Co powstanie z połączenia cukierkowych scenerii, zabaw dla dzieci i tłumu ludzi gotowych zrobić wszystko dla pieniędzy? Otóż mordercza rozgrywka, w której zakwestionowane zostaną jedne z podstawowych wartości jakimi kieruje się człowiek. Squid Game to bardzo dosadna produkcja, która w niesamowity sposób potrafi wpłynąć na widza i przedstawić ciemną stronę naszej egzystencji…
Zagrajmy w Grę
Fabuła produkcji skupia się wokół grupy ludzi, których ciężka sytuacja życiowa doprowadziła do spotkania na wyspie gdzie mają miejsce wspomniane rozgrywki. Wizja szybkiego i przyjemnego zarobku znika niestety już podczas pierwszej gry gdzie okazuje się, że eliminacja… oznacza śmierć. W warunkach śmiertelnego ryzyka bohaterowie stają przed – z pozoru – sprawiedliwą, ale jednak nierówną walką o pieniądze i swoje życie.
W barze spotykają się dziadek, biznesmen i członek gangu…
Squid Game to parada naprawdę ciekawych postaci zarówno pierwszo- i drugoplanowych. Choć są one nieco nad wyraz przerysowane – ba! zahaczają nawet o stereotypy – to nie sposób odmówić im pewnego rodzaju charyzmy. Ciężko znudzić się grupą, w której składzie możemy znaleźć bezwzględnego mafiozę, potulnego starca czy uciekinierkę z Korei Północnej. Wszyscy bohaterowie wnoszą do produkcji swoje własne odmienne cele i marzenia – które jak się im wydaję – nie są aż tak odległe. Punktem centralnym opowieści jest Seong Gi-Hun – hazardzista próbujący odzyskać córkę. Zawodnicy, mimo iż mierzą wysoko, dołączyli do rozgrywek z prostego powodu – uważali, że nie mają nic do stracenia i warto zaryzykować śmiercią, by zyskać nowe życie. W czasie zabaw jesteśmy świadkami jak tworzą się oraz upadają sojusze i przyjaźnie, a zdrady pojawiają się nad wyraz często.
Zobacz również: Kena: Bridge of Spirits – recenzja gry. Bajkowa rewelacja nowej generacji
Czerwone, zielone, martwe…
Ciężko stwierdzić jaki ostatecznie kierunek obrał serial. Momentami to niepoważna produkcja, lekka i nawet zabawna, a czasem poważny, mroczny dramat. Śmierć, strach i groza stają w opozycji do cukierkowych scenerii i dziecięcych zabaw. Sama formuła zbliżająca rozgrywki do teleturnieju, gdzie uczestnicy przechodzą dalej lub odpadają jest niepoważnie… poważna. Wycinane kształtów z cukierkowych wafelków z bronią przystawioną do skroni lub przeciąganie liny nad przepaścią to tylko niektóre z rozgrywek w jakich udział biorą gracze. I wszystko to, o dziwo! dobrze do siebie pasuje. Łączenie elementów, które normalnie nie łączą się zbyt dobrze zazwyczaj kończy się fiaskiem, jednak nie w tym przypadku. Squid Game wykreowało bardzo pokręcony obraz, który jednak momentami dobitnie oddaje prawdę o człowieku.
Zobacz również: Belle – recenzja filmu. Hosoda ponownie testuje nasze emocje
Co takiego przyciąga do serialu ?
Wydaje mi się, że odpowiedź jest prosta i trudna zarazem. Squid Game to wiwisekcja ludzkiego “ja”, dająca obraz jacy jesteśmy naprawdę. Choć nietrudno doszukać się w serialu przewijającego się komentarza kapitalizmu to schodzi on na drugi plan wobec bohaterów i ich prób pozostania przy życiu. Z odcinka na odcinek Squid Game staje się coraz bardziej ponure i pogmatwane, bynajmniej nie przez rosnącą brutalność rozgrywek. Wybory i decyzje zawodników, nie pozostają bez poważnych konsekwencji. To w jaki sposób serial ukazuje bezradność i bezwzględność człowieka na skraju to jedno na najlepszych przedstawień jakie widziałem. Żadna produkcja od dawna nie wywołała we mnie takiego przypływu emocji – niestety tych z ponurego spektrum. To nie kolejna produkcja, która udowadnia moc przyjaźni i współpracy – lecz ta, która wbija się głęboko w umysł i zmusza do rozważań. Historia ta doskonale obrazuje jak w obliczu strachu przed śmiercią i pogoni za pieniędzmi upadają ideały, przyjaźnie i marzenia.
Zobacz również: Niefortunny numerek lub szalone porno – recenzja. Lepka wiwisekcja społeczeństwa
Podsumowując…
Squid Game to niesamowicie dosadna produkcja – dziwna i nietypowa, a zarazem bardzo wciągająca. Nie sposób odmówić jej uroku i pomysłowości. Połączenie ludzkich dramatów z kolorowym teleturniejem to coś co szybko się nie znudzi. Poza główną osią skupioną wokół rozgrywek pojawia się też motyw prywatnego dochodzenia na wyspie, w trakcie którego dochodzi do makabrycznych odkryć. Oliwy do ognia ciekawości początkowo dodaje również istnienie tajemniczego klubu VIPów, który ostatecznie okazuje się nie aż tak ciekawy a momentami po prostu żenujący. Ale to musicie ocenić sami. Squid Game kończy się zdecydowanym cliffhangerem, więc to prawie pewne, że zobaczymy kontynuację serialu – może tym razem klasy na polu minowym?