Deathloop – recenzja gry. „Czy możesz choć raz zrobić tak, żeby nie było nudno?”

Kurz opadł. Niezbyt mocna, ale nadal obecna wrzawa w końcu się uspokoiła. Przyszedł więc czas na naszą recenzję gry Deathloop.

Mógłbym wchodzić w szczegóły, że Microsoft wykupił Bethesdę, w skład w której wchodzi również Arkane Studios. Jako jedne z ostatnich zobowiązań, mieli oni za zadanie wypuścić recenzowany dziś tytuł. Jednak nie będę Wam zajmował czasu. W zasadzie to jedna z niewielu rzeczy, która w tej produkcji traci znaczenie. Wszystko bowiem dzieje się w pętli, ale to już pewnie wiecie. Tytuły bywają zdradzieckie.

Zobacz również: Gamedec – recenzja gry. Cyberpunk, na jaki czekałem

Zacznę więc od krótkiego wprowadzenia w fabułę, bez której nie może się obejść w zasadzie żadna recenzja. Deathloop oferuje odmienny tryb online, gdzie wcielamy się w inną postać. Jednak przy uruchomieniu gry możemy wybrać jedynie postać Colta. Przy tym jedynym, aktywnym przycisku „nowej gry” znajduje się enigmatyczne hasło „Przerwij Pętlę”. Zaraz potem, zostajemy wrzuceni w środek sceny, którą widzimy z perspektywy pierwszej osoby. Jakaś nieznana nam kobieta plecie absolutny farmazony. Następnie przy pomocy maczety, rodem z Indiana Jonesa, przerywa nam żywot kilkoma niezbyt precyzyjnymi dźgnięciami w klatkę piersiową. Budzimy się na plaży, w towarzystwie wschodu słońca i pustej flaszki. Dzień dobry! Jak było w jednym filmie, jeżeli zobaczysz na żywo kobietę ze snu – to zła wódka była!

Pierwszymi spostrzeżeniami jakie wpadły mi do głowy zaraz po ujrzeniu wprowadzenia oraz samouczka. Czuć powiew świeżości, jednak nadal do złudzenia przypomina to wielkie hity studia Arkane Studios. Mowa tutaj między innymi o Prey czy Dishonored. Jednak obie produkcje były absolutnym fenomenem, więc czy należy postrzegać to jako minus? Nie wydaje mi się. Tym bardziej, że łatwo zauważać stanowcze starania o dodania czegoś innowacyjnego. Szczerze – sam nie wiem jak podszedłbym to tej gry, gdyby nie ich dorobek. Tak czy siak, zapisuję to jako neutralny fakt.

Zobacz również: KENA: Bridge of spirits – recenzja gry. Bajkowa rewelacja nowej generacji.

Następnie warto wspomnieć o tematyce, ponieważ gier oraz filmów z tak zwaną „Pętlą czasu” było już całkiem sporo. Looper, Na skraju jutra oraz wiele innych gatunkowo odmiennych produkcji, które wymagały zawsze tego samego. Wyrwania się, z mniej lub bardziej tytułowej, pętli. Nie odnajduję więc tutaj niczego pomysłowego, tym bardziej, że rzadko zdarzało się, aby ten motyw był eksploatowany w oryginalny sposób. Najczęściej główny bohater musiał przestać robić tą samą głupią rzecz, a wspomniane zjawisko dobitnie podkreślało jak bardzo jest ślepy i głupi, nie widząc gdzie popełnia błąd. Potem olśnienie, katharsis, przerwanie błędnego koła oraz żyli długo i szczęśliwie. Czy w Deathloop też tak jest? No w życiu nie mogę tego powiedzieć, bo spoiler alert! Wszyscy dobrze wiemy, że jeżeli piekło istnieje, to dla ludzi sprzedających fabułę jest już od paru lat stworzony dodatkowy krąg. Nawet Dante biłby brawo.

Deathloop - recenzja gry. "Czy możesz choć raz zrobić tak, żeby to nie było nudne?"
Fot. Screen z gry Deathloop

Ostatnim, super krótkim spostrzeżeniem, jest fakt obecności polskiego dubbingu. Muszę przyznać, że jest na naprawdę wysokim poziomie. Niestety nie przypasował mi jakoś głos głównego bohatera, w którego wciela się Pan Jan Aleksandrowicz-Krasko. W Ricku i Mortym, wielu grach, robił fenomenalną robotę. Tutaj problem może polegać na fakcie, iż nie widzimy mimiki głównego bohatera, a fakt pamiętania jak wygląda sprawia, że nie mogę połączyć głosu z wyglądem. To moje widzi-misie, więc może warto olać tę strofę.

Zobacz również: Diablo II Resurrected – recenzja gry. Remake mojego dzieciństwa.

Przejdźmy więc do konkretów. Wszystkie wspomniane wielkie produkcje mają swój styl, rodzaj sterowania oraz oprawę graficzną. W przypadku Deathloop nie było inaczej i uważam, że każde studio ma prawo nie wychodzić z pewnego obrębu swoich własnych „konstrukcji”. Zobaczmy dla przykładu Rockstar Games. Grając (szczególnie) w tryby Online takich produkcji jak GTA V czy Red Dead Redemption 2, do złudzenia wręcz przypominają siebie nawzajem. Mógłbym wypisywać tony przykładów, a ich główny cel jest jeden. Gry mogą przypominać siebie nawzajem do jakiegoś stopnia. Jeżeli dany fundament trzyma wielkie produkcje, warto nieco z jego schematu podkradać. Grafika, gra świateł oraz ten specyficzny klimat znany z Dishonored zadziałał kolejny raz. Różnica polega jednak na tym, że historia Colta Vahna jest mniej mroczna, pełna żartów oraz niecenzuralnych dysput, które robią świetną robotę. Nie napiszę, że to taki Corvo z giwerą i humorem w klimacie produkcji Adult Swim. No nie napiszę i koniec!

Deathloop - recenzja gry. "Czy możesz choć raz zrobić tak, żeby to nie było nudne?"
Fot. Screen z gry Deathloop

Wielu graczy może skarżyć się na specyficzne sterowanie, dziwnie strzelające bronie lub tępawych NPCów. Ja przyczepię się jedynie to tego ostatniego elementu. Sztuczna inteligencja momentami kuleje, pomimo aktualizacji. Jednakże staram się przymykać na to oko, ponieważ frajda z wykonywanych (nazwijmy to na potrzeby tej recenzji) „combosów” oraz swego rodzaju akcji z dostępnymi zdolnościami jest po prostu genialna. Ktoś chyba po prostu dobrze połączył puzzle i „zczasował”  co trzeba w kodzie gry. Do tego ta groteskowa muzyka. Bawiłem się świetnie!

Przechodząc powoli do podsumowania, zauważam tendencję na tworzenie tekstów, w których pojawia się coś w rodzaju polecenia zakupu. W niektórych przypadkach spotkałem się nawet z linkami to topowych ofert. Czy serio moje „kup” lub „nie kup” (oto jest pytanie) powinno wpływa na Twoją decyzję? Mam nadzieję, że czytając tę recenzję dojdziesz do jakichś wniosków, które pomogą Ci podjąć decyzję. Zgubiliśmy gdzie, w jakimś minimalnym stopniu, sens tworzenia takich tekstów. Ok Boomer.

Deathloop - recenzja gry. "Czy możesz choć raz zrobić tak, żeby to nie było nudne?"
Fot. Screen z gry Deathloop

Obiecałem kilka linijek temu, więc tak też uczynię. Czy Deathloop jest pretendentem do gry roku 2021? Zapewne nie. Jednakże jest wart poświęcenia mu całego czasu, jakiego potrzebowałem do ukończenia fabuły. Historia często gra nam na nosie i próbuje pogrywać z postawioną wersją zdarzeń. Sama rozgrywka powinna wielu graczom przynieść ogrom frajdy. Dostępne rozwinięcia postaci potrafią zachęcić, a „zagadki” wewnątrz gry urozmaicają prosty schemat w postaci „Bieg, strzał, ukrywanie. Bieg, strzał …”. Koniecznie sprawdźcie tę produkcję, gdy tylko nadarzy się okazja. Nie ukrywam, że wersja PC w 60 klatkach z ray tracingiem robi wrażenie! PlayStation 5 aż tyle nie zaoferuje. Mamy za to nową technologię z triggerami w padach, więc albo więcej klatek albo większa frajda z pociągania za spust. Your life, your chocice, 60 seconds. Powtórki nie będzie!


Cytat w tytule pochodzi z jednej z postaci z gry Deathloop

Plusy

  • Jedna z najciekawszych propozycji tego roku
  • Klimat, pieprzny humor i niesamowita frajda z wykonywanych akcji z bronią
  • Bardzo ciekawie wykreowany świat

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Zdecydowanie nie jest to next-genowa produkcja, dishonored!
  • Pomimo aktualizacji, nie widać poprawy w inteligencji NPC'ów
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze