Nie oszukujmy się – Noc oczyszczenia nie jest serią wysokich lotów. Nie zobaczymy tu efektownych scen akcji, złożonego scenariusza, rozbudowanych emocjonalnie postaci czy dobrego aktorstwa. Jej cała popularność opiera się na jednym, prostym eksperymencie społecznym. Mimo że założenia i potencjalną skuteczność czystki bardzo łatwo podważyć – wiele widzów zatrzymało się, by zastanowić się nad kontrowersyjnymi wnioskami, płynącymi z filmu. Mieliśmy już wiele alternatywnych wersji ustroju dystopijnego państwa, ale trzeba przyznać, że, jak na prosty pretekst do stworzenia krwawej jatki typu „home invasion” za drobne 3,000,000$, Noc oczyszczenia wpisała się grubą kreską w współczesną popkulturę. Najlepszym dowodem jest jej dziedzictwo w postaci czterech sequeli i dwóch sezonów serialu. Pomimo że od drugiej części niewiele w tych filmach się zmieniło, budżety ciągle rosną, widzowie dalej siadają w kinach, a twórcy Ricka i Morty’ego cytują film w jednym z odcinków. Skupmy się jednak na najnowszej historii o krwawym patriotyzmie, która niedawno trafiła do kin.
Piąta część zaczyna się w dość dziwnym momencie. Fabuła Czasu wyboru kończy się przecież zniesieniem czystki. Po krótkiej przerwie w formie genezy nocy oczyszczenia, wracamy do bieżących wydarzeń. Twórcy uznali, że potencjał nie został jeszcze do końca wykorzystany i dość opornym skrótem fabularnym oznajmiają nam, że niby czystkę zniesiono, ale jednak po czterech latach do niej wrócono. Tym razem miejscem akcji będzie Teksas, a naszymi bohaterami bogaci ranczerzy oraz ich meksykańscy pomocnicy. Pierwszy rozdział filmu standardowo zaczyna się na krótko przed coroczną nocą bezprawia. Mamy tu czas na przedstawienie bohaterów, poznamy ich stosunek do kontrowersyjnego święta, oraz zostaną zagęszczone relacje między nimi, które oczywiście odegrają znaczącą rolę za kilka godzin. Przeniesienie akcji na południe Ameryki nie jest przypadkowe. Poza odświeżoną scenografią dojdą nam nowe nastroje społeczne – tutaj będą związane ze zwolennikami konfederackiej flagi i silnej Ameryki przeznaczonej tylko dla prawdziwych Amerykanów. Trzeba przyznać, że taki komentarz na wciąż istniejący na świecie problem rasizmu ma nieporównywalnie większą siłę przekazu niż dowolna poprawna politycznie produkcja Netflixa czy Disneya, ale jest tu przede wszystkim świeżym tchnieniem dla fabuły filmu.
Zobacz również: TOPka Pułkownika Żbika – 5 najlepszych kanałów o filmach na YouTube
Jednak to co ustanowi największe zmiany w zasadach gry jest zawarte w oryginalnym tytule filmu „Purge Forever”. Schemat trzech poprzednich filmów był jasny: bohaterowie starają się zabunkrować w bezpiecznym miejscu, z różnych powodów się to nie udaje i lądują w centrum mordobicia. Przez całą noc próbują przetrwać, a pierwsze promienie słońca oznaczają, że do końca filmu zostało 10 minut. Tym razem syreny sygnalizujące koniec morderczej nocy usłyszymy, nie będąc nawet w połowie filmu. Scenarzyści sprawdzają teorię, że apetyt rośnie w trakcie jedzenia i stają przeciwko pewnej nieścisłości fabularnej poprzednich części. Bo jak można wrócić do normalności po całej nocy zabijania? Tym razem potężna frakcja fałszywych patriotów uzna, że czystka jest tylko początkiem rewolucji dążącej do wprowadzenia nowego ładu, a prawo oczyszczania kraju z gorszego sortu społeczeństwa, nadane przez Ojców Założycieli nie może być ograniczone tylko do jednej nocy. Jaki jednak wpływ na film mają te zagrania fabularne? Jak już wspominałem, w tej serii fabuła jest raczej pretekstem dla ukazania bezwzględnej przemocy. Teksas (przynajmniej popkulturowo) przemoc ma w genach. Obraz kowbojów ujarzmiających dzikie konie, poprawiających kapelusze i chroniących swoich posesji w towarzystwie swojej napawającej dumą kolekcji strzelb i karabinów idealnie wpisuje się w założenia serii. Dodajmy do tego gorącą atmosferę na granicy z południowymi sąsiadami i film jest gotowy. Kolejną konsekwencją nowych wydarzeń będzie rozciągnięcie akcji na całą dobę. Mimo że horror/thriller bardziej kojarzy nam się z nocą, tutaj mrok skrywa się głównie w ludzkiej naturze, a ta ujawniona przez mocne promienie słoneczne nabiera jeszcze cięższego brzmienia. Dodatkowo niebiesko-żółta kolorystyka, tak dobrze nam znana choćby z Mad Maxa, jest zbyt uniwersalna, żeby mogła się znudzić i zdecydowanie sprzyja kolejnej odsłonie filmu.
