Ratched – recenzja 1. sezonu. American Horror Story w wersji light

No dobra, dwie rzeczy MA wspólne. Motyw szpitala psychiatrycznego oraz imię i nazwisko postaci – Mildred Ratched. Fabuła serialu przenosi nas do Północnej Kalifornii, dwa lata po zakończeniu II wojny światowej. Śledzimy losy tytułowej bohaterki, która stara się o posadę w tutejszym szpitalu psychiatrycznym i dość szybko ją dostaje. Jakie jednak ma motywy, by pracować w tak odległym od swego domu miejscu? I co z tym wszystkim wspólnego ma nowy pacjent szpitala, zabójca czterech księży?

Zobacz również: Paradise PD – recenzja 3. sezonu! Mocniej, więcej, dziwniej!

Oficjalny opis Ratched mówi nam, że zaczyna ona swoją pracę jako oddana swym obowiązkom pielęgniarka, ale wraz z upływem czasu, uzewnętrznia się w niej tłoczona od dawna ciemność, przez co staje się potworem. Większej bzdury nie czytałem od dawna. Z serialową Ratched od początku jest coś nie tak. Widać, że ma problemy psychiczne, emocjonalne. Już w drugim lub trzecim odcinku podejmuje się czynów, których nie powstydziłby się psychol pokroju Hannibala Lectera czy Normana Batesa. Jest to absolutnie sprzeczne z jej filmowym i książkowym odpowiednikiem. Najbardziej niepokojącym, a jednocześnie najlepszym aspektem w postaci siostry Ratched w Locie nad kukułczym gniazdem, był realizm postaci. To była bardzo ludzka postać, z krwi i kości. Okropna suka, posługująca się manipulacją i uznająca tylko i wyłącznie swoje racje. Brak origin story działał tylko na korzyść historii. Pauolson, choć jak zwykle daje z siebie wszystko, odgrywa zupełnie inną bohaterkę. Znacznie bardziej filmową, mało autentyczną.

Zobacz również: Krótka historia sitcomu w Polsce

Zresztą, większość bohaterów w Ratched to istne karykatury, przerysowane do granic możliwości. Ogląda się to beznamiętnie, ciężko do tych bohaterów poczuć jakąkolwiek sympatię. Niemożliwe wręcz wydaje się emocjonalne przywiązanie do nich. To istny konkurs na największego psychopatę, świra i odpychającego człowieka. Pierwszy epizod serialu sprawia z początku wrażenie, że będzie dość wiernie kroczył w kierunku swego filmowego oryginału z 1975 roku. Że sporo tu będzie dramatu i znacznie mniej charakterystycznej dla Murphy’ego przesady. Szybko się to niestety zmienia. Słowo dramat wiązać można z serialem Ratched tylko i wyłącznie wtedy, kiedy wypowiadamy się o poziomie scenariusza tego serialu. Murphy bowiem po raz kolejny zrobił American Horror Story, tylko pod nieco zmienioną nazwą i z nieco mniejszym stężeniem poje*anych akcji. Akcji, mających na celu… No właśnie, co? Szokować? Wprawiać w dyskomfort? Jedyne odczucia, jakie mi towarzyszyły podczas oglądania tych scen w Ratched, to głębokie rozczarowanie i zażenowanie.

Może znajdą się tacy, którzy na widok Ratched uprawiającej seks i wspominającej przy tym brutalne realia II Wojny Światowej czy widok kolesia, który po LSD odcina sobie kończyny zareagują słowami: Kurde faja, ale poje*ana akcja. Murphy, Ty geniuszu. Ale podejrzewam, że będą to ludzie, niemający nigdy wcześniej styczności z żadnym innym dziełem popkultury. Po kilku sezonach AHS, takie sceny się mocno przejadły. I tak jak w AHS, niezmiennie Murphy serwuje nam nierówne tempo produkcji. Przez większość czasu, historia pędzi jak szalona, zasypując widza kolejnymi wątkami i szokującymi zwrotami akcji, nie dając mu chwili wytchnienia. Z kolei gdy serial w tych paru momentach zwalnia, robi to po całości, ukazując sceny totalnie zbędne lub nic nie wnoszące do samej historii. Pierwszy epizod daje nadzieję na naprawdę dobry serial. Niestety, każdy kolejny ustawia poprzeczkę głupoty i absurdu co raz wyżej, aż do samego finału, który – jak Boga kocham – jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie widziałem kiedykolwiek w serialach.

Zobacz również: Obiecująca. Młoda. Kobieta. – recenzja filmu. Jej patoreakcja

Oczywiście, będzie drugi sezon, a mówi się także o trzecim i czwartym. Mogę wam to powiedzieć już tu i teraz, że nie mam zamiaru go oglądać. Scenariusz jest głupi, a przede wszystkim nieciekawy i bazujący na utartych schematach. Dla nieco bardziej wyczulonych w tematach politycznych i społecznych, przeszkodę będzie również stanowiło typowe zarówno dla Netflixa jak i Murphy’ego gloryfikowanie niektórych nurtów ideologicznych. Ciekaw natomiast jestem jednej, jedynej rzeczy, związanej z Ratched. Mianowicie ciekawi mnie reakcja osób, które zachęcone klimatem i zwyrolskimi akcjami, jakie się dzieją w tej produkcji, sięgną po Lot nad kukułczym gniazdem. Chciałbym zobaczyć ich minę, gdy uświadomią sobie, że siostra Ratched nie będzie z nikim uprawiała seksu, że nie będzie żadnych drastycznych, krwawych mordów, a Nicholson nikogo nie zgwałci ani nie okaleczy.

Ratched

Ratched można spokojnie nazwać American Horror Story w wersji light. Ci, którzy znudzili się formułą zaprezentowaną w AHS, znajdą w Ratched te wszystkie wyświechtane i męczące elementy, które Murphy usilnie wkłada do swego flagowego serialu. Fani oryginalnego Lotu też nie mają czego tu szukać, wszakże ani z filmem, ani też z książką nie ma to nic wspólnego. Jedyni, którzy mogą podjarać się Ratched to zagorzali fani AHS, co to wyczekują nowego sezonu jak pierwszej gwiazdki. Tym razem jednak nie dostaną świeżego, pełnokrwistego kawałka mięcha, a zaledwie kilkukrotnie odgrzanego, sojowego kotlecika.

OCENA: 3/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze