Better Days – recenzja filmu. Ból i miłość

Gdy obejrzałem oscarowe Minari, pewien byłem, że już nic lepszego około azjatyckiego w nominacjach nie znajdę. A jednak. O Better Days nie słyszałem praktycznie nic, więc moje zaskoczenie poziomem tego filmu było naprawdę duże. Bo gdzie znajdziemy tytuł, który temat znęcania w szkole potrafi połączyć z niezwykle poruszającym i szczerym love story?

Reżyser Derek Tsang historię Better Days zaczerpnął z powieści Young and Beautiful, popularnej w Chinach autorki Jiuyue Xi. Poruszono tu problem przewijający się chyba we wszystkich zakątkach świata, a dokładniej znęcania w szkole. Podchodząc do seansu Better Days, miałem już wizję kolejnego filmu powierzchownie podchodzącego do tematu. Problem jest poważny i pewnie potwierdzi to każdy, kto musiał się z czymś takim zmagać. Tym bardziej trudno przez lata oglądało mi się stereotypowe ukazywanie znęcania, szczególnie w amerykańskich produkcjach. Osiłki z drużyn futbolowych rekompensujący swoje kompleksy prześladowaniem kujonów… No i jeszcze te banalne rozwiązania – przecież wystarczy się ładnie ubrać i nikt się nad tobą już nie będzie znęcał, nie?

Zobacz również: Minari – recenzja filmu. Trudy dnia codziennego

Better Days

W Better Days twórcy postarali się o wiele dokładniejsze zbadanie tematu. Główną bohaterką filmu jest nastolatka Chen Nian. Dziewczyna wywodzi się z biednej rodziny, a jej mama zarabia, sprzedając na ulicy nie do końca legalne maseczki do twarzy. Jedynym sposobem na lepsze jutro rodziny jest ukończenie liceum przez Chen z jak najwyższym wynikiem z egzaminu, co może zapewnić przepustkę na dobrą uczelnię i w rezultacie wymarzone zatrudnienie. Chen chce za wszelką cenę spełnić pokładane w niej nadzieje. Do nauki przykłada się naprawdę solidnie – mimo że praktycznie codziennie musi ukrywać się przed wierzycielami szukających jej mamy. Jednak sprawa nie jest prosta, bo w 2011 roku, gdy dzieje się akcja filmu, do egzaminów przystąpiło rekordowe 9 milionów uczniów. Rywalizacja jest więc zabójcza. Do tego osoby jak Chen, czyli wyraźnie uboższe od reszty i osiągające dobre wyniki w nauce, to idealny cel dla szkolnych dręczycieli.

Nastolatkowie, którzy czerpią przyjemność ze znęcania nad słabszymi, to przeważnie dzieci dobrze sytuowanych rodzin. Problem przemocy fizycznej i psychicznej w szkole jest znany, niestety pedagodzy często przymykają na to oko, bo nie za wiele mogą zrobić. Nawet zgłaszane sprawy szybko są wygaszane, bo brakuje dowodów. A tych nie ma, gdyż wszyscy zwyczajnie się boją – nauczyciele bogatych rodziców i ministerstwa, a uczniowie, że staną się kolejnym obiektem znęcania. W tym mało przyjemnym miejscu, gdzie uczniowie oprócz ogromnej presji związanej ze zbliżającymi się egzaminami, muszą też radzić sobie z nieustannym dręczeniem, wprost musi w końcu dojść do tragedii. I dokładnie tak się dzieje, gdy przygnieciona problemami przyjaciółka głównej bohaterki popełnia samobójstwo, skacząc z wysokiego balkonu. Czy wpływa to jakoś na sytuację w szkole? Nie. Po prostu od tego momentu to Chen staje się głównym celem dręczycieli. A egzaminy coraz bliżej, więc nie ma czasu na głupoty…

Zobacz również: Ojciec – recenzja filmu. Groza starości

Better Days

Tutaj jednak zaczyna się najlepsza część filmu. Chen, która coraz mocniej przeżywa bullying, nie za bardzo wie, co może zrobić. Dużo wskazuje na to, że niedługo może dojść od kolejnej tragedii. Wszystko zmienia się jednak, gdy w drodze powrotnej ze szkoły dziewczyna zauważa trzech mężczyzn, którzy biją bezbronnego chłopaka. Postanawia wezwać policję, jednak bandyci to widzą i by upokorzyć dziewczynę, każą jej pocałować nieznajomego. Ten nietypowy akt daje szanse chłopakowi na oswobodzenie i pokonanie napastników. Od tego zdarzenia Xiao Bei zaczyna pomagać Chen, chroniąc ją przed dręczycielami. Ich relacja szybko się rozwija, bo i Xiao, i Chen w końcu czują, że ktoś ich docenia i zauważa ich problemy. Tak samo jak główna bohaterka, Xiao także nie miał łatwo w życiu. Od wielu lat, po tym jak porzuciła go matka, musiał radzić sobie na ulicy sam. Tak właśnie rodzi się niecodzienna relacja miłosna, która bardzo szybko musi przejść pierwszą próbę.

Zobacz również: Palmer – recenzja filmu. Nietypowa przyjaźń dwójki outsiderów

Ostatni akt filmu to istny rollercoaster emocjonalny, ale nie chcę zdradzać, z czym jest to związane. Nieoczywista ścieżka, jaką obiera film, jest jedną z mocniejszych jego stron. Ja, nie wiedząc praktycznie nic o fabule, byłem naprawdę solidnie zaskoczony, że film z dramatu o samobójstwie i znęcaniu w szkole przeszedł w love story. Jednak co ważne, nie mamy tu do czynienia z infantylną historyjką miłosną o nastolatkach, ale mocno poruszającą opowieścią, przywodzącą na myśl nawet Romeo i Julię. Nie brakuje tu oddania i scen łamiących serce. Gdy jeszcze zestawi się to z iście przerażającymi scenami znęcania – zwłaszcza ostatnią – to dostajemy obraz dzieła przeładowanego emocjami. Głównie tymi negatywnymi, ale na szczęście przeplatanych ciepłem bijącym ze szczerej relacji dwójki głównych bohaterów.

Better Days

Better Days nie robiłby jednak takiego wrażenia, gdyby nie świetne aktorstwo. Na pierwszy plan wybija się Dongyou Zhou w roli Chen Nian. Co tu dużo mówić – ona po prostu dźwiga ten film. Co rusz można było poczuć emocje targające dziewczyną. A te najbardziej poruszające sceny, to istny popis aktorki. Ekspresje doskonale było widać także za sprawą wielu zbliżeń kamery, których tu nie szczędzono. Gdyby nie wspaniała gra Dongyou Zhou, szybko prysłoby całe napięcie. Zaskakująco dobrze wypadł również Jackson Yee w roli Xiao Bei. Zaskakująco, bo aktor ten tak naprawdę głównie zajmuje się muzyką – przez kilka lat występował nawet w chińskim boysbandzie TFBoys. W ostatnich latach jednak coraz więcej czasu spędza grając w filmach, co – jak widać – wychodzi mu świetnie.

Better Days okazał się więc ogromnym zaskoczeniem, bo poza (nareszcie) dobrze przedstawionym problemem znęcania w szkołach, zaoferował nam także niezwykle poruszającą historię miłosną. W czasach ukazywania w kolejnych romansidłach nieskazitelnych kochanków niczym z bajki, dobrze w końcu zobaczyć coś, co naprawdę chwyta za serce swoją szczerością.

OCENA: 8/10

Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze