Gamedec – recenzja gry. Cyberpunk, na jaki czekałem

Cyberpunk 2077? Panie, daj pan spokój – Gamedec, to jest cyberpunk na jaki czekałem!

Jako hardkorowy konsolowiec, zazwyczaj nawet nie spoglądałem w kierunku Steama, a nawet jeśli, to tylko dla starych przygodówek i Hirołsów 3. Jak jakaś gra wychodziła na peceta, a nie robiła tego na konsole – Disco Elysium chociażby – wolałem cierpliwie poczekać, niżeli dokonać bluźnierstwa i grać na kąkuterze. Ale co raz częściej doskwiera mi brak gier, w których mogę prowadzić długie, rozbudowane rozmowy z NPC-ami.

Zobacz również: Cyberpunk 2077 – recenzja gry. Co wyszło, a co nie w nowej grze od CD Projekt RED?

Tak, mam słabość do gier, które cechują się mnogością opcji dialogowych i wieloma możliwymi rozwiązaniami scenariusza. Jak jeszcze gra się detektywem – o matulu, biorę to bez zbędnego nawilżenia. Ale skoro nie wiadomo kiedy i czy w ogóle doczekamy się drugiej części Jacka Orlando, a światowe studia odpowiedzialne za RPG-i co raz częściej uciekają od wysiłku jakim jest ciekawe przedstawienie opcji dialogowych i w ogóle dialogów (porównajcie sobie trzecią i czwartą część Fallouta), tak zrobiłem wyjątek. Odpaliłem Gamedeca.

Gamedec to polska (!) gra stworzona na podstawie serii książek Marcina Przybyłka (Polaka!) o tym samym tytule. Akcja ma miejsce w Warsaw City (stolica Polski!) u schyłku XXII wieku, a dokładniej w 2199 roku. Świat wygląda nieco inaczej niż przed dwustu laty. Ludzie żyją w miastach-klatkach oddzielonych od agresywnego ekosystemu barierami ABB. Światem rządzą korporacje, choć zwykły obywatel tego nie zauważa. Wielu spędza czas w światach sensorycznych – grach dających wrażenie pełnego uczestnictwa. Wiecie, VR, tylko taki w pełni odczuwalny. Gdzie przebywają ludzie, pojawiają się kłopoty. A gdy kłopoty dotyczą sieci, potrzebny jest nie policjant, ale Gamedec – detektyw od gier.

Zobacz również: Cyberpunk 2077. Jedyna oficjalna książka o świecie gry – recenzja

No dobrze, detektyw od gier brzmi może idiotycznie i naiwnie, ale zdecydowanie taki nie jest. W tej wyjątkowej mieszance Matrixa, Cyberpunka 2077 i filmów noir, nie raz zastanowicie się nad problemami natury egzystencjonalnej, a wasza moralność zostanie wystawiona na próbę. Gra składa się z kilku scenariuszy – spraw, którymi zająć ma się nasz Gamedec. Poza głównymi zadaniami, czeka na nas kilka zleceń pobocznych. Na czym w ogóle mogą polegać sprawy prowadzone przez detektywa od gier? Dostaniemy zlecenie na poszukiwanie żony klienta w grze o wdzięcznej nazwie Twisted & Perverted, w której ponoć spełnia swoje chore fetysze. Inny zleceniodawca poprosi nas o zdiagnozowanie swojego syna, który z jakiegoś powodu nie może się wylogować z gry. W pewnym momencie gry natkniemy się również na swego rodzaju sektę, działającą w świecie sensorycznym, a nawet wyzysk dzieci. Mocniejszych tematów więc też tutaj nie brakuje.

Gamedec jest reklamowany jako pozbawiony walki, izometryczny, cyberpunkowy eRPG dla jednego gracza. Rzeczywiście, nie uświadczymy tu żadnych walk i strzelania, a całość bardzo przypomina wariację klasycznych point’n’clicków z mechanikami starych RPG-ów, takich jak chociażby Fallout 2. Rozgrywka w najnowszej grze Anshar Studios polegać więc będzie przede wszystkim na dwóch rzeczach – klikaniu i dialogach. I teraz pytanie za sto punktów – po czym poznać, że monotonna w teorii rozgrywka okazuje się być wciągająca? Po scenariuszu. Weźmy najnowszą odsłonę Life is Strange – niby też chodzisz, niby też jakieś dialogi, decyzje. Ale po godzinie rozgrywki masz ochotę pobawić się żyletką w okolicach swoich nadgarstków, tak beznamiętna i bezpłciowa (hehe, swoją drogą, based Gamedec przyznaje w opcjach customizacji postaci, że są tylko dwie płci) jest warstwa scenariuszowa tej gry.

Zobacz również: Czy przygodówki point and click to dziś gatunek wymarły?

A w Gamedecu? Cholera, budżet pewnie ze dwadzieścia razy mniejszy niż przy LiS-ku albo Cyberpunku 2077, a ten scenariusz, dialogi, mnogość rozwiązań ma w sobie tyle włożonego serducha, pasji, a przede wszystkim pracy, że ciężko tego aspektu nie docenić. Wchłaniałem każdy dialog i każdy odblokowany wpis dotyczący tego niesamowitego świata gry. Bo, warto nadmienić, autorzy przygotowali coś na wzór małej encyklopedii, by lepiej odnaleźć się w 2199 roku. Co jakiś czas, wraz z eksploracją i rozmowami, odblokowują się nam wpisy, przybliżające przyszłość wykreowaną przez Marcina Przybyłka. Dawno żaden fantastyczny świat w popkulturze mnie tak nie zaintrygował, jak wizja przyszłości w grze Gamedec.

 

Gdzie opcje dialogowe, tam i rozwój postaci. Zignorujcie drzewko rozwoju z powyższego trailera – to zostało mocno okrojone, a sam rozwój naszego Gamedeca pozostawia sporo do życzenia. Założenie jest dobre – bohater ma cztery profesje, które może rozwijać za pomocą wydawania punktów z czterech kategorii określających nasze działania. Punkty zdobywa się w trakcie rozmów, zależnie od naszych odpowiedzi. Co dają profesje? Ano dodatkowe opcje dialogowe, rzecz jasna. W praktyce sprawdza się to dosyć średnio, bo choćbyś chciał, to nawet nie wiesz jak zdobyć punkt z danej kategorii, którego Ci potrzeba do rozwinięcia profesji hackera czy infuelncera.

Zobacz również: Diuna – recenzja książki. Klasyka science-fiction

Do wszystkiego dochodzi także system dedukcji, coś bardzo podobnego do tego z gier o Sherlocku Holmesie. Zależnie od ilości zebranych informacji, musimy w pewnym momencie wskazać trop, którego śladem podążymy – czy na podstawie naszych danych zabił ogrodnik czy jednak lokaj? Warto dodać, że gra, choć proponuje multum rozwiązań scenariuszowych, można odnieść wrażenie że jest w pewnym sensie liniowa. To znaczy niezależnie od naszych działań, dojdziemy do jej końca. Jednak, ważniejsze – co rusz przekonamy się o tym, że podjęte przez nas działania mają konsekwencje. I na tym właśnie polega urok Gamedeca – niby tylko rozmawiasz z jakimś NPC-em i jesteś dla niego miły, a tu dwie misje później w ciężkiej sytuacji on się pojawia i Ci pomaga, bo wcześniej nie kazałeś mu spierdalać.

Szkoda, że nie mam więcej czasu, bo chętnie przeszedłbym Gamedeca jeszcze raz. Polska egranizacja książek Przybyłka wzięła mnie z totalnego zaskoczenia i szturmem wbiła się do moich ulubionych gier tego roku. Ja, zapalony konsolowiec, zakochany w grze ze Steama? Niech to będzie dla was najlepsza rekomendacja tej produkcji.

Plusy

  • Niesamowity świat
  • Mnogość rozwiązań scenariuszowych
  • Wciąga, a przy tym starcza na dobrych 9-10 godzin

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Ostatni rozdział nieco przekombinowany
  • Rozwój postaci pozostawia sporo do życzenia
  • Okazjonalne bugi
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze