Lucyfer, tom 1 – recenzja komiksu. Diabeł na miarę naszych czasów

Lucyfer w ostatnich latach największy rozgłos zyskał za sprawą serialu Netflixa o tym samym tytule. Trudno jednak porównywać serię będącą typowym kryminalnym proceduralniakiem do pierwowzoru autorstwa Mike’a Careya. Komiks ten zachwyca bowiem zarówno kreacją głównego bohatera, jak i całego świata przedstawionego.

Pisząc o Lucyferze, nie można nie wspomnieć o genezie pochodzenia tego nietypowego bohatera. Nie mam na myśli biblijnego Lucyfera, władcy piekieł – choć oczywiście jest to pierwowzór – ale postać wykreowaną przez Neila Gaimana. Gwiazda Zaranna pojawił się pierwszy raz bowiem w komiksie autorstwa Gaimana pod tytułem Sandman. To tam mogliśmy pierwotnie zetknąć się Lucyferem, gdy był jeszcze panem piekieł. Były to jednak jego ostatnie godziny „w pracy”, bo potem postanowił zrezygnować i dał sobie nawet odciąć skrzydła. Potem udał się do świata ludzi i wiódł spokojne życie, prowadząc mały bar wraz ze swoją towarzyszką Mazikeen. I właśnie tu zaczyna się historia napisana przez Careya.

Zobacz również: 30 Dni Nocy, tom 1- recenzja komiksu

Lucyfer
Fot. Lucyfer, tom 1 / Egmont

Do baru Lucyfera przybywa boski posłaniec Amenadiel i przekazuje diabłu na emeryturze prośbę samego Boga (i zarówno ojca Lucyfera). Pragnie on, by niesforny były anioł i były władca piekieł zajął się sprawą tajemniczej mocy, która spełnia ludzkie życzenia i dzięki temu szybko rośnie w siłę. W nagrodę może zażyczyć sobie cokolwiek – to ostatecznie przekonuje Lucyfera. Sprawa dziwnej mocy szybko okazuje się bardziej skomplikowana, niż można było się spodziewać, a Gwiazda Zaranna musiał udać się nawet do mrocznego miejsca, skąd kiedyś uciekli ludzie. Największe znaczenie dla dalszej historii miała jednak nagroda, którą został obdarowany Lucyfer, czyli glejt. Ten miał umożliwiać przejście do Nieba. Wspomniana fabuła znalazła się w pierwszych trzech zeszytach wydanych pod tytułem The Sandman presents Lucifer, gdzie za rysunki odpowiadał Hampton. Całość jest oddzielnym bytem od późniejszej kontynuacji – tam każdy zeszyt ma znaczenie dla całej fabuły. Mamy tu też inny styl graficzny. Mimo wszystko ta część świetnie zarysowuje postać Lucyfera jako cynicznego i inteligentnego intryganta, dla którego liczy się tylko własny cel.

Zobacz również: Rękawica Nieskończoności – recenzja komiksu. Thanos kontra reszta świata

Dalej rozpoczyna się już główny cykl wydawniczy Lucyfer autorstwa Mike’a Careya. Za rysunki odpowiadają tu (poza pierwszą historią, gdzie rysuje Chris Weston) na zmianę Dean Ormston odpowiedzialny za poboczne historie oraz Peter Gross rysujący przeważającą część głównej fabuły. Rysownicy mają odmienne style – Ormston przedstawia świat i postacie w sposób bardziej karykaturalny, zaś Gross przykłada większą wagę do szczegółów, dzięki czemu rysunki są realistyczniejsze. Oba style wypadają jednak naprawdę dobrze i da się je lubić. Do tego świetnie skorzystano z pracy obu rysowników – częściej podziwiamy twórczość Grossa, ale w każdym dłuższym rozdziale dostajemy też rysunki Ormstona. Fabularnie jest to kontynuacja The Sandman presents. Lucyfer podejrzewa podstęp w nagrodzie otrzymanej od Boga, więc udaje się po wróżbę do starego znajomego w Hamburgu. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem. Ostatecznie jednak siła Lucyfera nie daje wyboru Basanos (bóstwa/duchy uwięziono w kartach), które muszą spełnić jego prośbę. W tym miejscu zaczyna się też rodzić szeroko zakrojony plan Niosącego Światło.

Lucyfer
Fot. Lucyfer, tom 1 / Egmont

W późniejszych zeszytach Lucyfer, między innymi,  udaje się do przedsionka piekła, gdzie rządzą japońskie bóstwa wywodzące się z shintoizmu; toczy bitwę z zastępami aniołów czy też łączy siły z samym Michałem Archaniołem, który to kiedyś strącił go z nieba. W 20 zeszytach głównej historii możemy podziwiać zamysł i inteligencje Gwiazdy Zarannej, a także jego bezwzględność. Już pod koniec pierwszego tomu dostajemy kulminację jego knowań, co zdecydowanie daje radę. W historii nie występuje jednak tylko Lucyfer. Spore znaczenie mają tu również postacie drugoplanowe. Warto wspomnieć miedzy innymi o jego pomocniczce Mazikeen, potomkini Lilith, pierwszej żonie Adama; czy też o Elaine Belloc – dziewczyna widzi duchy i Lucyfer wiąże z nią dalsze plany, do tego jej pochodzenie jest naprawdę ciekawe. Nie bez znaczenia w kontekście całej historii pozostaje również Jill Presto, która odegrała ważną rolę w rozdziale Wróżba z sześciu kart.

Zobacz również: Kącik komiksowy #1 – Dom Pokuty, Kosz pełen głów, Snow Blind

Seria Lucyfer z serii wydawniczej DC Vertigo to świetna historia, która wyróżnia się oryginalnością na tle nieskończonych wariacji historii superbohaterskich. Zimny, wyrachowany i niezwykle inteligentny bohater to wizja diabła, która odbiega o klasycznej postaci władcy piekieł z rogami i widłami. Trudno też nazwać go złym, jednak jego czyny potrafią odrzucić, a także nierzadko wprawiają w osłupienie. Tak niejednoznaczna postać idealnie przyciąga do lektury na długie godziny. Warto też wspomnieć, że nowe wydane prezentuje się naprawdę imponująco – twarda oprawa, ponad 500 stron. Cała historia ma ukazać się w trzech takich tomach. Na półce będzie prezentować się naprawdę zacnie.

Ocena 9/10


Scenarzysta: Mike Carey
Ilustrator: Chris Weston, Dean Ormston, Peter Gross, Ryan Kelly, Scott Hampton, Warren Pleece
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont
Liczba stron: 544
Typ oprawy: twarda
Cena okładkowa: 149.99 złotych
Data premiery: 21 kwietnia 2021

Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze