Crash Bandicoot – historia serii

Czy fan popkultury mógł sobie wyśnić piękniejsze czasy niż te, w których żyjemy obecnie? Możemy ponownie oglądać Gwiezdne Wojny na dużym ekranie (choć ich jakość i sposób, w jaki rozbudowują kanon, jest kwestią dość dyskusyjną), bohaterowie komiksowi ożywają na dużym ekranie, a świat seriali wciąż staje się popularniejszy, między innymi za sprawą Netflixa. Jakbym jednak miał wybrać jeden, jedyny powód, dla którego ja – urodzony popkulturowiec – kocham te czasy, odpowiedź jest oczywista. Już 30 czerwca będzie nam dane przeżyć oryginalną trylogię Crasha Bandicoota na nowo.


1996-2000: Złota Era na PlayStation


Końcówka roku 1994, każdemu graczowi powinna kojarzyć się z premierą jednej z najważniejszych konsol w historii branży gamingowej – pierwszym PSX-em. Rok później, wraz z premierą konsoli w Europie, nieśmiało na horyzoncie zaczęły się pojawiać wtedy nieznane, dziś legendarne marki (Rayman czy Worms). Prawdziwe hity przyszły w 1996 roku – poza Resident Evil i Tomb Raider, swój debiut zaliczył Crash Bandicoot (od studia Naughty Dog, pewnie kojarzycie, prawda?) jako tytuł na wyłączność dla konsoli Sony. (nie)Prosta platformówka, w której tytułowy, zmutowany – ale sympatyczny – jamraj, próbuje uratować swoją dziewczynę, a przy okazji powstrzymać Doktora Neo Cortexa oraz Doktora Nitrus Brio przed zawładnięciem nad światem. Mimo kilku technicznych niedoróbek i nietypowych rozwiązań, gra zebrała rzesze fanów i z miejsca stała się głównym konkurentem dla Sonica i Mario.

Zobacz również: Half-Life 2 to dobra gra, ale jeszcze lepsza dystopia

Pytanie za sto punktów – co się dzieje, gdy coś się sprzedaje? Robi się kolejną część, rzecz jasna. Jedyne 13 miesięcy później, ekipa Naughty Dog wydała na świat Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back, należącym do dość wąskiej grupy tak zwanych „remake’ów idealnych”. Dostaliśmy wszystko to, za co kochamy świat szalonego jamjara, tyle że więcej, lepiej i ładniej. Podobnie było z częścią trzecią o podtytule Warped; choć twórcy zaoferowali nam masę nowości i innowacji w tej części, można się przyczepić dziś do zbyt niskiego poziomu trudności względem poprzedniczek. Wciąż, to Warped zostaje dziś powszechnie uznawane za opus magnum ekipy Naughty Dog w erze PSX-a.

Oprócz trzech stricte platformówek, posiadacze konsoli Sony mogli się cieszyć dwoma produkcjami ze świata Crasha, stworzonych z myślą o kanapowym przesiadywaniu ze znajomymi. Kultowe Crash Team Racing z 1999 roku dorównało, a według niektórych nawet przewyższyło niedoścignione Mario Kart od firmy Nintendo. Wyścigi te były również pożegnaniem Naughty Dog z marką Crasha na dobre. Ostatnią grą z serii, która wyszła na PlayStation, okazał się Crash Bash; party game dla maksymalnie czterech graczy, składająca się z najróżniejszych minigierek. Nic ambitnego, ale dawało sporo frajdy.


2001-2008: Crash już nie na wyłączność


Przełom XX i XXI wieku dla marki Crasha okazał się wyjątkowo ważny; przede wszystkim ojcowie marki – Naughty Dog – oraz dotychczasowy wydawca wszystkich części – Sony Computer Entertaniment – przestały mieć cokolwiek wspólnego z tą serią. Na rynku natomiast pojawiły się nowe konsole. Poza następcami konsol Sony i Nintendo w postaci PlayStation 2 oraz GameCube, do gry wszedł Microsoft ze swoim Xboxem. Crash tym samym, jako nieoficjalna maskotka pierwszej konsoli Sony, rozpoczął swą przygodę na innych platformach. Uczynił to już za sprawą Crash Bandicoot 4: The Wrath of Cortex od firmy Traveller’s Tales (dziś są znani ze swych produkcji w świecie Lego). Produkcji tej nie można zaliczyć do najbardziej udanych; całość wydaje się być najzwyklejszą w świecie zrzynką z Warped, a oryginalne pomysły twórców nie wpisały się w ideę, jaka towarzyszyła oryginalnym Crashom. Traveller’s Tales przyniosło prawdziwą rewolucję dla Crasha w 2004 roku, tym razem – przynajmniej w mej opinii – bardzo udaną i innowacyjną. To, co kiedyś było platformówką, gdzie zaczyna się poziom w punkcie A i musisz go przejść docierając do punktu B, zmieniło się na platformówkę z półotwartym światem. Ten świeży pomysł mimo wszystko przyjęty został przez najbardziej zatwardziałych fanów rudego jamjara jako policzek dla serii. Nie byli świadom, że już 3 lata później ukaże się Crash of the Titans, a rok po tym – Crash: Mind over Mutant. Tu, w odróżnieniu od Twinsanity, marka została doszczętnie obdarta ze swej tożsamości. Koniec ze skrzynkami wypełnionymi owocami wumpa, klejnotami czy kryształami. Całość została ugrzeczniona i przystosowana wyłącznie do młodszego gracza, stając się przy tym stricte grą akcji z elementami platformowymi. Studio odpowiedzialne za te potworki to Vivendi Games, wchłonięte w 2008 roku przez, ekhm, znane i kochane Activision. Co ciekawe, żadna nowa odsłona Crasha nie zawitała na PlayStation 3.

Zobacz również: Portal – samotność, ciasto i roboty

Poza powyższymi, można powiedzieć głównymi częściami, Crash zaliczył kilka pobocznych gier. Najbardziej znane w Polsce to Crash Nitro Kart i Crash Tag Team Racing. Ta pierwsza to nie do końca udany sequel CTR, zaś druga łączyła w sobie dwa gatunki – wyścigówki oraz platformówki, i to tej, którą ujrzeliśmy w Twinsanity. Produkcje raczej przeciętne, ale i tak warto się z nimi zapoznać. Co dość nieoczekiwane, Crash zaliczył całkiem sporo ekskluzywnych występów na konsolach Nintendo. Poza imprezowym Boom Bang! na Nintendo DS z 2006 roku, w latach 2002-2004 swą premierę miały 3 produkcje na Game Boy Advance. O ile Huge Adventure tudzież jej kontynuacja o nazwie N-Tranced przyjęły się bardzo dobrze, tak sporo mieszanych uczuć wywołała gra Crash Bandicoot Purple: Ripto’s Rampage, tworząca ze Spyro Orange: Cortex Conspiracy niejako całość. Crash i inna nieoficjalna maskotka Sony (która również podzieliła smutny los zatracenia swej tożsamości), fioletowy smok Spyro, łączą siły. Pomysł świetny, ale wykonanie już nie bardzo.


2009-2016: Oczekiwanie na Wielki Powrót


Poza dwiema mini-gierkami, przeznaczonymi na telefony komórkowe, od Mind over Mutant nie pojawiła się żadna oficjalna gra z Crashem w roli głównej. Odejmijmy od tego te dwie części, których żaden fan o zdrowych zmysłach nie uznaje, a wyjdzie nam, że ostatnią grę osadzoną w świecie Bandicoota, który znamy i kochamy, dostaliśmy w… 2005 roku. Przez lata przewijały się coraz to gorętsze plotki na temat nowych produkcji, ale wszystko ginęło śmiercią naturalną. Cisza przerwana została z premierą PlayStation 4 i reklamą Sony w związku z tym wydarzeniem. Fani spostrzegli w tejże reklamie trzy znaki drogowe ustawione pod sobą – jeden z Crashem, drugi ze strzałką i trzeci łudząco przypominający logo Sony Computer Entertaniment. Od tamtego czasu właściwie nie milkły spekulacje, jakoby Crash ponownie miał zawitać na konsolę PlayStation.

Zobacz również: Hotline Miami – Krew, piksele i Derrida

Coraz to nowe plotki, nowe nadzieje i nowe rozczarowania. Wiadomo jednak było, że coś jest na rzeczy, gdy na PlayStation Experience w 2015 roku, prezes SCEA, Shawn Layden wystąpił w koszulce z Crashem. Nieco ponad pół roku później, na największej gamingowej imprezie – E3 – ten sam Pan wyszedł na scenę z towarzyszącą mu charakterystyczną dla serii muzyką i zapowiedział to, na co wszyscy czekali – powrót Crasha Bandicoota na konsolę Sony w postaci remake’ów trzech pierwszych części. A dodatkowo, Crash miał się pojawić w najnowszej odsłonie Skylanders (właśnie w to przeistoczyła się ta słodka platformówka, jaką był wyżej wspomniany Spyro). Na PlayStation Experience 2016 świat mógł ujrzeć pierwszy zwiastun, a gracze oszaleli…

Już za niecałe dwa tygodnie dostaniemy prawdziwy zastrzyk nostalgii, powrót do lat młodzieńczych, w pewnych przypadkach pierwszą konfrontację z klasyką gier, ale przede wszystkim szansę na kolejne, całkowicie nowe lub też zremasterowane (CTR lub Crash Bash online? Biorę to!) produkcje ze świata Crasha Bandicoota. Swój egzemplarz już zamówiłem – teraz tylko można odliczać do 30 czerwca i mieć nadzieję, że studio Vicarious Visions odwaliło kawał dobrej roboty.

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze