Wesele – recenzja filmu. Smarzowskiego rozliczenie z przeszłością

Wojciech Smarzowski postanawia wrócić do swojego hitu z 2004 roku i jeszcze raz przedstawić nam tę pesymistyczną wizję, tym razem wzbogacając ją o jeszcze jedno spojrzenie. Spojrzenie wstecz ku historii Polaków, która nie składa się tylko z heroicznych czynów, ale również z tych haniebnych. O tym zdecydowanie trzeba mówić, choć nie jestem pewien, czy dokładnie tak, jak zrobił to Smarzowski w nowym Weselu.

Wesele Smarzowskiego z 2004 roku było naprawdę świeżym i szokującym obrazem ukazującym polskie społeczeństwo. Nawet oglądając go dziś, wcale nie czujemy, że tytuł stracił na przekazie. Dlatego też mogło zastanawiać, czemu Smarzowski chce jeszcze raz wracać do tego filmu. Mówiło się, że miał być to sequel, który nie będzie odnosił się do poprzednika i zapewni nam zupełnie nowe spojrzenie na temat. I po seansie mogę stwierdzić, że jest to inny obraz. Tylko że całość ma zaskakująco dużo wspólnego z pierwszą produkcja spod ręki reżysera. Ale po kolei.

Zobacz również: Żeby nie było śladów – recenzja filmu. Dziwny jest ten świat

Wesele jest filmem składających się z dwóch oddzielnych historii. W pierwszej śledzimy losy weselników jak w tytule z 2004 roku. Poznajemy między innymi Ryszarda Wilka, który prowadzi dużą masarnie i zdaje się opływać w pieniądzach. To właśnie jego córka, Katarzyna Wilk, wychodzi za mąż, a on zorganizował jej wystawne wesel. Ponownie pojawia się tu motyw drogiego samochodu w prezencie, zdrady, szantażu, a także problemów finansowych (i nie tylko) fundatora przyjęcia. Przez większość czasu miałem uczucie, że gdzieś to widziałem. Nic dziwnego, bo to zwyczajna kalka z pierwszego Wesela Smarzowskiego. Oczywiście nie jeden do jednego (w pewnym momencie reżyser dodał aż za dużo, bo scenę ze świnią można było sobie odpuścić), ale da się dostrzec zdecydowanie zbyt wiele podobieństw. Co jednak mocno działało na niekorzyść tego „remake’u”, to zdecydowanie zbyt mało czasu na poznanie bohaterów oraz ich problemów. Jak bowiem wspominałem, film składa się z dwóch dużych wątków, które nieustannie się tu przeplatają.

wesele
Fot. Wesele / Kino Świat

Druga linia wydarzeń to wspomnienia ojca Ryszarda Wilka, Antoniego, który tuż przed weselem dostaje niespodziewany list, a ten odświeża jego wspomnienia z czasów drugiej wojny światowej. Pobieżna wiedza rodziny na temat poczynań dziadka z tym okresie dotyczyła informacji, że ten walczył za Polskę z nazistami, dzięki czemu zasłużył się dla kraju. Nie można go jednak winić, że nie o wszystkim chciał mówić, że przemilczał, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Historia bowiem nie była czarno-biała. Smarzowski w tym wątku pokazuje mroczną przeszłość z historii Polski, która światło dzienne ujrzała jakiś czas temu, ale zdecydowanie warto o tym mówić więcej. O wiele łatwiej mówi się oczywiście o bohaterach i ich heroicznych czynach, a zdecydowanie trudniej przyznaje się, że Polacy nie byli święci. Reżyser nawiązuje tu bezpośrednio do pogromu w Jedwabnem, kiedy to Polacy przy aprobacie niemieckich okupantów wymordowali zamieszkujących tam licznie Żydów.

