Od dwóch lat seria Rebekki Yarros Empireum nie schodzi z list bestsellerów. Wraz z premierą każdego kolejnego tomu czytelnicy ustawiają się w kolejkach do księgarni już o północy, by jak najszybciej poznać dalsze losy Violet Sorrengail.
Poprzedni tom, Iron Flame, zakończył się w mrożącym krew w żyłach momencie, gdy Xaden Rioison (ukochany Violet) pobiera z ziemi magię i staje się początkującym weninem. Od tego też wychodzimy rozpoczynając Onyx Storm. Cała akcja kręci się wokół znalezienia lekarstwa lub antidotum, dzięki któremu Xaden powróciłby do swojej w pełni ludzkiej postaci. Istotnym wątkiem jest też szukanie siódmej rasy smoków, irydów, do której należy Andarna. Większość powieści Violet, Xaden oraz ich przyjaciele podróżują po wyspach, z którymi chcieliby nawiązać dyplomatyczne stosunki, aby uzyskać ich pomoc w walce z weninami oraz odszukać irydy i lek.
Zobacz również: Iron Flame – recenzja książki. Kłótnie, namiętność i smoki

Pojawia się tu pewien problem logiczny – Violet jest kadetką drugiego roku Szkoły Wojskowej w Basgiacie, więc w teorii ona i jej koledzy i koleżanki z roku nie powinni opuszczać murów uczelni. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć zaangażowanie w to Violet – w końcu szukają rasy, do której należy jeden z jej smoków. Wysłanie jej znajomych wytłumaczono tak, że po nieudanej misji to Violet przejmie dowodzenie i sama wybiera skład. O wiele realistyczniej byłoby jednak, gdyby w jej drużynie mogli znaleźć się jedynie absolwenci, ewentualnie trzecioroczni. Wiem, że efektem ich kształcenia ma być przede wszystkim gotowość do walki, mimo wszystko jakoś chyba nasz system zakorzenił we mnie poczucie, że powinni siedzieć na zajęciach, bo weź to potem człowieku nadrabiaj.
Schemat powieści jest taki sam jak w zeszłych tomach. Violet myśli, co tam u Xadena; myśli o tym, jak go kocha i jak mu pomóc. Nagle bum – weniny czy niebezpieczni ludzie na wyspach, akcja przyspiesza, dzieje się. No i wracamy do myśli o Xadenie. I tak przez 600 stron.
Muszę przyznać, że pierwszy tom, Fourth Wing, niesamowicie mnie wciągnął. Sprawił, że wróciłam do fantastyki. Drugi był trochę słabszy, ale też momentalnie go “pożarłam”. Przy Onyx Storm mam mieszane uczucia. Z jednej strony akcja wciąga, powieść jest dobrze napisana, rozwój postaci jest logiczny. Jednak mam wrażenie, że ciągle czytam to samo. Jak za pierwszym razem ten sposób prowadzenia narracji się sprawdził, tak przy trzecim już tomie zrobiło się trochę zbyt monotonnie. Dodatkowo pojawiło się tu multum postaci, które nie miały większego znaczenia dla fabuły i szybko znikały. Ich imiona jednak co chwila gdzieś się jakoś nagle pojawiały i ciężko było czasem nadążyć.
Zobacz również: Dumbledore. Życie i kłamstwa najsłynniejszego dyrektora Hogwartu – recenzja książki. Gratka dla fanów!

W Onyx Storm naprawdę mocno widać, że Yarros specjalizuje się w romansach. Ponownie wszystko krąży dookoła Violet i Xadena. Ich relacja jest mniej fizyczna niż wcześniej, co jest ogromnym plusem. Wprawdzie myślą ciągle o tym, jak pożądają ciała drugiego, jednak są tam też głębsze uczucia. Niestety w pewnym momencie dochodzi do zbliżenia, które było chyba najdłuższym i najbardziej niezręcznym momentem. Większość książki czytałam ciągiem, tu jednak musiałam robić sobie przerwy i za każdym razem jak myślałam, że już w końcu idziemy dalej, ci jednak kontynuowali. No i jak w poprzednich częściach namiętność była tak wielka, że zniszczeniu uległy meble. No nie powiem – ciarki żenady były dość potężne.
Zakończenie, tak jak w przypadku poprzednich tomów, jest otwarte i zapowiada kolejny tom. W przeciwieństwie jednak do poprzednich, Onyx Storm kończy się w sposób, który bardziej niż oczekiwanie wzbudza mimowolny ruch okrężny gałek ocznych.
Onyx Storm nie jest złą książką. Gdyby patrzeć na nią w oderwaniu od serii, jako na niezależną powieść, prawdopodobnie byłaby wręcz bardzo dobrą powieścią. Niektóre wątki są naprawdę ciekawe i postaci są dobrze poprowadzone. Yarros jednak ewidentnie ciągnie to romansów, przez co mimo rozbudowania świata, fantastyki jest tu stosunkowo mało. Książka nie trzyma w napięciu tak jak poprzednie, przez co byłam zawiedziona. Dla Yarros i jej wydawnictwa im więcej części, tym lepiej – sama jednak historia na spokojnie mogłaby się skończyć teraz i mam nadzieję, że czwarty tom będzie tym ostatnim.
Autor: Rebecca Yarros
Wydawnictwo: Hype (Filia)
Premiera: 26 lutego 2025 r.
Oprawa: twarda
Liczba stron: 608
Cena katalogowa: 99,90 zł
Seria planowana jest na jeszcze dwie części, następna ma się pojawić w 2027 roku.
Czytałam angielskie wydanie, byłam tak nakręcona że nie mogłam wytrzymać miesiąca do polskiej premiery… A tu takie rozczarowanie. O ile nowe postacie nie sprawiły mi problemu (fakt, że było ich zbyt dużo jak na jeden tom), o tyle mam wrażenie, że książka była pisana „na kolanie”, a jej zakończenie było łatwe do przewidzenia. Zakochałam się w pierwszej i drugiej części, niestety trzecia nie spełniła oczekiwań wielu czytelników, w tym moich.
Zgadzam się z Tobą całkowicie w stu procentach .Dwie serie? Tak ale jeżeli zmieni styl .
Ja też się zawiodłam, za dużo nowych bohaterów, chaos, czasem kompletnie (moim zdaniem) nie pasujące do siebie akapity, musiałam wracać i czytać jeszcze raz, a i tak mi coś nie pasowało. Momentami czułam się przez to „głupia”. Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, czy w oryginale też coś zgrzyta, a może to faktycznie ja nie mogę ogarnąć pewnych rzeczy. 4 tom przeczytam, ale nie czekam z niecierpliwością.
Zakończenie jest w zasadzie tak samo.poprpwadzone jak w Iron flame. Tak jak piszesz sceny romansu są już nieciekawe i niezdreczne. Może jeśli skupiłaby się na wątku innych bohaterów, romans miałby szanse na większe emocje, a tak mamy odgrzewane kotlety. W tej części jest więcej polityki i nudnych, ciągnących sie „rozkmin” Violet…dla mnie można przeczytać pierwsze 3 rozdziały i ostatnie 3 o za wiele Ci nie umknie.