

Daredevil: Odrodzenie
fot: kadr z serialu

Na całe szczęście każdy następny odcinek coraz bardziej rozpalał nadzieję i smaczek na więcej. Kolejne epizody pokazywały, że Disney tym razem porządnie odrobił pracę domową. Widać to nie tylko po tym, że naprawdę rzetelnie przeanalizował to, co było najlepsze w netflixowym protoplaście, biorąc i wykorzystując te elementy w swoim show. Również w tym, że wykazuje naprawdę dużą dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Już sama czołówka dobitnie pokazuje jak mocno twórcy chcą się oddzielić od fenomenalnego pierwszego sezonu, jednocześnie bardzo go szanując, gdyż fragmentami słychać motyw dźwiękowy z oryginału. Ten balans pomiędzy własnym stylem a pełnym respektu podejściu do oryginału zasługuje na wszelkie pochwały.

Zobacz również: Cassandra – recenzja serialu. Netflixowa wizja przyszłości w przeszłości

Studio wreszcie zainwestowało w reżyserów i scenarzystów, którzy naprawdę wiedzieli, co robią. Po obejrzeniu całego sezonu dostrzegłem ich wspólną pracę i spójny cel. Fabuła całości idealnie się układa i zwyczajnie klei. Ma sens, rzadko kiedy czuć, że coś jest na wyrost lub całkowicie bez sensu. Dodatkowo potrafili świetnie zbudować napięcie. Nie tylko w trakcie scen akcji (o których za chwilę), ale nawet takich sekwencjach jak procesy sądowe, stanowiące de facto ważny element postaci Murdocka. Cieszę się, że nie zapomnieli o tym, że istnieje jakaś fabuła pomiędzy akcją i walką z przestępczością w superbohaterskim wdzianku. Nie można bowiem powiedzieć tego o większości seriali, które dotychczas wyprodukował Marvel.

Daredevil: Odrodzenie
fot: mat. prasowe/ Disney+

Poza naprawdę znakomitą i dopracowaną fabułą, a także starannie poprowadzonym napięciem, serial błyszczy dodatkowo jeszcze kilkoma sprawdzonymi elementami. Elementami ludzkimi, w osobach Wilsona Fiska, gościnnie pojawiającego się Punishera, oraz – naturalnie – głównego bohatera. Postać naczelnego antagonisty po raz kolejny wypadła fenomenalnie, choć z początku można przypuszczać, że dotychczasowe wydarzenia w oficjalnym kanonie nieco go wykastrowały. Jego zachowanie, a także transformacja (w tym fizyczna), trochę zamieszały i pozwoliły przypuszczać, że potencjał w nim drzemiący nie zostanie w pełni wykorzystany. W rzeczywistości chodziło o uśpienie czujności fanów. Chwilowa przemiana była bowiem tylko pozorna. Z biegiem odcinków bohater dosłownie wychodzi ze skóry, która skrywała jego prawdziwe oblicze. Pokazuje, że Kingpin zawsze był w środku, skryty, czekający na odpowiedni moment. D’Onofrio kradnie przy pomocy swojej świetnej gry niemal każdą scenę z udziałem Fiska.

Zobacz również: Dzień zero – recenzja serialu. Prawda zawsze zwycięża?

Charlie Cox, niezmiennie niezastąpiony jako „Diabeł z Hell’s Kitchen”, sprawia z kolei wrażenie, że swoje już zagrał. Widać, że zwyczajnie czuje się sobą w tej roli, jakby była mu szyta na miarę i już nic lepszego z niej nie wykrzesa, więc nawet się zbytnio nie stara. Może to i lepsze niż wymuszone ekspresje na wyrost. Cox jest taki, jakim go pokochaliśmy i zapamiętaliśmy. Więcej chyba już nie potrzeba. Nie zmienia to faktu, że aktor sprawdza się ponownie rewelacyjnie. Nic więc dziwnego, że fani nie widzą nikogo innego w roli Murdocka. 

Daredevil: Odrodzenie
fot: Disney+

Wiele było uzasadnionych obaw względem tego serialu. Netflix zawiesił kiedyś poprzeczkę cholernie wysoko, a sam Disney nieraz udowodnił, że na polu serialowym sobie zwyczajnie nie radzi. Tym razem jednak widać, że studio rzetelnie odrobiło pracę domową. Wzięło najlepsze elementy pierwowzoru i dowiozło godną, pełnoprawną kontynuację, która mimo wielu wyraźnych różnic powinna zadowolić miłośników postaci. Oczywistym jest, że Disney musiał chociaż spróbować wyróżnić się czymś nowatorskim. Zrobił to jednak bardzo rozważnie. Nawet, jeżeli pierwszy odcinek potrafił odrzucić, a ostatni w większości stanowił czysty fan-service dla spragnionych fanów.

Koniec końców Daredevil: Odrodzenie, o dziwo, naprawdę wypada świetnie. Pod kątem fabuły, pod kątem postaci, klimatu, napięcia, akcji, ale i ścieżki dźwiękowej, aż po samą czołówkę. Serial nie został również „spiłowany” pod kątem poziomu brutalności – zgodnie z obietnicami jest on zaskakująco wysoki, porównywalny do solowych przygód Franka Castle’a. Jednocześnie jestem świadomy, że wiele z wymienionych wcześniej elementów nie przypadnie do gustu innym. Ja jednak powiem tylko, że po obejrzeniu całego pierwszego sezonu jestem spokojny o dalsze losy Matta i z niecierpliwością czekam na kolejną serię.


Źródło grafiki głównej: kadr z serialu Daredevil: Odrodzenie

Plusy

  • Wciągająca, poukładana i trzymająca się kupy fabuła
  • Świetne kreacje aktorskie, m in. Vincenta D'Onofrio, Charliego Coxa oraz Jona Bernthala
  • Efektowne sceny akcji i napięcie utrzymane również w momentach pozbawionych akcji

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Odrzucające niuanse z pierwszego epizodu, jak przytłaczająca ilość CGI
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze