Szaleństwo Cthulhu – Lovecraft nadal żyje. W pewnym sensie…

Dorobek Literacki Howarda Phillipsa Lovecrafta  – jednego z bardziej prominentnych i osobliwych autorów horrorów – jest obszerny i przytłaczająco różnorodny. Od krótkich opowiadaniach o zabijaniu kotów I dramatycznych następstwach dokonanego czynu, po rozległe wizje fantastycznych światów i wizji sennych prowadzących nawet najbardziej przyziemnych I racjonalnych do nieuniknionego obłędu.

Literackie dziedzictwo Lovecrafta składa się z olbrzymiego wachlarza wszelakich koszmarów, dziwności, strachu i utraty stabilności psychicznej, a wszystkie te teksty razem tworzą Mitologię Cthulhu, pogmatwaną i niepokojąca wizję świata, w którym to nie ludzie, a wyższe byty są dominującą siłą we wszechświecie, a nasz spokojny, ziemski byt mógłby zachwiać się w posadach, gdyby tylko zechcieliby oni naruszyć jego dotychczasowy marazm.

Zobacz również: Lovecraft a filmy – trzy ekranizacje, na które warto zwrócić uwagę

Mając przed sobą autora z takimi tytułami na koncie, jak Zew Cthulhu czy Kolor z Przestworzy, nie da się uniknąć sytuacji, w której ktoś chciałby oddać hołd, rozszerzyć czy po prostu sparodiować kosmiczny horror jakim obdarzył nas Lovecraft. Tego zadania podjęła się niezliczona grupa pisarzy, którzy zainspirowani dziełami Lovecrafta postanowili dodać do jego świata coś od siebie. I chwała im za to! Wydawnictwo Vesper, niedawno wydało zbiór antologii do uniwersum Lovecrafta. Szaleństwo Cthulhu to 16 krótkich opowiadań, każde napisane przez innego autora, każde jest swoim własnym dziełem, każde jednak czerpie mniej lub więcej z prozy Samotnika z Providence.

Motywem przewodnim i swego rodzaju rdzeniem całego zbioru jest opowiadanie W Górach Szaleństwa, jedno z popularniejszych opowiadań Lovecrafta, które w pewien sposób zbiera w sobie wszystko co charakterystyczne dla jego stylu pisania. Niska rola i znaczenie ludzi w skali kosmosu, olbrzymie i przerażające struktury, bezkształtne potwory i nadchodząca zagłada. Przed otworzeniem książki martwiłem się, że będzie ona niezrozumiała dla czytelnika, który wcześniej nie miał kontaktu z Lovecraftem i jego prozą. Całe szczęście, zarówno wstęp Jonnathana Maberrego, przedmowa S.T. Joshiego, jak i fakt, że wspomniane wcześniej W Górach Szaleństwa znajduje się na samym początku książki, pozwala nie tylko zrozumieć kontekst ale i poczuć namiastkę tego, w jaki sposób pisał Lovecraft, co zdecydowanie pomaga przy ogólnym odbiorze.

Zobacz również: W górach szaleństwa, tom 1 – recenzja książki

Najjaśniejszą stroną Szaleństwo Cthulhu jest zdecydowanie jego różnorodność. Mamy tu chociażby absurdalne parodie oryginałów. W tym przypadku poleciłbym najbardziej W Górach Pomroczności Arthura C. Clarka. Utwór ten wywołał u mnie kilka uśmiechów i jeden odrobinę za głośny chichot, którym zaniepokoiłem towarzyszących mi pasażerów autobusu. Tekst Clarka zdaje się brać wszystko to, co tak umiłował sobie Lovecraft i… Odwrócić o 180 stopni. Wszystko, poza główną osią fabularną, zdaje się być nie tak – tempo, ton, a i nawet Wielcy Przedwieczni bardziej przypominają tu postaci z kreskówek.

Nie tylko luźne podejście do materiału źródłowego jest warte uwagi. Bardzo doceniam, gdy twórca antologii znajduje wady w pierwowzorze i postanawia coś na nie zaradzić. Lovecraft, pomimo swojej umiejętności do wpuszczenia czytelnika do świata kosmicznych sił, wielkich galaktyk i nieskończonej potęgi i strachu jakie posiada to, co nieznane, z wielką niechęcią i nieumiejętnością podchodził do tworzenia ludzkich postaci. Zwykle ich charakter można by opisać w trzech, może czterech epitetach.

Zobacz również: Obcy: Przebudzenie – recenzja książki. Obcy vs Ripley, runda 4

Miało to swoje zalety, pozwalało bardziej skupić się na wszystkim co fantastyczne i nieznane. Nie pozwalało jednak wczuć się w bohaterów i sprawić, że faktycznie nam na nich zależy. Zdawali się oni być tylko narzędziem, bez którego Lovecraft nie miałby jak pokazać nam swojego kosmicznego horroru. Twórcy zauważyli ten problem i postanowili dodać do świata Lovecrafta trochę bardziej przyziemnych, ludzkich problemów. Mamy tu wątki rodzinne, romantyczne czy eksplorujące takie emocje jak zazdrość lub porzucenie. Jest to spory powiew świeżości, zwłaszcza dla osób, które dotychczas kosmiczny horror chłonęły wyłącznie z tym wstrętem do ludzkiej rasy i przedstawianiu ludzi jako pionków czy nawet zwierzęta.

Ostatecznie każda z tych antologii ma coś zupełnie innego do zaoferowania i nawet jeśli nie wszystkie koniecznie przypadły mi do gustu, to każda była warta przeczytania i poznania nowego podejścia do już prawie 100-letniej mitologii. Największą zaletą jaką jednak widzę to fakt, że po przeczytaniu Szaleństwo Cthulhu nie tylko bardziej doceniłem twórczość Lovecrafta, ale i zobaczyłem jej wady, w między czasie poznając nowych autorów, o których wcześniej nie miałem pojęcia.

Zobacz również: Budowniczowie Gotham – recenzja. Stare, ale… Stare.

Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o okładce i ilustracjach przeplatających się między tekstami. W dużym skrócie – są one śliczne, o ile tak można określić wizje obślizgłych, mackowatych kreatur. Cieszą oko zarówno na półce, jak i poza nią.

Absolutnie polecam sięgnięcie po Szaleństwo Cthulhu lub podarowanie go komuś na nadchodzące święta. Jeśli jednak miałby być to pierwszy kontakt z twórczością Lovecrafta, poleciłbym w pierwszej kolejności sięgnąć po zbiór opowiadań samego Lovecrafta. Najlepszym byłby moim zdaniem Zew Cthulhu, który bardzo dobrze pozwala zapoznać czytelnika z tym niezwykłym uniwersum.

Plusy

  • Estetyczne wydanie
  • Duża różnorodność w tematyce i stylu, a przy tym godne oddanie świata Lovecrafta
  • Samodzielność utworów

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Bez znajomości pierwowzorów, odbiór może być gorszy
  • Książka raczej do czytania w domu, nie w trakcie podróży
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze