The Last of Us to dwuczęściowa, przeładowana emocjami opowieść, która idealnie nadaje się na serial. Tak się świetnie składa, że właśnie go kręcą!
To dobrze, prawda? The last of us
….Prawda?
Życie każdego serialu zaczyna się od notatki prasowej, krótkiej informacji o tym, że ktoś wpadł na jakiś mniej lub bardziej wybitny pomysł. Niektóre nowinki są wtedy bardzo odkrywcze, inne zaś są zapowiedzią prostego i bezpretensjonalnego skoku na pieniądze w postaci rebootu, dziwnego prequelu, ewentualnie zaś sequelu znanej produkcji. No i są też ekranizacje innych tytułów. Dużo ekranizacji. The last of us
Zobacz również: The Last of Us 2 i jego scenariusz – kiepskie decyzje, przesyt ideologii oraz kilka świetnych scen
Wędrując po świecie gier komputerowych, często możemy trafić na tytuły, które podczas ogrywania wydają nam się idealnym wręcz materiałem na film, serial, ewentualnie książkę. Przykłady? A proszę bardzo! Life is Strange, The Longest Journey, Alan Wake czy Baldur’s Gate. O Boże, zapomniałem, że Baldur został wydany w wersji książkowej… Ale zostawmy to w odmętach przeszłości, podobnie jak inne wstydliwe wspomnienia i nie rozdrapujmy ran. Nie warto.
Zawsze przechodząc jakąś naprawdę wciągająca przygodówkę, ewentualnie inny cRPG, wyobrażałem sobie to, jak fabuła mogłaby zostać przedstawiona w filmie. No i podobały mi się moje wizje! Potrafiłem sobie nakreślić, jak scena złożona z paru pixeli przeradza się w efektywną bitwę ze smokiem, widziałem oczyma wyobraźni poszczególne kadry i ujęcia. Piękna sprawa! Jednak problem polega na tym, że mój kolega mieszkający za ścianą też próbował zobrazować tę samą bitwę. Ale jego scena pojedynku wyglądała inaczej, złożona była z innych kadrów, a hełmy postaci zdecydowanie różniły się od moich. Ba! Nawet sam smok był jakiś inny; według mnie dziadowski. No to nie był mój bydlak ziejący ogniem! To nie był mój Christian Grey!
Zobacz również: Diuna – recenzja filmu. Kina nie umrą
Jak więc możemy pogodzić nasze kompletnie inne wizje tego samego starcia w taki sposób, aby każdy z nas był zadowolony? Nie możemy. A osób takich jak my jest dziesiątki milionów – każdy ma swoją wizję tego samego zdarzenia i chociaż na bank prędzej czy później znajdą się w tym wszystkim jakieś punkty wspólne, to osoby, które nie zgodzą się z wizją w większości poczują się poszkodowane. Ten film miał wyglądać inaczej. Ktoś się poczuje oszukany i prędzej czy później zwyzywa nasze dzieło od gówna. Czy słusznie? Trudno powiedzieć.
Jedno jest pewne – gra The Last of Us ma rzeszę fanów i jej ekranizacja to olbrzymie wyzwanie. Jednym z największych problemów jest obsada. Można tutaj zacytować piosenkę z bajki Piękna i bestia i powiedzieć: tale as old as time jest to, że nigdy – ktokolwiek by nie został obsadzony w tytułowych rolach – nie zadowolimy każdego. Odkąd tylko zaczęły być tworzone produkcje na podstawie istniejącego już dzieła, fani chyba jeszcze nigdy nie byli jednomyślni. Zresztą, aby nie być gołosłownym… zacytuję kilka komentarzy z Facebooka na temat castingów w The Last of Us.
Ogromny fan gry, nienawidzę [doboru] aktorów……. Mogli to zrobić lepiej.
Ta dziewczyna nie wygląda jak Ellie. Czy osoba przeprowadzająca casting jest ślepa?
Wolałbym grać w grę, niż oglądać te śmieci z HBO.
Już nigdy więcej nie kupię niczego z wish lol.
Możecie mi zarzucić, że specjalnie powybierałem takie smaczne cytaty tylko po to, by udowodnić swoją tezę. I oczywiście macie rację! Tak, jak najbardziej musiałem wybrać te cytaty – co nie zmienia faktu, że wystarczyło wpisać the last of us series, przejrzeć komentarze pod dosłownie dwoma postami i w około dwie minuty znaleźć wystarczająco dużo cytatów, by z czystym sercem powiedzieć – The Last of Us poniesie porażkę. Dlaczego? Ponieważ już teraz nazywane jest śmieciem, a po premierze wcale nie będzie lepiej. Pomijam już kwestię typowego hype’u i tego, że gra jest idealizowana przez użytkowników. Kiedy w głowie zbudujemy sobie niesamowicie imponujący obraz tego, jak może wyglądać dany film, to rzeczywistość zawsze nas zawiedzie.
Zobacz również: TOP10 – Ulubione Seriale Rednacza Wdowika
Owszem, być może te złośliwe komentarze będą w mniejszości (albo większości? No nie wiadomo!), ale będą. I jeżeli serial zawiedzie prawdziwego fana gry, to poniesie porażkę, ponieważ czysto teoretycznie był zrobiony właśnie dla niego. No jasne, masowego odbiorcy również, ale przede wszystkim dla fanów. Bo nic tak dobrze nie smakuje, jak oglądalność wielkości wszystkich graczy plus dodatkowe osoby. Czy serial ma jednak szansę na taki sukces? Być może, ale na pewno nie uchroni się przed hejtem. Niestety nie. Zawsze znajdą się osoby, które będą niezadowolone, niezależnie od tego, jak obiektywnie pięknym dziełem sztuki byłby serial.
Poruszyłeś bardzo śliski i niejednoznaczny temat, na którego chyba nie ma tak właściwie jednej, jasnej odpowiedzi.
Hejt przed premierą danej produkcji to małe piwo, bo on pojawia się bardzo często, szczególnie gdy mowa o głośnych markach, które odbiły swoje piętno na popkulturze. Kilka lat temu powiedziałbym, że liczy się efekt końcowy. Pamiętacie oburzenie, gdy w buty Jokera miał wejść Heath Ledger? To był właśnie ten nieuzasadniony hejt, który osobiście zawsze tępiłem i mówiłem spokojnie, wyjdzie film to zobaczymy, jak sobie koleżka poradził – szczymcie ryje i dajcie szansę.
Ale w dzisiejszym Hollwyood, albo w ogóle branży popkulturowej?
Wydaje mi się, że producenci robią absolutnie wszystko, aby wkurwić swoich wieloletnich fanów.
Mój ulubiony przykład – Star Wars, a dokładniej Ostatni Jedi. Odnosząc się do wyobrażania sobie filmu. Wielu osobom nie podobało się to, że Johnson zrobił z Luke’a bezdomnego, który pije mleko z cycka kosmity, bo idąc na film mieli nadzieję zobaczyć Luke’a takim, jakim go zapamiętali z Powrotu Jedi czy książek rozgrywających się po Powrocie. Czy można się z nimi zgodzić w stu procentach? No nie, bo trzeba przyznać, że Luke przechodzący swego rodzaju załamanie to pomysł całkiem ciekawy i świeży. Za to sama jego realizacja jest już mocno kulawa. Czy powinni bojkotować film tylko z tego powodu, że inaczej sobie wyobrażali losy swej postaci? Ano nie – powinni go bojkotować dlatego, że scenariusz tego filmu jest chujowy. J.J. Abrams zbudował podwaliny fabularne do pociągnięcia kolejnych części, fani spędzili dwa lata na spekulowaniu kim jest Snoke, kim są rodzice Rey, a Johnson odwalił trolla i zrobił nam kultowe już subvert the expectations.
Drugi przykład – The Last of Us. Piszesz o tym, że twórcy mają w zamyśle zadowolić fana. Może kiedyś tak było, ale ja dziś już boję się jakichkolwiek kontynuacji czy nie daj boże ekranizacji. Spójrzmy na grę. TLOU2 to kolejny dobry przykład na to, jak w teorii ciekawy pomysł – śmierć jednego z bohaterów – okazał się w praktyce okropnie zrealizowanym, scenariuszowym bublem. I ponownie, jak przy Ostatnim Jedi – gracze nie powinni być źli na to, że wyobrażali sobie inną grę, a na to, że osoby odpowiedzialne za scenariusz odwalili gównianą robotę i mają gracza za bezmyślnego idiotę.
Zresztą. Po dokładnym przestudiowaniu scenariusza TLOU2 oraz osoby jej głównego reżysera – Neila Druckmanna, który, by the way, odpowiedzialny będzie także za serial – dla mnie ta seria się skończyła. Ja już nie jestem jej docelowym odbiorcą. Nie wiem w zasadzie kto właściwie jest. Wątpię, by serial był robiony dla fanów, bo gdyby tak było, to prawdopodobnie Joela grałby ktoś – no cóż – biały. Wybór aktorów do ról Joela i Ellie mi przeszkadza? Oczywiście, że mi przeszkadza. I po tym, co zaserwowano w części drugiej gry i po zaznajomieniu się z aroganckimi wpisami Druckmanna względem graczy, którym nie spodobało się TLOU2, to uniwersum już mnie nie obchodzi. Casting tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że dziś true fani są traktowani jak gówno. Ktoś wyrazi niezadowolenie z tego, że w nowym He-Manie właściwie nie ma He-Mana, a główną rolę gra silna i niezależna lesbijka, to zostanie zwyzywany od zacofanych seksistów. Jest w popkulturze trend, żeby na pierwszy plan wypychać kobiety, mniejszości rasowe i seksualne.
Może te trendy – traktowania fanów jak gówno i wciskania “mniejszości” gdzie się da – się kiedyś odwrócą, choć nie zapowiada się na to dopóki będziemy dawać zarabiać takim osobom jak Druckmann.
A koleś zarobi prawdziwe kokosy, bo serial TLOU się sprzeda i będzie ogromnym sukcesem. Skazany na porażkę? W życiu. Hitu na miarę Gry o Tron pewnie nie będzie, ale oglądalność wyjebie i tak w kosmos na tyle wysoko, że Druckmann jeszcze niejeden serial dla HBO nakręci.
No, jak widzę, czołowego hejtera już wywołałeś z lasu 😀