Mamy zarysowane tło akcji, więc wróćmy na chwilę do głównych bohaterów. Skoro idziemy na rzeź, będzie nam potrzebny przewodnik-twardziel, który całej zgrai spragnionych krwi rednecków się przeciwstawi. W drugiej i trzeciej części był to zimnokrwisty i nieustraszony twardziel grany przez Franka Grillo, w Pierwszej Nocy Oczyszczenia był to Dmitri – król czarnoskórej armii gangsterów, dla którego ochrona dzielnicy jest kwestią honoru. Tym razem zadanie spada na barki Josha Lucasa. Jego bohater to uprzedzony do cudzoziemców, kowboj będący głową rodziny. W ekstremalnych sytuacjach wie, że ochrona najbliższych jest priorytetem i nie boi się iść na pierwszy ogień. Bardzo daleko mu jednak do bohaterów poprzednich części. Tak naprawdę ledwo wyróżnia się w filmie na tle pozostałych członków rodziny, również kierowanych instynktami przetrwania. Jest to jednak pewna moc tego filmu. Bohater, który do tej pory miał nad wszystkim i wszystkimi kontrolę tym razem zostaje sprowadzony do parteru. Tutaj władza nadana przez pieniądz i status społeczny nie daje gwarancji przetrwania.
Zobacz również: Rick i Morty – sezon 5. Pierwsze wrażenia, a nawet prawie-recenzja
Ta przyziemność filmu działa też na innych płaszczyznach. Jest to już piąta część, w której oglądamy gangi celebrujące prawo do znalezienia upustu swojego skumulowanego gniewu. Wydawało by się że każdy kolejny sequel musi pobić rozmachem poprzedni. Tutaj głównym narzędziem jest przemoc, a ta daje duże pole do popisu. Twórcy jednak nie szukają brutalności w kolejnych kreatywnych pomysłach ćwiartowania ludzkiego ciała, a niezmiennie znajdują ją w ludzkiej nienawiści, która skłania człowieka do pchnięcia nożem swojego sąsiada bez żadnego uzasadnionego motywu. Jest tu co prawda sporo zabawy konwencją – sam wątek kowbojów, kolejne ciekawe przebrania świętujących, czy pistolet z konfederacką flagą na rękojeści nie raz przyprawi nas co najmniej o uśmiech. Ciężko jednak się śmiać, gdy przychodzi do zabijania. Twórcy pogrywają z nami, dając film, który kwalifikujemy jako „guilty pleasure”, ale jednocześnie karcą nas, pytając „Co ciebie tak naprawdę bawi? To jest historia o zabijaniu niewinnych ludzi”. Najlepszym przykładem są dokumentalne nagrania ze zdarzeń, mających miejsce w centrach miast. Kamera jest surowa, a w kolejnych morderstwach nie ma niczego efektownego. Nie chodzi o to, jak giną ludzie – chodzi o to, że oni giną. Krótka scena rozstrzelania grupy ustawionej pod murem powie nam dużo więcej o przemocy niż widok kolejnych zmasakrowanych ciał w serii Piła (czy tam Spirala).
I być może, właśnie dlatego tak istotne jest pozbycie się twardziela, który w satysfakcjonujący sposób rozprawi się z głównym złodupcem filmu, przyjmując jednocześnie męską pozę i twardy wyraz twarzy. To jest walka o przetrwanie, nie ma tu miejsca na bohaterów, ani na chwałę. Każde morderstwo nawet w obronie własnej ma swój ciężar emocjonalny. Nasi bohaterowie nie będą walczyli dlatego, że są do tego przygotowani, lecz kierował nimi będzie zwykły strach przed śmiercią. Można polemizować o tym, jaki wpływ na widza ma oglądanie tej przemocy. Co rodzi się w głowie od oglądania takich obrazów? Pewnym jest jednak, że skłaniają do myślenia. Przemoc w kinematografii to bardzo szerokie zagadnienie i wielu wielkich reżyserów już o niej traktowało w swoich filmach. I nie chcę porównywać Nocy Oczyszczenia do filmów takich mistrzów przemocy jak Quentin Tarantino, Sam Pekinpah, Martin Scorsese czy innych, bo nie twierdzę też, że film odkrywa jej nowe oblicze. Jestem jednak pod wielkim wrażeniem pewnej spójności serii, konsekwencji twórców w kreowaniu swojego świata. Zamiast stale podnosić poprzeczkę i zwiększać rozmach, film utrzymuje tempo ustawione przez drugą część, w której akcja wyszła na ulice miast. To właśnie przekornie sprawia, że każda kolejna część jest na wyższym poziomie.
Zobacz również: Wygnani – recenzja filmu. Kino gangsterskie z Hongkongu w najlepszej formie | Pięć Smaków w Domu
Ciężko powiedzieć, jaka przyszłość czeka serię. Polski tytuł filmu brzmi Żegnaj Ameryko, jednak jest to nie tyle pożegnanie, co zwiastun nowego ładu, który na pewno ma potencjał do kręcenia kolejnych części. Seria ma wciąż swoich zwolenników i ja jestem bez wątpienia jednym z nich. Po ośmiu latach od premiery pierwszego filmu chyba każdy już wie, czy będzie chciał obejrzeć nową część, czy będzie ją omijał szerokim łukiem. Myślę, że pierwsza grupa nie powinna być rozczarowana, bo moim zdaniem jest to najlepsza Noc Oczyszczenia, jaką do tej pory dostaliśmy.