Zobacz również: Najmro. Kocha, kradnie, szanuje – recenzja filmu. Ten wąs niejedną akcją trząsł

Temat ten był już poruszany wcześniej przez Władysława Pasikowskiego w Pokłosiu, ale tu obraz jest o wiele bardziej namacalny, a my możemy na własne oczy zobaczyć brutalność z jaką dokonano mordu. Smarzowski szokuje tu dokładnie tak jak kilka lat temu w Wołyniu. Reżysera można pochwalić przede wszystkim za to, że próbuje zwięźle wytłumaczyć źródło nienawiści, która osiągnęła apogeum pod koniec filmu. Najpierw bowiem widzimy napaść ze strony ZSRR – w najeźdźcach ze wschodu żydowska diaspora dopatrywała się wybawienia. Polacy zostali wtedy potraktowani jako ci źli i nie zapomnieli tego, gdy role się odwróciły. Oczywiście Żydzi również mieli swoje powody, bo jeszcze wcześniej przed rozpoczęciem wojny, mogliśmy zobaczyć nienawiść do Żydów przejawianą przez polskie bojówki na ulicach czy też na przykład w kościołach, gdzie przy okazji kazań wzywano do wypędzania Żydów. Smarzowski próbuje zobrazować nam, jak napięta sytuacja wtedy panowała.

Fot. Wesele / Kino Świat

Na plus zasługuje też fakt, że reżyser na siłę nie ukazuje Polaków jako złych do szpiku kości. Mamy tu też pozytywne przypadki. Antoni Wilki, którego losy są wspominane w retrospekcjach, miał bowiem udział przy ratowaniu Żydów. Istotne jest też pewnie zdanie padające w filmie: ”Były dwie stodoły, w jednej Żydów palono, a w drugiej ich ukrywano”. Pokazuje to, że w owszem Polacy przyczynili się do śmierci wielu osób, ale też wiele żyć uratowali. Takiego pozytywnego akcentu zabrakło mi na przykład w Pokłosiu.

Zobacz również: Nie czas umierać – recenzja filmu. We have all the time in the world

Druga linia czasowa przenosząca nas do okresu drugowojennego to zdecydowanie ciekawszy wątek, niż ten o współczesnym weselu. Tu jednak też nie jest idealnie. Podział filmu na dwie oddzielne historie spowodował niestety, że nawet ten drugi ciekawszy wątek nie wybrzmiał odpowiednio. Ciężko bowiem dopatrywać się tu dobrego występu aktorskiego i wyrazistej kreacji, która zapadałaby w pamięć. Mateusz Więcławek w roli młodego Antoniego Wilka jest okej, ale nic poza tym. O wiele więcej ciekawych nazwisk przewija się na weselu, ale o tym wątku bardzo szybko zapominały i praktycznie do końca filmu mało nas on interesuje. Rozumiem, że Smarzowki chciał pokazać nam, że historia może się powtórzyć – robi to dość otwarcie, ukazując współczesną nienawiść do Ukraińców – ale rozdrobnienie historii na dwa wątki spowodowało, że nic tu nie wybrzmiało tak, jak powinno.

Fot. Wesele / Kino Świat

Wojciech Smarzowski miał dobry pomysł, ale jego realizacja chyba go przerosła. W Weselu samego wesela praktycznie nie ma, a jak już jest, to pokazuje nam to, co widzieliśmy w 2004 roku. Do tego drugi, lepszy wątek rozliczający Polaków z trudnej przeszłości, przez brak czasu niestety nie wybrzmiewa tak, jakby mógł wybrzmieć, gdy poświecono mu cały film. Zwyczajnie brakowało tu emocji. Smarzowski, jak w poprzednich jego produkcjach, gra na nucie kontrowersji, ale tym razem to nie wystarczyło. A przekaz? Jest, ale zbyt oczywisty i zdecydowanie za mało przekonywujący.

Plusy

  • Bezpardonowe ukazanie trudnej dla Polaków przeszłości
  • Dobre zobrazowanie napiętej relacji z lata 1941 roku

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Brak wesela w Weselu
  • Dwa wątki, a żaden odpowiednio nie wybrzmiewa
  • Zmarnowany potencjał aktorski
Mateusz Chrzczonowski

Nie zna się, ale czasem się wypowie. Najczęściej na tematy gamingowe, bo na graniu i czytaniu o grach spędził większość życia. Nie ukrywa zboczenia w kierunku wszystkiego, co pochodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni czy też niezdrowego zauroczenia kinem z różnych zakątków Azji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze