Filmowy kącik premier – Miasto, Luca, Sanktuarium

Patrząc na dwa pierwsze filmy w dzisiejszym zestawieniu – no, trochę się spóźniliśmy z ich omówieniem. Niemniej, opowiemy wam o nich, bo (nie)warto. Tak samo jak o starciu Negana z Matko Bosko Częstochowsko.


Miasto

Miasto, czyli scam tysiąclecia obok Cyberpunka 2077 i wyborów w USA w 2020 roku. Znaczy, nie film sam w sobie, ale recenzja jakiegoś gościa z PPE.pl, który dał temu filmowi soczystą dziewiątkę. Patrzę – tsoo? DZIEWIĘĆ? Muszę iść na ten film!

I po 10 minutach seansu, żałowałem, że nie poszedłem na FF9, by Vin Diesel uczył mnie o ważnej roli, jaką gra rodzina. Mój Boże, jaki ten film jest denny… Jeśli ktoś spodziewa się klimatycznego thrillera, to klimatyczny – tak, może. Thriller – absolutnie nie. Rozumiem pomysł sam w sobie i założenie. Ale są dwa problemy. Po pierwsze – podobne koncepcje, zrealizowane znacznie lepiej, widzieliśmy już kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich 40 lat. Po drugie – to bardzo gorzkie, ale fakt faktem, osobiste kino zazwyczaj się nie sprawdza, jeśli nie pójdzie się na ustępstwa i nie wprowadzi się do niego nutki uniwersalizmu. A Miasto jest bardzo osobistym filmem i za grosz tu interesującej fabuły. Przynajmniej dla widza, bo dla reżysera może rzeczywiście to wszystko coś znaczy. Na pochwałę zasługuje jedynie scenografia. Bomba klimacik, ale poza tym to jest paździerz.

OCENA: 3/10


Luca

Luca, czyli najnowsze dzieło od Pixara. I chyba najbardziej nijakie dzieło tego studia w ostatnich latach. Nie zrozumcie mnie źle – bajka sama w sobie jest bardzo przyjemna, a animacja jak zwykle stoi na najwyższym poziomie. Tyle, że Pixar trochę nas rozpuścił. Od tego studia oczekuje się trochę więcej niż samego Disneya czy Dreamworks. Luca to bajka, którą mógł właściwie napisać każdy. Mało tu pomysłów najwyższych lotów, jak w Soul czy chociażby Coco. Dzieci powinny być zadowolone, dorośli raczej ziewną kilka razy. Ot, przyjemny, wakacyjny film – takie Tamte dni, tamte noce, tylko że dla dzieci i z potworami, a nie homoseksualistami… No dobra, przesadziłem z tym żartem – przejdźmy dalej.

OCENA: 6/10


Sanktuarium

Patrzę zwiastun – okurła, Negan, trzeba obejrzeć. Koniec zwiastuna – okurła, ale to będzie słabe. No i niestety, nawet dla największych fanów Jeffreya Deana Morgana nie poleciłbym Sanktuarium. Film jest kiepski i spóźniony o dobrą dekadę, kiedy horrory o tematyce religii i opętań rzeczywiście były na czasie. Fabuła zbudowana jest na zasadzie umowności, oczywiście występują okropnie skonstruowane jumpscare’y, film nie straszy, a główny zwyrol Sanktuarium wygląda jak kosmita. Więcej tu komedii, niż horroru i szkoda, że w tym kierunku nie poszli twórcy tej produkcji, bo po seansie pamiętam właśnie tylko i wyłącznie te humorystyczne akcenty, jak krowa-fanka zespołu Metallica czy walka Negana z Matką Boską za 150 dolców.

OCENA: 3.5/10

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze