Lubię takie historie. Egmont wydał we wrześniu najgorszy komiks, jaki czytałem w życiu – Pośród Lasu – a jednocześnie także jeden z najlepszych, mieszczący się spokojnie w moim TOP3 – recenzowaną tu Armadę.
Słyszałem wcześniej o tym komiksie. Wydaje mi się, że kilka razy, na początku nowego tysiąclecia, gdy Egmont podjął się wydawania tego komiksu w Polsce, wpadła mi w oko jego reklama w prasie. Cholibka, może nawet i mój brat miał go na półce? Tak czy inaczej, francuska Armada wychodzi oryginalnie od 1998 roku, zaś w naszym rodzimym kraju od 2000 roku. I powiem szczerze, że niezbyt interesowała mnie seria, która liczy 20 dość cienkich zeszytów. Ja jestem kolesiem od zbiorowych wydań. Tak więc w momencie, kiedy zostało ogłoszone, że Armada doczeka się takiego właśnie wydania, oczy mnie się zaświeciły. W końcu zobaczę, o co tyle szumu. Bo, jak wiecie lub nie, tytuł ten cieszy się sporą popularnością i naprawdę zbiera rewelacyjne oceny.
Zobacz również: Resident Alien, tom 2 – recenzja komiksu. Ale jak to… Koniec…?
Po jego lekturze wiem już, że te zachwyty nie są wzięte z – nomen omen – kosmosu. Tytułowa Armada to konwój tysięcy pojazdów kosmicznych – krążowników, statków admiralskich czy wojennych transportowców – poszukujących nowych form życia na nieznanych planetach. Pewnego dnia Armada trafia na planetę, gdzie napotykają nieznany im wcześniej gatunek. Tak oto poznajemy naszą główną bohaterkę – Navis, przedstawicielkę rasy ludzi.
Zobacz również: Diuna – recenzja filmu. Kina nie umrą
Zaspoiluję wam oczywistą rzecz – tom pierwszy, Ogień i Popiół, stanowi swoiste wprowadzenie w świat przedstawiony. I, jak można się spodziewać, na jego zakończenie, Navis zostaje wcielona do Armady. Prawdziwe mięsko zaczyna się właśnie wraz z kolejnymi trzema częściami – Kolekcjoner, W Trybach Rewolucji i Talizman Demonów. Dowiadujemy się więcej o strukturze Armady, poznajemy kolejne planety i ich mieszkańców, zostajemy wraz z Navis wciągnięci w kolejne intrygi i świat brudnej polityki. Scenariusz obfituje w olbrzymią różnorodność. Jest akcja, jest humor, jest dramat, świetne elementy sci-fi, tu komentarz społeczny i rozmyślania autora na problemy toczące ludzkość, tam z kolei zwroty akcji, śmierć bohaterów i polityczne intrygi. Nie sposób się tu nudzić!
I na koniec przyznam się, że nie wiem co mam robić. Bo wprost nie mogę usiedzieć w miejscu po lekturze czterech pierwszych tomów Armady w zbiorczym opakowaniu, a wiem, że na kolejny tom pewnie przyjdzie nam poczekać kilka miesięcy. To szaleństwo, ale rozważam skuszenie się na kupno standardowych zeszytów tego komiksu, by poznać dalsze losy Navis i zobaczyć, co jeszcze ciekawego czeka mnie w świecie Armady. A wiem, że czeka mnie sporo.